Powstał, by mogli się leczyć hazardziści. Na jego konto, z gier objętych monopolem państwa, takich jak Lotto, rocznie trafia ok. 13 mln zł. Spora kwota, z której wydaniem są problemy, co wykazały kontrole Najwyższej Izby Kontroli. Dlatego coraz częstsze są głosy - głównie polityków - że Fundusz Rozwiązywania Problemów Hazardowych powinien zostać przekształcony, a nawet zlikwidowany. Osoby, dla których powstał, podkreślają jednak: bez bezpłatnej terapii nie moglibyśmy się leczyć.
Mieszkanie. No, może kawalerkę. Ale za to w centrum miasta. Paweł spokojnie mógłby już ją kupić, gdyby nie to, że pieniądze z kredytu, który wziął na M1 zostawił w kasynie. Nie jest rekordzistą, ale - jak sam podkreśla - mogłoby się skończyć gorzej.
- W pracy szło mi coraz lepiej, awansowałem, kasa była większa, więc nie robiło na mnie wrażenia przegrywanie kilku tysięcy w ciągu jednego dnia. W razie problemów, po prostu szedłem do banku i brałem kredyt. Miałem tylko jedną myśl: że się odkuję. Niestety, bardzo szybko znów przegrywałem wszystkie pieniądze. Nie docierało do mnie co tak naprawdę robię - mówi dla portalu tvn24.pl.
Fundusz od problemów
Fundusz Rozwiązywania Problemów Hazardowych powstał w ramach ustawy o grach hazardowych. Została ona uchwalona pięć lat temu. Tempo prac nad nią było ekspresowe - po tym, jak ujawniono rozmowy polityków z baronami branży hazardowej i uleganiu im przy tworzeniu poprzedniej ustawy o grach i zakładach wzajemnych, nowe prawo stało się bardzo restrykcyjne.
Ustawa uregulowała możliwość urządzania gier hazardowych, ustawiania automatów do gier poza salonami i kasynami czy dostęp do hazardu przez internet. Fundusz, utrzymywany z podatku od gier, miał umożliwić natomiast powstanie programów terapii patologicznego hazardu. Szybko objęte nim zostały także inne nałogi behawioralne - zakupoholizm czy uzależnienie od internetu lub gier komputerowych.
- Generalnie chodzi o to, że dawniej, gdy pacjent np. uzależniony od alkoholu zgłaszał informację, że gra w gry hazardowe, słyszał od terapeuty: przestaniesz pić, to nie będziesz grać. Teraz już wiemy, że są to dwa oddzielne zaburzenia wymagające osobnych procesów leczniczych. Dzięki temu, że są środki z Funduszu, poziom leczenia uzależnień behawioralnych nie odstaje od reszty Europy - tłumaczy portalowi tvn24.pl Damian Zdrada, dyrektor Centrum Psychoterapii i Leczenia Uzależnień w Sosnowcu.
Kłopoty z wydawaniem kasy
Funkcjonowanie Funduszu wzbudziło jednak wiele wątpliwości. Po przeprowadzonej przez NIK w 2012 roku kontroli okazało się, że instytucja ta nie radzi sobie z wydawaniem pieniędzy. W pierwszym roku istnienia (2010 r.) nie wydano z kont Funduszu ani złotówki. Resort zdrowia tłumaczy, że za późno weszły odpowiednie przepisy, które by na to pozwoliły.
NIK była jednak bezlitosna i uznała, że zasadność istnienia Funduszu jest wątpliwa. Zdaniem kontrolerów wystarczy, że leczenie uzależnień behawioralnych kontraktuje Narodowy Fundusz Zdrowia. W podobnym tonie wypowiadali się też niektórzy politycy. Posłanka PiS Elżbieta Rafalska w 2011 r. przedstawiła projekt obcięcia wpływów do Funduszu o dwie trzecie, jednak rząd nie przystał na ten pomysł. Pojawiły się głosy, że przeszacowano problem uzależnienia od hazardu w kraju. Z tym nie zgadza się resort zdrowia. - Badania przeprowadzone w okresie 2011–2012 przez Fundację CBOS, na zlecenie FRPH, dotyczące rozpowszechnienia hazardu oraz innych uzależnień behawioralnych, w tym uzależnienia od Internetu, zakupów i pracy wskazują, że liczba osób uzależnionych i zagrożonych uzależnieniem w Polsce jest znaczna. W odniesieniu do hazardu liczby te wynoszą odpowiednio: 50 tysięcy i 200 tysięcy - poinformował tvn24.pl rzecznik prasowy ministra zdrowia, Krzysztof Bąk. Problem jest więc znaczny i zdaniem ekspertów raczej nie należy liczyć na to, że szybko zmaleje. - To prawda, że NFZ również kontraktuje leczenie takich uzależnień, już w 2010 roku dodał placówkom leczenia uzależnień nowe rozpoznania z tego zakresu, jednak nikomu nie zwiększył z tego powodu kontraktu - zastrzega Damian Zdrada.
Pomoc dla 9,5 tysiąca osób
Jego zdaniem likwidacja Funduszu byłaby krzywdząca dla pacjentów. - Liczba osób przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Od kiedy zaczęliśmy realizować program terapii uzależnień behawioralnych, stale ich przybywa. Z 1239 w 2011 roku do 1400 w 2012 roku. W 2013 roku było to 1471. Przy obecnej polityce NFZ nie wyobrażam sobie dalszego rozwoju leczenia uzależnień behawioralnych bez Funduszu - zaznacza.
Z danych ministerstwa zdrowia wynika, że w ubiegłym roku w całym kraju z terapii w ramach FRPH skorzystało ponad 9,5 tysiąca osób.
Także sami hazardziści, którzy korzystają z bezpłatnej terapii w ramach Funduszu, podkreślają, że mityngi to jedyna droga do wyjścia z tego specyficznego, bo niechemicznego uzależnienia. Na anonimowych forach internetowych namawiają innych do skorzystania z takiej pomocy.
- Terapia to taka "tabliczka mnożenia". Liczenie bez niej jest bardzo trudne. Rozwój we wspólnocie, program 12 kroków, to są dalsze narzędzia, aby móc żyć w zgodzie z samym sobą i otaczającym światem - mówi jeden. A inny dodaje: - Bez pomocy drugiego niegrającego hazardzisty nie ma szans na niegranie i poprawę jakości życia.
Przerzucić środki? Nic nie jest przesądzone
I choć resort finansów w przygotowanym ostatnio projekcie nowelizacji ustawy o grach hazardowych nie przewiduje obniżenia budżetu Funduszu, to podchody trwają.
Ministerstwo zdrowia w swojej opinii postulowało, aby środki Funduszu rozszerzyć na leczenie uzależnień od papierosów, alkoholu czy narkotyków. Z kolei w projekcie sejmowej komisji sportu znalazła się propozycja obniżenia kwoty przekazywanej na FRPH i przekazania uwolnionych w ten sposób środków na rzecz wsparcia kultury fizycznej.
Obie propozycje zostały na razie odrzucone, ale nie znaczy to, że zostały przekreślone. Projekt nie trafił jeszcze do Sejmu, więc trudno teraz przesądzić, jak będzie wyglądała ostateczna wersja ustawy. Tymczasem, jak podkreślają eksperci, prawdziwym problemem jest nie to, jak szybko wydać zalegające na kontach pieniądze, a zmiana prawodawstwa. - Nie ma mechanizmów zachęcających nałogowych graczy do terapii (np. programy oddłużeniowe dla osób, które podjęły abstynencje od grania po leczeniu) - wyjaśnia Zdrada. - A na to i 50 milionów złotych rocznie to byłoby za mało - ocenia.
Autor: Ewa Ostapowicz//kdj / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu