- Polskie rządy faworyzują jednorękich bandytów - twierdzi na łamach dziennika "Polska the Times" Robert Vincent, wiceszef amerykańskiego GTech. To ta firma przewija się w kontekście afery hazardowej. Posłowie z komisji śledczej starają się ustalić, kto i kiedy spotykał się z lobbystami zatrudnianymi przez GTech.
Z jednej strony, wprowadzono zaporowe stawki podatkowe dla wideoloterii, z drugiej - bardzo korzystne rozwiązania dla właścicieli automatów o niskich wygranych. Robert Vincent, wiceszef GTech
Wiceszef amerykańskiej firmy GTech dodaje też, że "nie wie, co robią te firmy, że mają taki wpływ na rząd". - Rozwiązania podatkowe świadczą jednak o tym, że są one faworyzowane - twierdzi Robert Vincent.
Z kolei Sławomir Neumann - poseł PO zasiadający w hazardowej komisji śledczej - w odpowiedzi na zarzuty Vincenta przyznaje, że źle się stało, iż na początku obecnej dekady wprowadzono preferencyjne stawki dla jednorękich bandytów. - Nowe rozwiązania jednak tę działalność ukracają - mówi Neumann.
Poseł dodaje, że z około 50 tys. automatów zostanie tylko 3,5 tys. i to tylko w kasynach. W porównaniu z wideoloteriami - zauważa "Polska" - automaty i tak będą miały uprzywilejowane stawki. - Chodzi o to, by hazard ukrócić. Wideoloterie są groźne dla społeczeństwa i dlatego nie interesuje mnie, że GTech nie zarobi - mówi poseł PO.
Nazwa GTech odmieniana przez wszystkie przypadki
Jak przypomina dziennik "Polska the Times", od wybuchu afery hazardowej, nazwa GTech odmieniana jest przez wszystkie przypadki. Sejmowi śledczy starają się ustalić, kto i kiedy spotykał się z lobbystami zatrudnianymi przez tę firmę. Premier Donald Tusk stwierdził nawet, że problemy z pracami nad zmianą ustawy wiążą się z tym, że amerykański gigant z wprowadzeniem wideoloterii do Polski wiązał nadzieje na ogromne zyski. Firma na naszym rynku jest obecna od lat: to do niej należą maszyny stojące w kolekturach lotto, od każdego zawartego zakładu GTech ma swój procent.
Rynek wideoloterii także miał organizować Totalizator Sportowy, a G-Tech miał - dostarczyć maszyny, oprogramowanie i przez lata obsługiwać system. Według specjalistów, w grę wchodził kontrakt na około 1,5 mld dolarów. Aby jednak zainkasować tę kwotę, prawo musiałoby umożliwić działalność wideoloterii.
"Ktoś może powiedzieć, że zapłaciliśmy mu za dużo"
W rozmowie z dziennikiem "Polska" Robert Vincent odpowiada też na pytania o wątek Józefa Blassa - jak pisze gazeta, "przyjaciela poprzedniego i obecnego prezydenta Polski oraz wielu polityków z lewej i prawej strony". Blass - jak donosiły przed trzema laty media - za załatwienie kontraktu z Totalizatorem miał dostać od GTech 20 milionów dolarów.
Vincent przyznaje, że jego firma wynajęła Józefa Blassa, ale nie w charakterze lobbysty, tylko jako "doradcę biznesowego". Blass - wg Vincenta - nie wpływał też na polityków. - W sprawie dr. Blassa ktoś może powiedzieć, że zapłaciliśmy mu za dużo. Być może. Ale działał on całkowicie zgodnie z prawem - zapewnia wiceszef GTech.
Źródło: Polska
Źródło zdjęcia głównego: TVN24