- Problem zmianowości dotyczy nie tylko szkół wielkomiejskich.
- Część dzieci wciąż nie wie, kiedy będą odbywały się u nich zajęcia z edukacji zdrowotnej. A to może wpłynąć na frekwencję na tych nieobowiązkowych lekcjach. I oczywiście na plany lekcji.
- Nie ma przepisów, które regulowałyby obłożenie dzieci i młodzieży nauką szkolną. Lekcji jest tyle, ile da się wcisnąć i w takich godzinach, w jakich są wolne sale i nauczyciele.
"Po tylu godzinach na świetlicy, gdy 8 latek zaczyna zajęcia o 12.45 czy 11.40 (szczególnie w piątek), to jego umysł już do niczego się nie nadaje…"
"Tyle" to około czterech. Widzimy to wyraźnie na planie, który jedna z naszych czytelniczek nadesłała na Kontakt24, gdy poprosiliśmy Was o pokazanie planów lekcji.
Jej dziecko - drugoklasista - w środy musi spędzać więcej czasu w świetlicy niż na lekcjach. "Jeden z rodziców musiałby się zajmować wyłącznie domem, aby to dobrze funkcjonowało" - podsumowuje czytelniczka. I dodaje: "ja się wcale nie dziwię, że młodzi ludzie nie chcą mieć dzieci".
Więcej dzieci, większy problem
Ci, którzy dzieci już mają, wiedzą, jak się trzeba nagimnastykować, by plany lekcji nie zdestabilizowały życia całej rodziny. Rozmawiam o tym z mamą czwórki. Rodzina mieszka w mieście wojewódzkim.
- Najstarsi uczą się w pierwszej liceum i szóstej klasie podstawówki. Jeżdżą do szkoły sami, ale młodszych muszę na razie codziennie zaprowadzać i przyprowadzać - opowiada mama.
By ogarnąć plany całej rodziny, stworzyła specjalny arkusz w Excelu. - I zasuwam cztery razy dziennie tam i z powrotem, po 25 minut w jedną stronę, żeby to działało - opisuje kobieta. - Docelowo dziecko z czwartej klasy też pewnie zacznie chodzić do szkoły samo, ale to jeszcze potrwa. Świetlica? Tłoczna, unikam korzystania. Za to dzieci na szczęście jedzą obiady w szkołach - dodaje.