W tenisie mamy cztery szlemy w roku, matura jest raz w życiu. Ale stres podczas wtorkowego ćwierćfinału na Roland Garros był podobny do tego na egzaminie dojrzałości - mówiła Iga Świątek w jedynym wywiadzie przed półfinałem turnieju Wielkiego Szlema w 2020 roku. Z polską tenisistką rozmawiała Justyna Suchecka.
Przypominamy wywiad, którego Iga Świątek udzieliła Justynie Sucheckiej przed meczem półfinałowym podczas Rolanda Garrosa w 2020 roku. Trzy dni po tej rozmowie Świątek zdobyła, jako pierwsza Polka w historii, wielkoszlemowy tytuł w grze pojedynczej.
***
Iga Świątek w ciągu kilku dni wywalczyła dwa półfinały Wielkiego Szlema. Najpierw dość niespodziewanie pokonała w stolicy Francji w 1/8 finału singla rozstawioną z "jedynką" Rumunkę Simonę Halep, a następnie w miniony wtorek wygrała z włoską kwalifikantką Martiną Trevisan.
W środę po południu w parze z Amerykanką Nicole Melichar pokonały Asię Muhammad i Jessicę Pegulę, wygrywając ćwierćfinał debla.
W czwartek Iga Świątek o finał singla zagra z Argentynką Nadią Podoroską, która do głównej drabinki też dostała się z eliminacji.
Z Igą rozmawiałyśmy w środę, tuż po wygranym deblu.
Justyna Suchecka: jak się śpi po takim meczu jak wygrany ćwierćfinał Wielkiego Szlema?
Iga Świątek: Szczerze mówiąc, nerwowo, ale na szczęście mam psychologa w zespole, to pomaga. Mogę zawsze poprosić Darię (Abramowicz, psycholożka sportu współpracująca z Igą Świątek - red.), żebyśmy zrobiły jakieś ćwiczenia relaksacyjne, z tym nie ma problemu. Na pewno te emocje są na tyle duże, że ta noc była niespokojna.
Zresztą dziś w deblu nie czułam się w pełni sił, ale na szczęście mam więcej przerwy przed singlem. I będę miała czas, żeby się zregenerować.
Pojawiały się głosy, że skoro tak dobrze ci idzie w singlu, to może lepiej odpuścić debla i nie grać o wszystko. Potrafiłabyś?
Myślę, że gdybym podjęła taką decyzję, to nawet moja partnerka by zrozumiała, że singel jest dla mnie priorytetem. Ale szczerze mówiąc, na tyle dobrze się czuję fizycznie i tak dobrze mi idzie, a moja partnerka często prowadzi naszą grę na korcie, że ten debel nie jest aż tak angażujący. Dla mnie to nie jest problem.
Czyli na razie masz siłę na wszystko?
Tak czuję, ale to się okaże.
We wtorek pogoda była trudna - deszcz, wiatr. Jak to wpłynęło na mecz?
Deszczu na szczęście nie było tak wiele. Ale na pewno wiatr był specyficzny. Na początku nie dało się właściwie określić, z której strony wieje. Najpierw wiało z boku, w stronę stolika sędziowskiego, ale cały czas trzeba było się przestawiać i analizować, jaka jest pogoda. Kilka razy miałam taką sytuację, że piłka mi uciekła. W dwóch czy trzech decydujących momentach zepsułam piłki właśnie przez to. Patrząc na całość, myślę jednak, że mądrze wykorzystałam te warunki i często ten wiatr umożliwiał mi to, żeby zepchnąć moją przeciwniczkę zupełnie na bok i otworzyć sobie kort. Zagrałam bardzo uważnie.
A jakie znaczenie miało to, że Martina Trevisan jest leworęczna?
To zawsze ma znaczenie, zwłaszcza jak się stoi na returnie. Jeśli zawodniczka, która jest leworęczna, dobrze to wykorzystuje, to ma broń w postaci serwisu, który po prostu jest rotowany w inną stronę. Ciężko jest się przestawić.
Na szczęście w tym sezonie zagrałam kilka meczów z leworęcznymi, na przykład w Rzymie, gdzie w pierwszej rundzie miałam leworęczną zawodniczkę, więc byłam na to gotowa. Wiedziałam, że jak będę miała inicjatywę i wytworzę taką presję, że Martina nie będzie się czuła pewnie na korcie, to nie ma znaczenia, którą gra ręką. I tak będzie robiła błędy, a ja będę bardziej skuteczna. Z jednej strony miałam to w tyle głowy, z drugiej nie koncentrowałam się na tym. Robiłam swoje.
Co ostatecznie zadecydowało o zwycięstwie?
Nie wiem, w jakiej dyspozycji Martina była mentalnie. Nie oglądałam jej poprzednich meczów, więc trudno mi porównać jej grę do pierwszej fazy turnieju, ale myślę, że zadecydowało właśnie to, o czym rozmawiałyśmy - ona czuła się pod presją. A ja starałam się nie grać jej wysokich piłek do forhendu, bo zauważyłam, że ona bardzo dobrze je zbija po linii. Robiła to w taki sposób, że ja nie miałam za bardzo nic do gadania. Ale skutecznie wytrząsałam jej wszystkie atuty z ręki, aż w końcu w drugim secie już nie wiedziała do końca, co grać i pojawiło się sporo niewymuszonych błędów. Wszystko było po mojej myśli.
Kiedy zaczyna się u ciebie szykowanie do półfinału, zaraz po uściśnięciu dłoni przeciwniczki w ćwierćfinale?
Teraz mamy na tyle specyficzną sytuację, że gram też debla. Zazwyczaj tak nie jest. I wtedy daję sobie ten jeden dzień odpoczynku, raczej nie myślę o jutrzejszym meczu. Nastawiam się, żeby jak najlepiej się zregenerować i dopiero w dniu meczu wchodzę na odpowiednie obroty. Nasze rutyny wtedy już inaczej wyglądają. Od rana omawiamy z trenerem taktykę i przygotowujemy się bezpośrednio do meczu.
Tym razem mam debla, więc mam inne bodźce. Ale z drugiej strony nie za bardzo mi to przeszkadza, bo fajnie, że mam taki rytm i codziennie mogę zagrać mecz.
W czasie ćwierćfinałowego meczu pojawiały się komentarze, że to twój drugi w tym roku egzamin dojrzałości. Jak ci się podoba to porównanie?
Jest całkiem trafne.
Matura nie była trudniejsza?
To akurat trudno ocenić. Mimo wszystko w tenisie mam cztery szlemy w ciągu roku i wiele lat kariery, podczas których mogę coś osiągnąć. Matura jest tylko jedna.
Ale szczerze mówiąc, jak byłam na maturze, to stres był podobny. Na maturze jest jedna szansa, niby są ewentualne poprawki, ale ja wiedziałam, że nie będę miała na to czasu z moim trybem życia. Po prostu wszystko musiało mi pójść dobrze za pierwszym razem. I poszło.
Kiedy w lutym przepytywałam cię do książki "Young Power", matura była dopiero przed tobą i była obok igrzysk twoim najważniejszym celem na ten rok. Pandemia wszystko pozmieniała. Jaki to miało na ciebie wpływ?
Mam takie poczucie, że pandemia bardzo mi pomogła - nie wiem, czy podołałabym z maturą i igrzyskami w tym samym roku.
Wszystko idealnie się dla mnie ułożyło, bo miałam czas, żeby się uczyć. Właściwie przez dwa miesiące siedziałam w książkach. Trenowałam wtedy sporadycznie, głównie po to, żeby przypomnieć sobie, jak to jest mieć rakietę w ręku. To na pewno mi pomogło.
Później miałam idealne sześć tygodni na zrobienie okresu przygotowawczego. I dobrze, że igrzyska są przełożone, bo też mam rok, żeby zyskać więcej doświadczenia w graniu w zawodach, które są tak stresujące. Więc mogę powtórzyć: dla mnie wszystko idealnie się ułożyło.
To, co dzieje się teraz na Roland Garros, to jest twój największy sukces?
Na pewno. Bez dwóch zdań! Jeszcze to połączenie singla i debla też jest dla mnie bardzo wymagające, ale mi wychodzi, więc to taki podwójny sukces.
Radość z gry, którą u ciebie widać, pomaga w wygrywaniu?
Ona na pewno uskrzydla. Ale to jest też rzecz, której nie mam przez cały czas. Na przykład wracając do pandemii, bardzo ciężko było mi wyjść na kort i grać swój tenis. Często byłam z siebie niezadowolona i czułam się mało skuteczna. Nie miałam wtedy przyjemności z gry, wręcz miałam takie poczucie, że muszę zrobić coś niezwykłego, żeby w końcu zaczęło mi wychodzić. Sama soba stawiałam duże oczekiwania i wytwarzałam presję. Ale po powrocie ze Stanów właściwie cały czas pracowaliśmy nad tym, żebym miała z tego przyjemność, grała trochę lepiej i po prostu chciała wyjść na kort.
Teraz już faktycznie granie jest przyjemne, ale trudno, żeby nie było przyjemne, gdy się jest tak skutecznym. Tak długofalowo moim celem jest to, żebym zaakceptowała to, że czasami nie układa się wszystko po mojej myśli. Wtedy będę mogła czerpać przyjemność z tego, co robię, a niekoniecznie męczyć się i przychodzić na kort już wkurzona albo smutna.
Zespół odcina cię trochę od mediów społecznościowych, ale dociera do ciebie, jak wiele osób w Polsce ci kibicuje?
Daria skutecznie pilnuje, żebym spędzała czas offline, więc nie wszystko do mnie dociera. Ale domyślam się, że jak wrócę do Polski, to będę miała małe trzęsienie ziemi. Z roku na rok tego zainteresowania moją grą, również medialnego, jest coraz więcej, więc powoli się do tego przyzwyczajam. Teraz to może być dla mnie taki duży krok. Mam nadzieję, że podołam tej popularności.
Wiem, że zawsze masz w torbie książkę, więc na koniec zdradź fanom: co dobrego ostatnio czytałaś?
Teraz czytam Johna Grishama. Zaczęłam od "Firmy", potem była "Ława przysięgłych", teraz czytam "Klienta". To są takie idealne książki, z którymi spędzam kilka dni i nie są zbytnio angażujące, ale jest też dużo akcji, więc polecam.
W końcu mogę czytać tylko dla przyjemności.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Clive Brunskill/Getty Images