W urzędzie skarbowym w Sosnowcu na potęgę giną dokumenty. Kilka tygodni temu porzucone akta, w części poufne, znaleziono na przystanku autobusowym. Kolejne papiery zginęły z sekretariatu naczelnika urzędu. Pracownicy podkreślają: takiego bałaganu nie pamiętamy.
Reporterowi TVN24 udało się dotrzeć do pracowników urzędu. Z ich relacji wynika, że nieprawidłowości w urzędzie miały już miejsce wcześniej. Jeden z rozmówców TVN24 mówi wprost - urząd próbuje znaleźć innego winnego niż rzeczywisty.
- Kogoś będą próbowali ubrać w tę sprawę. Tak to wygląda na dzień dzisiejszy, że nie przyjmują do wiadomości, że ta osoba - obecnie kierownik - jest nieodpowiedzialny. Nie zabezpieczyła akt, tak jak należało zabezpieczyć. W naszym przekonaniu wyłącznie ona jest winna - mówi anonimowo jeden z pracowników.
Z informacji reportera TVN24 Jerzego Korczyńskiego wynika, że pracownik skarbówki, którego nazwisko widnieje na wszystkich 93 kartkach, które były w teczce znalezionej na przystanku autobusowym - nadal pracuje. Nie został zawieszony do wyjaśnienia ani nawet wysłany na urlop, piastuje zaś jedno z najważniejszych stanowisk z urzędzie.
Z biurka naczelnika
W urzędzie miał też być przypadek, kiedy dokumenty zginęły z sekretariatu samego naczelnika. Ze służbowego maila, do którego dotarł reporter wynika, że ktoś rozsyłała do pracowników pytanie czy "ktoś przez przypadek nie zabrał dokumentów".
Taką skalą sprawy naczelnik US w Sosnowcu był zdziwiony. - Jeśli da mi pan szansę wyjaśnienia i wrócenia do tej sprawy, to udzielę odpowiedzi. Dziś nie potrafię - odparł naczelnik. Zapewnił jednocześnie, że wszystkie "dziury" w zabezpieczeniu dokumentów zostały załatane.
Sprawę wyjaśnić ma kontrola z Izby Skarbowej, która właśnie trwa w urzędzie. Jeden z wniosków, który pojawił się w trakcie kontroli brzmi: urzędnicy masowo produkowali duże ilości kopii dokumentów.
Postępowanie prowadzi także policja, pod nadzorem prokuratury.
Autor: mn//kdj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24