Kilka milionów Polaków nie ma jak dojechać autobusem do pracy czy lekarza. Liczba wciąż rośnie, bo z mapy Polski znikają kolejne PKS-y. Te, które działają, tną połączenia. Ministerstwo Infrastruktury wpadło na pomysł, jak wyjść z kryzysowej sytuacji. Resort chce nakazać gminom otwieranie gimbusów dla wszystkich pasażerów. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Jest przystanek, ale nie ma rozkładu jazdy, bo autobus tutaj nie przyjedzie. To problem nie tylko tej jednej z mazowieckich wsi. - Kto nie ma auta, nie ma szans na pracę - mówi Marzena, mieszkanka wsi Młokicie.
- Autobusy jeżdżą tylko po trasach, na których się opłaca. Po mniejszych miejscowościach nie jeżdżą, bo się nie opłaca - podkreśla jeden z kierowców autobusów. Sytuacja pogarsza się od kilka lat. Ministerstwo Infrastruktury mówi już o krytycznej sytuacji i o białych plamach komunikacyjnych.
"Problem dotyczy przynajmniej kilku milionów osób"
- W ostatnim czasie padło pięć PKS-ów, kolejne przygotowywane są do likwidacji - informuje Piotr Figiel, ekspert do spraw transportu z Fundacji Nowe Spojrzenie.
Do niektórych miejscowości dojeżdża jeden autobus dziennie. Niektóre wsie całkowicie odcięte są od świata. Małgorzata, mieszkanka gminy Świercze, mówi, że bez autobusu jest ciężko. - Kto ma samochód, to jedzie. Kto nie ma, to nie ma - dodaje.
- Ci, co nie mają to proszą sąsiadów, żeby zakupy zrobili - przyznaje Justyna z Młokicia.
Doktor Michał Wolański ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie w rozmowie z reporterami programu "Polska i Świat" zwraca uwagę, że "problem dotyczy przynajmniej kilku milionów osób" w całym kraju.
Pomysł ministerstwa
Ministerstwo infrastruktury wpadło na pomysł, jak w oryginalny sposób poradzić sobie z brakiem publicznego transportu na wsiach. Resort chce, żeby gimbusami, jak nazywane są autobusy szkolne, mogli jeździć nie tylko uczniowie, ale wszyscy, czyli także dorośli.
- Dzieci dowożone są do szkół z większości, jak nie ze wszystkich małych miejscowości. Można byłoby połączyć jedno i drugie. Przewóz dzieci, ale także i mieszkańca miejscowości - wyjaśnia Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury.
- Podpisując umowę na nowy rok z przewoźnikiem, na innych zasadach, nie kupując usługi, tylko kupując bilety, można rzeczywiście bardzo tanio tę komunikację do wielu miejsc przywrócić - tłumaczy doktor Wolański.
Uczniowie dalej będą jeździć za darmo, reszta zapłaci za bilet. - Oczywiście dzieci mają pierwszeństwo - dodaje minister. Najkrócej mówiąc, jeśli będzie wolne miejsce, kierowcy gimbusów będą musieli zabrać również innych mieszkańców. Jest jednak jedno "ale".
Pytanie o bezpieczeństwo dzieci
- Zgodnie z tym projektem rzeczywiście dopuszcza się możliwość transportu osób tak zwanymi gimbusami, ale tylko wtedy, kiedy na danym obszarze nie ma innego połączenia - zauważa Figiel.
Pojawia się też pytanie o bezpieczeństwo dzieci. Gimbusy z założenia są tylko dla dzieci. - Przecież do takich autobusów będą wsiadały różne osoby. Osoby podchmielone, agresywne, roszczeniowe. Jeśli ktoś będzie dziecku zagrażał w autobusie albo wyprowadzi takie dziecko, bo da mu czekoladkę, to kto weźmie za to odpowiedzialność? - pyta doktor Elżbieta Sideris, dyrektor Instytutu Ratownictwa Psychologicznego Akademii Sztuki Wojennej.
Na Opolszczyźnie czy na Podlasiu niektóre gminy nie czekały na ustawowy nakaz otwierania drzwi gimbusów dla wszystkich chętnych. W Suchowoli na przykład kierowcy szkolnych autobusów zabierają każdego chętnego już od początku listopada.
- Linie PKS-u są likwidowane. Po prostu nie opłaca się wozić kilka osób na jakichś dłuższych trasach. A nasze autobusu przecież i tak jeżdżą. To dlaczego by ich nie wykorzystać do transportu mieszkańców? - pyta Michał Matyskiel, burmistrz gminy Suchowola.
Autor: tmw//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24