Proza sejmowego życia bywa nieznośna. Nawet dla samych posłów. Są tacy, którzy bronią się przed nią ucieczką. Ale nie taką "po prostu" - do hotelu, czy stołówki. Rafał Grupiński, poseł Platformy, daje przykład, że z prozy najlepiej uciekać w poezję i to dosłownie. W Sejmie ochotę do rymowania on i jego koledzy przejawiają często. I nic to, że na znalezienie wieszczych rymów czasu starcza rzadziej.
Grupiński ma już na swoim koncie cztery tomiki. Właśnie ukazało się jego "Uspokojenie". Wieczór poetycki przyciągnął jednak nie tylko miłośników poezji, ale i polityki. Bo poeta i poseł czasami się spotykają. O tych związkach metaforycznie autor "Uspokojenia" mówi tak: - Poezja uczy takiego myślenia o świecie, w którym rzeczy oczywiste wcale nie są oczywiste.
Poezja uczy takiego myślenia o świecie, w którym rzeczy oczywiste wcale nie są oczywiste
Każdy swoją muzę ma
Jego koalicyjny kolega z PSL Franciszek Stafaniuk, też poeta, metaforycznej poetyki i tematyki tak bardzo nie lubi - woli tę chłopską. Jeszcze inny sposób, by frunąć na skrzydłach poezji znajduje Stanisław Wziątek. On "lubi sobie skrobnąć coś, co dotyczy określonej sytuacji" - krótko mówiąc, poseł SLD jest miłośnikiem tak zwanej "poezji interwencyjnej".
Najsłynniejszym "poetą" wśród polityków jest jednak bez wątpienia Ludwik Dorn. Ten z kolei, w odróżnieniu od kolegów Stefaniuka i Wziątka, upodobał sobie tematykę dziecięcą. Na swoim koncie ma już nawet w tej materii zasłużone laury - na przykład wyróżnienie na ogólnopolskim konkursie "Wielcy poeci piszcie dla dzieci". Dorn napisał wtedy kilka linijek "O śpiochu tłuściochu i o psie Sabie".
Wielka sztuka się nie mylić
Jeżeli muzy poezji pojawiają się w Sejmie, to najczęściej usadawiają się blisko mównicy. To na niej bowiem poetyckie natchnienie najczęściej dopada posłów. Bo ubarwienie politycznego wystąpienia celnym rymem jest efektowne, a i w pamięć myśli danego posła zapadają wtedy łatwiej jego kolegom.
Od poezji nie stronią zatem i ci politycy, którzy muz poezji jeszcze osobiście nie poznali. W takich przypadkach najczęściej wystąpienie kończy się rymem częstochowskim, albo cytatem. Ale i tu czasem pojawiają się kłopoty, głównie z trafieniem we właściwego autora zapożyczonych słów. Kiedyś nie trafił nawet sam prezydent.
- Tu nasuwa się porównanie z pewną częścią twórczości naszego wybitnego poety Herberta: ''Trzeba kochać ludzi, bo szybko odchodzą" - skojarzył Lech Kaczyński w czerwcu na konferencji w Brukseli. T,o że przekręcił słowa autora, ten pewnie by mu wybaczył. Ale żeby tak się stało, prezydent musiałby w myślach zwrócić się do ks. Jana Twardowskiego, a nie Zbigniewa Herberta.
Źródło: TVN