Prezydent Andrzej Duda odniósł się w niedzielę w telewizji państwowej do wypowiedzi pierwszej prezes Sadu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf, która uchwaloną w piątek przez Sejm głosami posłów PiS dyscyplinującą sędziów nowelizację ustaw sądowych nazwała "ustawą kagańcową".
- Pani prezes Gersdorf opowiada - w szczególności za granicą - o Polsce takie rzeczy, że powiem tak: wstyd mnie ogarnia, kiedy słyszę, że ktoś, kto mieni się pierwszym prezesem Sądu Najwyższego, może o polskim państwie poza granicami kraju opowiadać takie rzeczy, nawet jeżeli to się dzieje tylko w środowisku sędziowskim. Po prostu wstyd. Wstyd za to, kto w ogóle został na urząd tego pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego wybrany. Może to są mocne słowa, ale ja mam takie jednoznaczne odczucia, i jest to dla mnie - jako Prezydenta Rzeczypospolitej - sytuacja ogromnie przykra - powiedział prezydent.
- Ale na szczęście niedługo już następuje - zgodnie z obowiązującymi w Polsce przepisami i terminarzem - zmiana na urzędzie pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego - dodał.
Gronkiewicz-Waltz: nie wiem, czy pan prezydent wiedział, z kim ma do czynienia
Do tych słów odniosła się w "Faktach po Faktach" w TVN24 była prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz (PO). - Uważam za skandaliczne to zachowanie prezydenta - przyznała.
- Uważam, że powinien panią profesor przeprosić, ponieważ ona cieszy się wyjątkowym szacunkiem środowiska akademickiego i środowiska prawniczego. Pamiętajmy, że ją wybrali sędziowie, że ona miała więcej głosów niż jej konkurent i została powołana (na pierwszą prezes SN - przyp. red.) przez pana prezydenta (Bronisława - red.) Komorowskiego - dodała.
Zwróciła także uwagę, że Gersdorf "jest byłym prodziekanem, byłym prorektorem". - To za jej czasów i pod jej nadzorem była wybudowana biblioteka uniwersytecka, jest teraz członkiem nowego organu, jakim jest Rada Naukowa Dyscypliny Nauki Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, do tej pory cieszy się ogromnym zaufaniem wszystkich pracowników. Nie wiem, czy pan prezydent wiedział, powiedzmy tak sobie, z kim ma do czynienia - powiedziała była prezydent Warszawy.
"Chodzi o to, żeby mieć wpływ na orzeczenia"
Gronkiewicz-Waltz mówiła także o przegłosowanym w piątek przez Sejm projekcie nowelizacji ustaw sądowych.
- Przede wszystkim, trzeba w prosty sposób powiedzieć, o co chodzi. Chodzi o to, żeby mieć wpływ na orzeczenia, czyli (żeby - red.) władza wykonawcza kontrolowała władzę sądowniczą. Czyli jest to złamanie konstytucji, trójpodziału władz - przekonywała.
- Chodzi o to, żeby móc skazać tego, kogo się nie lubi. I sędzia będzie się bał w związku z tym wydawać wyroki - dodała.
Jej zdaniem, "to jest wyraźnie chęć zapanowania, bez nawet stwarzania pewnych pozorów". Jak mówiła, komuniści "dbali przynajmniej o pewne pozory". - Natomiast tutaj, bez pozorów, narusza się trójpodział władzy, narusza się zasady, do których zobowiązaliśmy się w Unii Europejskiej, traktuje się Unię Europejską jako jakieś obce ciało - oceniła.
Hanna Gronkiewicz-Waltz: chodzi o to, żeby mieć wpływ na orzeczenia
Sądy "nie mogą być wyżej niż władza wykonawcza, ale mają prawo ją sądzić"
Jej zdaniem, "cel będzie osiągnięty taki, że sędziowie będą dyscyplinarnie skazani, że będą dyscyplinarki, że będzie prokurator też mógł wytoczyć sprawę karną - z powodu orzeczenia, z powodu wyroku - sędziemu". - I o to chodzi, a reszta to są jakieś takie drobiazgi dla zamydlenia oczu - dodała Gronkiewicz-Waltz.
- Sądy muszą mieć pewną władzę w swoim zakresie nad władzą wykonawczą, nie mogą być wyżej niż władza wykonawcza, ale mają prawo ją sądzić - podkreśliła.
Gronkiewicz-Waltz: cel będzie osiągnięty taki, że będą dyscyplinarnie skazani sędziowie
Autor: akr//kg / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24