75 lat temu szef NKWD Nikołaj Jeżow wydał rozkaz. Ofiarą masowej eksterminacji mogło paść nawet 140 tys. Polaków na terenie sowieckiej Rosji.
- W Polsce koncentrujemy uwagę na martyrologii Polaków na Wschodzie w okresie po 17 września 1939 r. Tymczasem należy również pamiętać o tragicznych losach Polaków, którzy jako obywatele sowieccy byli ofiarami ludobójstwa jeszcze przed drugą wojną światową. Liczby zamordowanych Polaków w ZSRR przed, jak i po 1939 r., są porównywalne - powiedział prof. Wojciech Materski z Instytutu Studiów Politycznych PAN, zasiadający w Polsko-Rosyjskiej Grupie ds. Trudnych.
"Operacja polska"
Dziś mija 75. rocznica wydania rozkazu operacyjnego nr 00485 przez szefa NKWD Nikołaja Jeżowa, który rozpoczął systematyczną i masową eksterminację Polaków w latach 1937-1938 na terenie sowieckiej Rosji. Rozkaz, przed jego wydaniem, zaakceptowało Biuro Polityczne Komitetu Centralnego WKP(b) z Józefem Stalinem na czele. O ile z rąk sowieckich w latach 1939-1945 zginęło ok. 150 tys. obywateli polskich, to niewiele mniej, bo nawet 140 tys. Polaków, zginęło w wyniku tzw. operacji polskiej przeprowadzonej przez NKWD w latach 1937-1938. - Nazwa "operacja polska" to eufemizm. W gruncie rzeczy to był systematycznie i masowo przeprowadzony mord na Polakach. Klasyczne ludobójstwo, gdzie wystarczało być polskiej narodowości, żeby zginąć - podkreślił Wojciech Materski.
Chłopi, księża i polscy komuniści
Przekrój społeczny mordowanych przez NKWD Polaków był bardzo szeroki. Najliczniej ginęli polscy chłopi, którzy stanowili największą grupę wśród polskich mężczyzn, ale rozstrzeliwani byli również przedstawiciele inteligencji, zwłaszcza księża i polscy komuniści. - Stalin nie znosił Komunistycznej Partii Polski, bo uważał, że jest trockistowska i rozbijacka. Mam osobistą refleksję, że Stalin w ogóle miał kompleks na punkcie Polski. Uważał, że to, co się stało w 1920 r. i przekreśliło szansę na przeniesienie rewolucji bolszewickiej na Zachód, jest garbem na jego życiorysie - tłumaczył Wojciech Materski.
Brutalne egzekucje
Metody egzekucji Polaków były bardzo brutalne. Tomasz Sommer w książce "Rozstrzelać Polaków - Ludobójstwo Polaków w Związku Sowieckim w latach 1937-1938. Dokumenty z centrali" opisuje, że skazanych rozstrzeliwano najczęściej strzałem w tył głowy. "Nie była to jednak reguła, czasem zabijano salwami niemal na oślep. Czasami zabijano też skazanych bez użycia broni palnej np. przy pomocy kijów. W toku mordów używano specjalnego oprzyrządowania - fartuchów, wiader, sznurów, szczotek itp., co pomagało uchronić ubrania i mundury katów oraz miejsca kaźni przed lejącą się z przestrzelonych głów krwią" - pisze Sommer.
Zabijanie bez sądów
Prof. Wojciech Materski przytoczył też opisy akcji NKWD, które można znaleźć w relacjach zebranych przez rosyjskiego historyka Mikołaja Iwanowa w książce "Pierwszy naród ukarany". - Wśród przykładów jest np. wieś na Marchlewszczyźnie, którą funkcjonariusze NKWD najpierw otaczali. Po wkroczeniu małe dzieci i kobiety zdolne do pracy separowano, a resztę, czyli mężczyzn i podrostków po prostu na miejscu rozstrzeliwano - opowiada historyk. Materski dodaje, że są dokumenty pokazujące, że rozstrzeliwań dokonywano bez sądów. - Ludzi rozstrzeliwano, nikomu nic nie udowadniając - dodaje Materski.
W Polsce nic nie wiedziano
W Polsce na ogół nie zdawano sobie sprawy z sowieckich zbrodni popełnianych na Polakach. Poza szczątkową wiedzą u niektórych dyplomatów (była nawet interwencja ambasadora Wacława Grzybowskiego, który pytał Rosjan o mordowanie Polaków na Marchlewszczyźnie, ale w odpowiedzi usłyszał jedynie zaprzeczenia) ani polskie elity, w tym polska prasa, ani polski wywiad nie wiedziały, co się dzieje za wschodnią granicą. - Sowiecka Rosja była bardzo trudna do penetracji dla służb wywiadowczych - powiedział Materski.
Autor: km//gak / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia