W laboratorium katedry inżynierii drogowej Politechniki Gdańskiej zajmują się sprawami prawdziwie przyziemnymi. Poważni naukowcy badają tu bowiem... dziury. A tych na polskich drogach nie brakuje. A koszt ich naprawy nierzadko przewyższa możliwości władz.
Na politechnice testuje się asfalt. Po to, by droga nie wyglądała jak szwajcarski ser. - Liczy się wielkość dziur na długość drogi lub dzieli się dziury lub wyboje w zależności od tego, jak powstały - mówi dr inż. Bohdan Dołżycki.
Tak to wygląda w teorii. A jak to jest w praktyce? W końcu praca inżynierów ma pomóc, by dziur nie było. Ich istnienie bowiem, poza tym, że daje im pracę, jest wyjątkowo w Polsce uciążliwe.
Jedna dziura o średnicy około pół metra to jest koszt około 300 złotych do tysiąca. Marcin Zieliński, Zarząd Remontów i Konserwacji Dróg w Warszawie
Ale nie dla mechaników. - Dla warsztatu owszem, są to kolejne zarobione pieniądze - przyznaje Marcin Piotrowski z Autocentrum Warszawa.
Pół metra dziury może kosztować nawet tysiąc zł
Komu więc dziury są nie w smak, poza kierowcami oczywiście? Urzędnikom, odpowiadającym za stan dróg. Adam Sobieraj z Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie zadowolony nie jest, ale komentować też nie chce.
Bo naprawa jest bardzo droga. - Jedna dziura o średnicy około pół metra to jest koszt około 300 złotych do tysiąca - podaje Marcin Zieliński z Zarządu Remontów i Konserwacji Dróg w Warszawie. A nowych dziur tylko w stolicy dziennie powstaje kilkanaście.
Do dziur musimy więc chyba przywyknąć. Szczególnie, że i tak te dzisiaj załatane, na wiosnę pokażą się znów.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, sxc.hu