Grupiński ma już na swoim koncie cztery tomiki. Właśnie ukazało się jego "Uspokojenie". Wieczór poetycki przyciągnął jednak nie tylko miłośników poezji, ale i polityki. Bo poeta i poseł czasami się spotykają. O tych związkach metaforycznie autor "Uspokojenia" mówi tak: - Poezja uczy takiego myślenia o świecie, w którym rzeczy oczywiste wcale nie są oczywiste.
Poezja uczy takiego myślenia o świecie, w którym rzeczy oczywiste wcale nie są oczywiste
Każdy swoją muzę ma
Jego koalicyjny kolega z PSL Franciszek Stafaniuk, też poeta, metaforycznej poetyki i tematyki tak bardzo nie lubi - woli tę chłopską. Jeszcze inny sposób, by frunąć na skrzydłach poezji znajduje Stanisław Wziątek. On "lubi sobie skrobnąć coś, co dotyczy określonej sytuacji" - krótko mówiąc, poseł SLD jest miłośnikiem tak zwanej "poezji interwencyjnej".
Najsłynniejszym "poetą" wśród polityków jest jednak bez wątpienia Ludwik Dorn. Ten z kolei, w odróżnieniu od kolegów Stefaniuka i Wziątka, upodobał sobie tematykę dziecięcą. Na swoim koncie ma już nawet w tej materii zasłużone laury - na przykład wyróżnienie na ogólnopolskim konkursie "Wielcy poeci piszcie dla dzieci". Dorn napisał wtedy kilka linijek "O śpiochu tłuściochu i o psie Sabie".
Wielka sztuka się nie mylić
Jeżeli muzy poezji pojawiają się w Sejmie, to najczęściej usadawiają się blisko mównicy. To na niej bowiem poetyckie natchnienie najczęściej dopada posłów. Bo ubarwienie politycznego wystąpienia celnym rymem jest efektowne, a i w pamięć myśli danego posła zapadają wtedy łatwiej jego kolegom.
Od poezji nie stronią zatem i ci politycy, którzy muz poezji jeszcze osobiście nie poznali. W takich przypadkach najczęściej wystąpienie kończy się rymem częstochowskim, albo cytatem. Ale i tu czasem pojawiają się kłopoty, głównie z trafieniem we właściwego autora zapożyczonych słów. Kiedyś nie trafił nawet sam prezydent.
- Tu nasuwa się porównanie z pewną częścią twórczości naszego wybitnego poety Herberta: ''Trzeba kochać ludzi, bo szybko odchodzą" - skojarzył Lech Kaczyński w czerwcu na konferencji w Brukseli. T,o że przekręcił słowa autora, ten pewnie by mu wybaczył. Ale żeby tak się stało, prezydent musiałby w myślach zwrócić się do ks. Jana Twardowskiego, a nie Zbigniewa Herberta.
Źródło: TVN