- To paranoja i chamstwo - mówią pasażerowie PKP Intercity, którzy muszą się liczyć z gigantycznymi opóźnieniami. Co prawda po porannej awarii, ruch na trasie Warszawa-Gdańsk już przywrócono, ale wciąż nie odbywa się on zgodnie z rozkładem jazdy.
Przez kilka godzin od 8.30 zablokowany był odcinek Malbork-Tczew na trasie Warszawa-Gdańsk. Przyczyną było uderzenie pioruna w jedno z urządzeń elektrycznych sieci trakcyjnej w pobliżu Szymankowa na Pomorzu. Początkowo urządzenie działało, potem jednak odmówiło posłuszeństwa.
Opóźnionych było kilka pociągów Intercity. Rekordzista z Olsztyna ze Szczecina spóźnił się 3 godziny. Pociąg relacji Gdynia - Białystok był spóźniony 90 minut – po tym, gdy połamał jeden z pałąków właśnie na uszkodzonym odcinku trakcji obok Szymankowa. – Lokomotywa ma na szczęście dwa odbieraki prądu – przypomniał rzecznik kolei.
Siłą ropędu
Po kilku godzinach udało się znaleźć tymczasowe rozwiązanie. Przez odcinek, na którym uszkodzona jest trakcja, pociągi będą jechać siłą rozpędu ze spuszczonym odbierakiem, bez pobierania prądu. - Sieć napięto do tego stopnia, że pociągi mogą przejeżdżać pod nią – wyjaśniał rzecznik PKP Paweł Ney. - To częsta praktyka na polskiej kolei, istnieje nawet specjalny znak - We8 - który informuje o zakazie pobierania prądu z sieci trakcyjnej – wyjaśnił. Dodał, że na podobnej zasadzie, bez pobierania prądu, na niektórych odcinkach jeździ też warszawskie metro, choć pobiera ono prąd za pomocą tzw. trzeciej szyny.
Pasażerowie skarżą się, że PKP nie informowało ich o przyczynach awarii i nie mówiło, ile może ona potrwać. - Konduktor powiedział mi tylko, że mogą sobie pomarzyć o tym, aby zdążyć na pociąg do Tczewa - relacjonuje jedna z podróżnych.
Źródło: tvn24.pl