Była rozmowa, która kierunkowała się w stronę, że jeśli wskażę zasugerowane osoby, to ciężar gatunkowy zarzutów wobec mnie będzie lżejszy - oświadczył w "Jeden na jeden" w TVN24 były komendant główny policji Zbigniew Maj. - Chodziło o jednego z ministrów rządu PO-PSL - dodał.
- Nie czuję się przestępcą - zapewniał w "Jeden na jeden" w TVN24 były komendant główny policji.
Zbigniew Maj oraz byli dyrektorzy łódzkiej i poznańskiej delegatury CBA Krzysztof A. i Jacek L. zostali zatrzymani w środę rano przez Centralne Biuro Antykorupcyjne na polecenie Podkarpackiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Rzeszowie. Agenci CBA pojawili się w domu byłego szefa polskich policjantów w Kaliszu po godzinie 6.
Wszyscy trzej zatrzymani zostali przewiezieni do prokuratury w Rzeszowie, wcześniej przeszukano ich posesje. Były komendant główny policji usłyszał w środę wieczorem 10 zarzutów, między innymi ujawniania informacji z prowadzonych postępowań karnych oraz na temat planowanych dopiero czynności.
Maj zadeklarował w czwartek w Poznaniu, że złoży zawiadomienie w sprawie zatrzymania przez CBA i dotyczące przebiegu czynności wykonywanych przez funkcjonariuszy. - Uważam, że zajścia od początku do końca, nie chcę powiedzieć, że były ukartowane, ale były na 100 procent przygotowane - stwierdził podczas konferencji prasowej.
"Krzyk, huk, sceny dantejskie"
Pytany w "Jeden na jeden" w TVN24, jakie konkretnie przepisy mieli przekroczyć funkcjonariusze CBA, którzy weszli do jego domu, odpowiedział, że artykuł 231. kodeksu karnego. - To jest przekroczenie uprawnień. Czy przy takim przepisie nazywanym przestępstwem urzędniczym używa się grupy uderzeniowej? Czy wchodzi się o godzinie 6 do domu, rzuca się mnie na podłogę przy mojej rodzinie? - pytał.
- Moja małżonka stoi przy schodach pilnowana przez funkcjonariuszy. Reszta biegnie do pokoju nieletniej córki. Jest jeden krzyk, huk, w domu odbywają się sceny dantejskie - relacjonował były komendant policji.
Dopytywany, jak odniesienie się do tego co mówi prokuratura i CBA, że funkcjonariusze wykonywali swoje obowiązki, obawiali się, że ma broń, odparł: - Ja mam broń myśliwską. Funkcjonariusze dobrze wiedzieli, że ja mam broń.
- Tak samo, jak dobrze wiedzieli, że moja broń jest zabezpieczona 30 kilometrów od mojego domu - dodał.
"Wchodzi mi się na bojowo do domu"
Przyznał, że "rozumie podstawę do zatrzymania". - Ale nie do siłowego wejścia w tym przypadku. Nie widzę zagrożenia z mojej strony. Jest 2,5 roku po moim odejściu ze służby. Ja do dnia dzisiejszego nie zostałem zaproszony przez prokuratorów na jakiekolwiek przesłuchanie - tłumaczył.
- Wchodzi mi się na bojowo do domu, kładzie mi się całą rodzinę - z nieletnią córką - na podłodze, kuje się mnie w kajdany - mówił.
Dodał, że "to jest tylko jedna część czynności, które zostały wykonane". - Jedzie się 30 km od mojego miejsca zamieszkania, tam, gdzie jestem zameldowany. Wchodzi się nie do mojego domu, tylko do domu mojego teścia. Teść, 80-letni staruszek, otwiera dom i funkcjonariusze przebywają z moim teściem w domu na początku wspólnie, a jak ja przyjechałem z Kalisza, to okazuje się, że mojego teścia nie ma, a funkcjonariusze są w moim domu kilkadziesiąt minut. To nie jest złamanie przepisów? - pytał.
Poinformował, że złoży zażalenie w tej sprawie. - Bo w mojej ocenie złamali przepisy i przekroczyli swoje uprawnienia - powiedział, dodając, że "jeżeli będzie miał podstawę, to złoży nawet zawiadomienie o przestępstwie dokonanym przez funkcjonariuszy CBA".
"Chodziło o jednego z ministrów rządu PO-PSL"
Maj wspomniał w "Jeden na jeden" o rozmowie z wiceszefem delegatury gdańskiej CBA. - Jeśli pomogę i wskażę pewne osoby, które miałem zasugerowane, to ciężar gatunkowy tego, co się dzieje, będzie lżejszy - mówił. Były komendant policji tłumaczył w TVN24, że chodziło o "jakieś nagrania".
Pytany, czego konkretnie dotyczyła ta propozycja i kogo miałby wskazać, odparł: - Chodziło o jednego z ministrów rządu PO-PSL.
"Teatr jednego reżysera"
Zdaniem Zbigniewa Maja, jego zatrzymanie "to jest teatr jednego reżysera". Wyjaśnił, że ma na myśli ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro.
- Trzeba się zastanowić, że w tym akurat dniu, kiedy politycy mają się wytłumaczyć z nagród i jest konflikt z osobami niepełnosprawnymi w Sejmie, nagle rano jestem zatrzymany ja, "Masa" i jest akt oskarżenia wobec byłego ministra (Andrzeja - red.) Biernata. To nie jest przypadek - ocenił Maj.
Prokuratura Krajowa poinformowała w środę, że zarzuty przedstawione Majowi obejmują okres od 1 stycznia do 10 lutego 2016 roku, kiedy kierował policją.
Maj zrezygnował ze stanowiska 11 lutego 2016 roku po dwóch miesiącach od powołania. Tłumaczył tę decyzję tym, że byli pracownicy Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji przygotowali wobec niego prowokację. Pojawiły się informacje, że chodzi o wydarzenia sprzed kilkunastu lat, kiedy Maj pracował w Kaliszu. Jak donosiły media, były informator policji miał go szantażować i sugerować, jakoby Maj przyjął od niego pięć butelek alkoholu i pożyczył 10 tysięcy złotych, których nie oddał.
"BSW - tak jak kiedyś SB - ma swoje macki"
17 maja na antenie TVN24 przewodniczący Ruchu Kukiz’ 15, Paweł Kukiz stwierdził, że to Biuro Spraw Wewnętrznych jest całkowicie odpowiedzialne za sytuację, w której znalazł się komendant Maj.
- Ataki na niego były prowadzone od samego początku, były wtedy zarzuty korupcyjne, jakieś nieprawidłowości w samorządzie. Śledztwo nic nie wykazało. No i teraz znajduje się nowe zarzuty, chodzi o przekroczenie uprawnień - mówił.
- BSW - tak jak kiedyś SB - ma swoje macki - wskazywał Kukiz w "Jeden na jeden" 17 maja.
Do tej wypowiedzi odniósł się w poniedziałkowym programie Zbigniew Maj. - Tak, poniekąd [Paweł Kukiz - przyp. red.] miał rację - stwierdził były komendant główny policji. Jak dodał, "sprawa jest wielowarstwowa, wielowątkowa".
"Ta sprawa jest miałka"
- Dwa i pół roku śledztwa, które dotyczyło Kalisza i samorządu kaliskiego szeroko rozumianego, nic nie przynosiło dla prokuratury - kontynuował. - Nie było do dnia dzisiejszego żadnych czynności wykonywanych ze mną ani z członkami mojej rodziny - podkreślił.
Zaznaczył jednocześnie, że kiedy został komendantem głównym, "ni stąd ni zowąd" pojawił się materiał z podsłuchu dotyczący zarzutów formułowanych pod jego adresem.
- Jak zaczęły się tak naprawdę jakieś ruchy kadrowe, które wykonywałem w ramach swoich obowiązków, ni stąd, ni zowąd, pojawił się materiał [operacyjny - red.]. Dziesięć butelek czy pięć butelek wódki, dziesięć tysięcy pożyczki - nie łapówki - mówił Maj.
I podkreślił, że "kontekst jest zupełnie inny". - Ta sprawa jest, w mojej ocenie, miałka, delikatnie mówiąc - skomentował.
"Nie wierzę w to"
Zdaniem Maja, to materiał Biura Spraw Wewnętrznych "dał podstawę CBA", żeby założyć mu podsłuch. - Ja pytam jako funkcjonariusz, jako policjant, jako osoba, która pracowała na linii: jeżeli dostajemy materiał operacyjny w różnej formie, to najpierw trzeba go zweryfikować. Są różne możliwości zweryfikowania takiego materiału i tak naprawdę ostatecznym środkiem jest dopiero podsłuch - ocenił.
- Pytam się: cały wachlarz [możliwości weryfikacji - red.] był wykorzystany przez te kilka dni? Nie wierzę w to - podsumował gość "Jeden na jeden" w TVN24.
Autor: kb,JZ//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24