- Myślałem, że sceny z kultowego filmu „Psy”, gdzie esbecy na wysypisku palą akta, mamy już za sobą – tak Paweł Graś (PO) komentuje dla portalu tvn24.pl informacje o zarządzeniu premiera o procedurze niszczenia dokumentów ABW.
Nie jest najlepiej, ale nie ma powodu do paniki – tak przedstawiciele PO i LiD komentują zarządzenie premiera o procedurze niszczenia „nieprzydatnej dokumentacji” w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Kontrowersje budzi jednak zwłaszcza udzielenie szefowi ABW prawa do jednoosobowego podejmowania decyzji w kwestii "materiałów legalizacyjnych, które utraciły ważność lub ustała ich przydatność do dalszej pracy".
- To zarządzenie daje za duże uprawnienia szefowi Agencji – ocenia w TVN24 Janusz Zemke (LiD, w poprzedniej kadencji członek komisji ds. służb specjalnych). – Może on poza wszelką kontrolą zdecydować o zniszczeniu materiałów ABW, dotyczących podglądów, podsłuchów, materiałów legalizacyjnych – dodaje.
Tzw. materiały legalizacyjne to fałszywe dokumenty, które ukrywają tożsamość funkcjonariuszy. Jednak, jak zauważa Zemke, niepokojące jest to, że ta kategoria się rozszerza także na inne "fałszywki" – jak na przykład te, których użyto podczas prowokacji ABW w ministerstwie rolnictwa (m.in. podrobione dokumenty działki na Mazurach). - Ten dokument mimowolnie pokazuje, że fałszowanie materiałów poszło za daleko, skoro szef ABW bez kontroli może je niszczyć. Trzeba założyć kaganiec na służby dla dobra publicznego – dodał polityk.
„Myślałem, że sceny z ‘Psów’ to już przeszłość”
- Taka aktywność w niszczeniu dokumentów w ostatnich dniach funkcjonowania rządu powinna budzić niepokój. Ja myślałem, że sceny z kultowego filmu „Psy”, gdzie esbecy na wysypisku palą akta, mamy już za sobą – mówi portalowi tvn24.pl Paweł Graś, były przewodniczący speckomisji. – Ale przecież nie wkroczę do ABW i nie powiem: przestańcie - bo nie mam takich uprawnień – dodaje.
Pytany, czy zarządzenie premiera – które speckomisja pod jego kierownictwem zaopiniowała pozytywnie 7 września – wtedy nie budziło jego niepokoju, tłumaczy: - Komisji zostało to przedstawione w ten sposób, że to jest kwestia techniczna. Sprawdzili to eksperci. Dziś trudno mi powiedzieć, czy komisja została wprowadzona w błąd. Sprawdzimy to na spokojnie po przejęciu tych instytucji – dodaje.
Uspokaja, że – nawet gdyby były takie próby – nie wszystkie dokumenty można zniszczyć, poza tym pozostaje pamięć funkcjonariuszy. Polityk PO nie obawia się, żeby zarządzenie premiera sparaliżowało pracę komisji śledczych. - Jestem przekonany, że komisje będą działały prawidłowo i wszystko zostanie wyjaśnione mimo prób zatarcia dowodów – mówi.
„I tak ktoś te dokumenty skseruje”
Dobrej myśli jest także nowy marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. - Nie jest rzeczą bezpieczną i niekontrowersyjną wydawanie tego rodzaju rozporządzeń za pięć dwunasta przed zgaszeniem światła i wyjściem z gabinetu premiera, bo zawsze będzie to rodziło podejrzenia. Natomiast absolutnie nie ma jeszcze powodu, żeby bić na alarm – uważa polityk. - Moje doświadczenie podpowiada mi jeszcze jedno: że jeżeli się wydaje tego rodzaju rozporządzenie tuż przed zgaszeniem światła w gabinecie premiera, to zawsze jest wielu chętnych, którzy tego rodzaju dokumenty skserują – dodaje.
Według rzecznik ABW Magdaleny Stańczyk zarządzenie porządkuje tylko to, co już wcześniej obowiązywało i nie wprowadza żadnej nowej jakości. Ponadto zapewniła, ze żadne dokumenty od momentu wydania rozporządzenia premiera nie zostały zniszczone.
Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/