Policja użyła gazu wobec protestujących po spotkaniu Jarosława Kaczyńskiego z sympatykami partii w Inowrocławiu. Kiedy doszło do kłótni między jednym z protestujących mężczyzn a policjantem, funkcjonariusz użył gazu łzawiącego. - Użycie takiego środka nie tylko nie było niezbędne, ale w ogóle do niczego nie służyło, oprócz tego, że nastąpiła eskalacja konfliktu - ocenił doktor Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Policja twierdzi, że "osoby, wobec których podejmowano interwencję używały w stosunku do policjantów słów wulgarnych, nie stosowały się do wydawanych poleceń i pomimo kilkukrotnego ostrzeżenia o użyciu gazu, nadal nie odsunęły się od funkcjonariuszy".
Prezes PiS Jarosław Kaczyński był w niedzielę między innymi w Inowrocławiu, gdzie spotkał się z sympatykami partii. W okolicach sali, gdzie odbywała się konferencja, zgromadziła się grupa osób skandująca między innymi hasło: "będziesz siedział", kiedy szef Prawa i Sprawiedliwości wchodził na spotkanie i wychodził z niego. Protestujący krzyczeli również "Balbina" w stronę Kaczyńskiego. Chodzi najpewniej o sprawę tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa zarejestrowanego pod pseudonimem Balbina, którego przeciwnicy prezesa PiS kojarzą z otoczeniem Jarosława Kaczyńskiego.
Na nagraniach zarejestrowanych przez kamerę TVN24 widać między innymi, jak dwóch mężczyzn stoi bezpośrednio przed policjantami - jeden z tych mężczyzn kłóci się z nimi, zwracając się do zamaskowanego policjanta w ciemnych okularach przeciwsłonecznych. Mężczyzna używa wulgaryzmów. Funkcjonariusz odpycha go i towarzyszącego mu drugiego mężczyznę, po czym używa wobec obu gazu łzawiącego.
Po użyciu gazu przez policjanta słychać komunikat wypowiedziany przez jednego z funkcjonariuszy: - Wykonywać polecenia, bo użyjemy środków przymusu.
Jedna z kobiet na użycie gazu przez policjantów wobec protestujących zareagowała okrzykiem: "gestapo jesteście". Na dalszej części nagrania widać, jak jeden z mężczyzn zostaje odprowadzony do radiowozu.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET 24: Użycie gazu podczas manifestacji "zwykłym odruchem"? To sprzeczne z ustawą i policyjnym szkoleniem
Zatrzymany mężczyzna relacjonuje
"Gazeta Wyborcza" dotarła do osób, które zostały potraktowane gazem przez policję. "Skuli mnie tak, że jeszcze mam czerwone nadgarstki" - powiedział jeden z zatrzymanych. "Ten, co potraktował mnie gazem, podszedł i docisnął, jak siedziałem na siedzeniu w suce [radiowozie - przyp. red.]. Mówiłem, że nic nie widzę, czy mogę się czymś wytrzeć, a on, że nie, że zaraz dostanę paralizatorem. Mówię do niego: bądź człowiekiem, nic złego nie zrobiłem, jestem skuty, chociaż zdejmij te kajdanki. A on, że nie ma mowy. Podszedł i jeszcze docisnął. Nic nie zrobiłem, stałem spokojnie, kazali to się cofnąłem, nic nie robiłem! Jak psiknęli gazem, odskoczyłem, schyliłem się, a gdy po chwili podniosłem głowę, zobaczyłem, że idą w moją stronę. No i zwinęli mnie" - dodał.
Według relacji tego mężczyzny przekazanej "Gazecie Wyborczej", chociaż chciał sam wejść do radiowozu, to policjanci mieli go "dusić", a także "butami wciskać plecy".
"Ten, co mnie dusił, walnął mnie dwa razy kolanami w głowę, gdy leżałem. Wykręcił mi ręce, prosiłem, żeby przestał, mówiłem, że mnie boli, że sam się przesunę, ale on jeszcze bardziej mi ręce ciągnął do góry. Mówiłem: - połamiesz mi ręce, człowieku. A przecież nic nie robiłem, kazali się zatrzymać - stałem, coś tam krzyknąłem, ale nic nie robiłem!" - powiedział.
Kładoczny: dramatycznie niezgodnie z przepisami
Sytuację z udziałem policji i protestujących skomentował doktor Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, wykładowca prawa z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Moim zdaniem to wyglądało bardzo źle, a nawet dramatycznie niezgodnie z przepisami - ocenił. - Nie mieliśmy do czynienia z agresją, poza agresją słowną oczywiście, ze strony ludzi przeciwko funkcjonariuszom. Nie wyglądało nawet na to, żeby miało dojść do jakichś rękoczynów. Przeciwnie, jak widać z materiału TVN24, to policjanci odpychali i pokazywali, że mogą odpychać ludzi i kazali się odsunąć - powiedział. - Niewykonanie natychmiast polecenia spowodowało, jak widzieliśmy, uderzenie gazem pieprzowym. Zupełnie niepotrzebne. Policjanci muszą być przygotowani na to, że nie wszyscy ich lubią. Niestety, tak się dzieje i od paru miesięcy co najmniej, jeżeli nie lat. Część przynajmniej policjantów sobie na to zasłużyła - ocenił Kładoczny.
Jego zdaniem nie było powodów "użycia środków przymusu bezpośredniego". Wyjaśnił, że używa się ich wtedy, kiedy są niezbędne. - Tutaj użycie takiego środka nie tylko nie było niezbędne, ale w ogóle do niczego nie służyło, oprócz tego, że nastąpiła eskalacja konfliktu - dodał.
Przypomniał, że policjanci mają przede wszystkim dbać o "porządek i bezpieczeństwo ludzi". - Także tych ludzi, którzy ich, być może niesłusznie, nie lubią - powiedział. Jego zdaniem nie powinni oni odpowiadać na prowokacje. Dodał, że jeśli policjant czuje się obrażony, może zatrzymać taką osobę, aby następnie przedstawić mu zarzuty znieważenia funkcjonariusza publicznego. - Nie może być tak, że policja dokonuje samosądu - powiedział Kładoczny.
Jego zdaniem wobec zwłaszcza jednego z funkcjonariuszy, który użył gazu, powinny zostać wyciągnięte konsekwencje.
Reakcja policji
W poniedziałek po południu oświadczenie wydała kujawsko-pomorska policja. Jak podkreślono, "podczas zabezpieczenia w Inowrocławiu policjanci wydawali polecenia i ostrzeżenia o użyciu siły fizycznej oraz miotacza gazu".
"Pomimo wielokrotnie powtarzanych, jasnych i zrozumiałych poleceń wydawanych wobec osób, które podchodziły do kordonu funkcjonariuszy, aby te odsunęły się na bezpieczną odległość, osoby te nie reagowały, stawiając bierny opór, podchodząc coraz bliżej. Policjant, oceniając na miejscu sytuację, zastosował gradację używanych środków przymusu od siły fizycznej, która nie przyniosła oczekiwanego rezultatu, do użycia ręcznego miotacza gazu" - czytamy w komunikacie.
Przekazano, że na polecenie Komendanta Wojewódzkiego Policji w Bydgoszczy prowadzone jest postępowanie kontrolne w tej sprawie, zabezpieczono także nagranie z kamery funkcjonariusza.
W oświadczeniu stwierdzono, że "materiał ten nie pozostawia wątpliwości co do działań policjantów". "Osoby, wobec których podejmowano interwencję używały w stosunku do policjantów słów wulgarnych, nie stosowały się do wydawanych poleceń i pomimo kilkukrotnego ostrzeżenia o użyciu gazu, nadal nie odsunęły się od funkcjonariuszy. Zachowania te zostały zarejestrowane przez kamerę umieszczoną na mundurze funkcjonariusza" - czytamy. Pod komunikatem opublikowano czterosekundowe nagranie, na którym słychać, jak policjant mówi "nie podchodź, bo użyję gazu" i "odsuń się, nie podchodź".
Oświadczenie prezydenta Inowrocławia
Oświadczenie w sprawie wydarzeń w mieście wydał także prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza. Napisał, że "w dniu wczorajszym grupa osób, w części zamaskowanych, z napisem na ubraniach 'Policja' zawłaszczyła parking, część pasa drogowego przy ul. Kilińskiego w Inowrocławiu". "Miejsce to zostało otoczone przez funkcjonariuszy i odizolowane, uniemożliwiając zarówno skorzystanie przez kierowców z parkingu, jak i przejście przez niego" - czytamy.
"Wobec przynajmniej jednej z osób w tym obszarze, użyto miotacza gazu paraliżującego. Używanie wulgaryzmów nie jest godne pochwały, ale tylko w państwach 'putinopodobnych' może stać się okazją do użycia wobec demonstrantów gazu paraliżującego, skucia kajdankami, uderzeń, wykręcania rąk i kierowania gróźb. Takie zachowanie zamaskowanego funkcjonariusza Policji, może nosić znamiona złamania prawa poprzez przekroczenie posiadanych uprawnień" - stwierdził prezydent miasta.
"Informuję, że nikt do mnie, jako odpowiedzialnego za teren parkingu i ulicy nie występował o zgodę na zajęcie. Zarówno właściciel, jak i zarządca tego miejsca, nie zostali wcześniej poinformowani o jakichkolwiek podobnych działaniach. Inowrocław był już miastem odwiedzanym przez prezydentów, premierów i ministrów, ale nigdy nie mieliśmy do czynienia z tym, aby poseł w licznym otoczeniu osób, w tym policjantów z pozainowrocławskich oddziałów prewencji, zajmował część miasta, uniemożliwiając jego mieszkańcom dostęp do miejsca publicznego" - napisał.
"Nie zgadzam się na tego typu działania, które w moim przekonaniu, mogą spełniać wymogi naruszania prawa i przekroczenia uprawnień. W związku z powyższym w dniu dzisiejszym złożyłem w tej sprawie stosowny wniosek do Prokuratury Rejonowej w Inowrocławiu" - przekazał Brejza.
Kaczyński w Inowrocławiu
Podczas swojego wystąpienia w Inowrocławiu Kaczyński komentował zarzuty, że w Polsce panuje dyktatura. - Czy gdyby w Polsce była dyktatura, a ja, jak twierdzą, jestem tym dyktatorem, czy tutaj pan Mejza by rządził? No obawiam się, że nie - powiedział.
Prezydentem Inowrocławia jest od 2002 roku Ryszard Brejza, ojciec senatora KO Krzysztofa Brejzy. Łukasz Mejza to polityk związany z PiS, obecnie poseł niezrzeszony, do grudnia 2021 wiceminister sportu. Odszedł z rządu po tym, jak Wirtualna Polska ujawniła, że założona przez Mejzę firma obiecywała leczyć osoby zmagające się z nieuleczalnymi chorobami za pomocą niesprawdzonej, drogiej terapii, zachwalanej przez posła.
Później Kaczyński powiedział: - Tym bardziej, że przejeżdżając przez Włocławek, szczególnych powodów tych rządów nie widziałem. Może się mylę, ale wydaje mi się, że miasto nie jest tak zadbane, jakby mogło być.
Chodziło mu prawdopodobnie o Inowrocław. We Włocławku był dzień wcześniej.
Źródło: TVN24, PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24