W weekend na linii kolejowej Warszawa - Lublin doszło do dwóch incydentów. W poniedziałek podczas konferencji prasowej minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński poinformował, że zdarzenie w miejscowości Mika w woj. mazowieckim, gdzie eksplozja ładunku wybuchowego zniszczyła tor kolejowy, zakwalifikowano jako akt dywersji. Dodał, że do eksplozji doszło w wyniku "detonacji", bo na miejscu, w pobliżu torów, znaleziono przewód.
Na tej samej linii kolejowej w niedzielę w Puławach w woj. lubelskim, pociąg z 475 pasażerami musiał nagle hamować z powodu uszkodzonej linii kolejowej. Nikomu nic się nie stało, choć fragmenty zniszczonej trakcji wybiły szyby w składzie. O tym incydencie szef MSWiA mówił, że jest to "bardzo prawdopodobnie akt dywersji".
Później Prokuratura Krajowa przekazała informację o otwarciu śledztwa w sprawie dokonania na rzecz obcego wywiadu "aktów dywersji o charakterze terrorystycznym, skierowanych przeciwko infrastrukturze kolejowej".
Generał Polko: ta wojna ma na celu budować atmosferę zagrożenia
Sprawę komentował gość "Faktów po Południu" generał Roman Polko, były dowódca jednostki wojskowej GROM.
- Przede wszystkim jest to celowy, nieprzypadkowy akt dywersji (...) ukierunkowany na to, żeby budować w Polsce taką psychozę strachu. Taką psychozę, która mówi, że władza nie panuje nad bezpieczeństwem i nie zapewnia tego bezpieczeństwa - powiedział.
Zdaniem generała Romana Polko incydenty doskonale wpisują się w działania wojny hybrydowej, a właściwie – jak sam to określił – wojny kognitywnej prowadzonej przez Rosję. - Ta wojna ma na celu budować taką atmosferę zagrożenia, strachu i właściwie zaniechanie działań i uległość. Żebyśmy w żaden sposób nie prowokowali Rosji. Bo "popatrzcie, możemy wam wykoleić pociągi, możemy doprowadzić do innych zdarzeń, chociażby poprzez zakłócanie systemu GPS do katastrofy samolotowej" – zaznaczył.
Skuteczna odpowiedź? Wsparcie Ukrainy
W ocenie gościa "Faktów po południu" panuje złudne przekonanie, że "jeżeli ustąpimy Putinowi w tej sytuacji, nie będziemy go drażnić, to on odpuści". Jednak, jak zauważył, historia pokazała, że w przypadkach ustępstw działania Moskwy eskalują.
- W tej sytuacji jedyną odpowiedzią skuteczną jest silne wsparcie Ukrainy. Jeżeli nie chcemy mieć dronów u siebie, to przekazanie tomahawków Ukrainie - niech zniszczą te fabryki dronów. Jeżeli nie chcemy mieć aktów dywersji, no to pozwolenie na to, żeby to Ukraina w istocie tego typu działania zlokalizowała na terytorium Rosji. Wówczas służby rosyjskie nie będą nas atakować, tylko będą musiały się zająć własnymi problemami - ocenił.
Według byłego dowódcy GROM, gdy Rosja jest mocno zajęta Ukrainą, nie ma czasu na prowadzenie działań o charakterze dywersyjnym. - Teraz, ponieważ na polu walki jest stagnacja, w tej wojnie kognitywnej opłaca się kupować takich podpalaczy, takich tanich dywersantów - dodał.
Zauważył również, że Polska nie ma strategii bezpieczeństwa narodowego, która uwzględniałaby już pełnoskalową agresję Rosji na Ukrainę. Opracowanie takiej strategii, jak mówił, wymagałoby współpracy między pałacem prezydenckim a rządem.
- Bezpieczeństwo to nie jest tylko armia. To są te wszystkie podsystemy, które po prostu muszą być połączone w jeden, wspólny, silny i spójny system. (...) Wtedy rzeczywiście ten potencjał odstraszania będzie na tyle mocny, że sądzę, że unikniemy eskalacji tego problemu, z którym borykamy się dzisiaj - skwitował
Autorka/Autor: ms/tr
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP