Podczas wtorkowej podróży po kraju premierowi Tuskowi towarzyszyła żona Małgorzata. Oboje pojechali w jej rodzinne strony - do Świętokrzyskiego. Widać było, że czują się swobodnie. Było to też słychać. - Wszystkich namawiamy, żeby to najpiękniejsze ryzyko w życiu podjąć - żeby dwójka dzieci to było minimum. Mamy nadzieję z Gosią, że ten nasz apel zostanie wysłuchany - mówił premier, z uśmiechem zwracając się do żony. Słowa "Gosiu" i "kochanie" padły wiele razy.
- Namawiamy, żeby Polaków było coraz więcej, a nie coraz mniej. Oczywiście my z Gosią też przygotowujemy się coraz bardziej do roli babci i dziadka - powiedział Tusk uśmiechając się do żony.
I tak zachęcał żonę do zabrania głosu:
- Nie wiem kochanie, powiedz coś jak chcesz...
- Co kochanie?
Premier już na to nie odpowiedział. A jego żona mówiła: Przyjeżdżałam w te strony w zasadzie przez całe swoje dzieciństwo. Patrzyłam na to drzewa i jest dumna, że dzięki pracy tylu ludzie Bartek nadal stoi. Chciałam wszystkim bardzo podziękować.
"Niech pan się pokaże"
Żona Gosia to nie jedyna osoba, którą Tusk wywołał dziś do odpowiedzi. Dziękował panu Witoldowi, który przez lata opiekował się drzewem i skutecznie zabiegał o pieniądze na renowację drzewa. - Dzięki m. in. panu Witoldowi, jest pan Witold? - wołał premier. - O jest, niech pan się pokaże. Niech pan podejdzie, puśćcie pana Witolda - apelował szef rządu do zebranych wokół ludzi.
Pan Witold odwdzięczył się podziękowaniami. - My wiemy, że to co tutaj się dzieje z drzewem to pana decyzja i zasługa. Dziękujemy za tę decyzję - powiedział.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24