Daniel Stanciu - 24-letni mężczyzna pochodzenia rumuńskiego, który jako dziecko został sprzedany polskiej mafii i był wykorzystywany do żebrania - opuścił pod koniec czerwca ośrodek szkolno-wychowawczy. Spędził w nim 15 lat. Choć pracownicy ośrodka chcieli skierować go do domu pomocy społecznej, otrzymał należną mu rentę i będzie mógł samodzielnie żyć. - Pokażę, że niepełnosprawny potrafi żyć - mówi. Materiał "Uwagi" TVN.
Daniel Stanciu przez 15 lat mieszkał w ośrodku szkolno-wychowawczym w Makowie Mazowieckim. Trafił tam jako 9-latek. Wcześniej rodzice sprzedali go mafii. Trafił do Warszawy, gdzie wraz z innymi dziećmi wykorzystywany był do żebrania. Był upokarzany, bity. Policja zabrała żebrzącego, chorego na porażenie mózgowe chłopca z ulicy. Kilka miesięcy temu Daniel zwrócił się do redakcji "Uwagi" z prośbą o pomoc. Okazało się, że dyrekcja ośrodka chce skierować wychowanka, który ma nieuregulowaną sytuację prawną - brak obywatelstwa - do domu pomocy społecznej.
Daniel chciał jednak żyć samodzielnie. Marzenie 24-latka nie spotkały się ze zrozumieniem dyrektorki placówki Aliny Kurowskiej. Poparli ją rodzice innych wychowanków.
Chłopaka wspierała rodzina Kobylińskich, która od lat mu pomaga. Zaangażowanie w pomoc wiele ich kosztowało. Pani Ewa odebrała wiele SMS-ów, w których wyzywano ją i zastraszano. Mimo to, nie żałuje zaangażowania na rzecz Daniela. - Wiedziałam, że prawda jest po jego stronie - podkreśla.
- Nie wiem, co by było, gdyby nie nasze zaangażowanie - dodaje jej mąż. Sam Daniel nie ma wątpliwości, jak wówczas potoczyłyby się sprawy. Jak mówi, skończyłby dziś naukę w ośrodku i trafiłby do ośrodka pomocy społecznej. Dodał, że tego chciała dyrektor. - Oszukiwała mnie przez lata i nigdy nie przeprosiła - podkreśla.
Skarga do rady powiatu
Organem prowadzącym ośrodek jest powiat makowski, dlatego Daniel złożył skargę na postępowanie dyrektorki ośrodka do rady powiatu. - Wstyd, że starostwo powiatu nie dokłada starań, by stworzyć ludziom takim jak Daniel warunków do godnego życia, tylko spycha ich na margines społeczny - mówiła pani Ewa.
Podczas sesji rady powiatu wystąpiła dyrektorka ośrodka. Broniła się przed zarzutami. Chodziło m.in. o brak programu usamodzielniania Daniela, opóźnienie w orzeczeniu o niepełnosprawności wychowanka, brak renty i wreszcie brak jakiegokolwiek obywatelstwa.
- Na przestrzeni lat pracownicy ośrodka podejmowali wzmożone wysiłki nakierowane na dobro podopiecznego, w szczególności na zapewnienie mu optymalnych warunków rozwoju i edukacji. Zawsze staraliśmy się rozwijać jego pasje - przekonywała Alina Kurowska. Wspomniała m.in. o nauce haftu.
- Daniel! W ośrodku naprawdę masz przyjaciół. Jeśli kiedykolwiek będzie ci potrzebna pomoc, zapraszamy - zakończyła swoją przemowę.
Radni nie przyjęli jednak jej tłumaczeń i uznali skargę Daniela za zasadną. Za zaniedbania starosta powiatu ukarał dyrektor upomnieniem.
"Najważniejsze znalezienie pracy"
Daniel otrzymał wreszcie rentę, a kilka dni temu obejrzał niewielkie mieszkanie należące do starostwa. Może je wynająć na korzystnych warunkach na najbliższy rok. Jest świeżo odmalowane, wciąż pachnie tu farbą.
- Będzie potrzebna kuchenka, żeby coś sobie ugotować, jakieś łóżko, meble, lodówka. Podstawowe rzeczy do domu - mówi Daniel.
- Dla niego najważniejsze jest teraz znalezienie pracy - nie ma wątpliwości pani Ewa. Kobylińscy deklarują, że nie tylko pomogą Danielowi ją znaleźć, ale przeprowadzą go przez meandry samodzielnego życia. Nauczą, jak gospodarować rentą.
"Zaproszę na moje wesele"
Sam Daniel patrzy w przyszłość z optymizmem. - Czuję się silny. Wiem, że nie można się poddawać. Trzeba walczyć do końca. Zaproszę "UWAGĘ" na moje wesele. Pokażę, że niepełnosprawny potrafi żyć - zapowiada.
Fundacja La Strada, pomagająca ofiarom handlu ludźmi, podjęła już kroki, by mężczyzna wreszcie otrzymał obywatelstwo. Po reportażach "Uwagi" sytuacją Daniela zainteresowała się też Kancelaria Prezydenta i poprosiła urzędników o wszelkie informacje na temat jego sytuacji.
Autor: js/gry / Źródło: Uwaga TVN