W Polsce obok epidemii mamy obecnie do czynienia z agonią. Rządząca ekipa nie panuje nad sytuacją. Władza wymyka się jej z rąk. Epidemia ten kryzys ujawniła i zaostrzyła. Gdyby nie ona, też mielibyśmy kryzys, tylko później i pewnie miałby inny kształt - pisze w felietonie Maciej Wierzyński, wieloletni dziennikarz TVN24, twórca programu "Horyzont".
Widziałem w życiu kilka politycznych agonii i tylko jedną epidemię. Ospy. Było to w 1963 roku we Wrocławiu. Więc jasne, że na agoniach się lepiej znam niż na epidemiach. W Polsce obok epidemii mamy obecnie do czynienia z agonią. Rządząca ekipa nie panuje nad sytuacją. Władza wymyka się jej z rąk. Epidemia ten kryzys ujawniła i zaostrzyła. Gdyby nie ona, też mielibyśmy kryzys, tylko później i pewnie miałby inny kształt.
W ostatnich dniach oglądamy spektakl powolnego - a przez to tym bardziej bolesnego - rozstawania się z władzą przez ekipę do tego nieprzygotowaną, z innej strony spodziewającą się zagrożenia. Przyzwyczajoną do zagadywania rzeczywistości, obiecywania złotych gór, straszenia wymyślonymi wrogami. Ekipę, która tym bardziej nie może pogodzić się z utratą władzy, że swego szefa uznała za geniusza, który potrafi ją wybawić z każdej opresji. Ten geniusz nauczył się na własnych błędach i na błędach poprzedników. Co najważniejsze, nie ukrywał, że buduje system odporny na utratę władzy. Jego dwór uwierzył, że to jest możliwe, uwierzyli też wyborcy. Aż tu nagle pojawił się koronawirus. I tego nikt się nie spodziewał.
Świat przygotowywał się do recesji, kresu koniunktury, ale nie do epidemii. W Polsce mówiło się, że zabraknie Ukraińców do pracy, a nie, że przyjdzie zaraza. To może do pewnego stopnia usprawiedliwiać ludzi Prezesa. Sztuczki wymyślane przez dobrze opłacanych speców od PR na inną okazję, przestały działać. I to wywołało słuszne zdenerwowanie. Tancerzom poplątały się nogi.
Demokracja liberalna, czyli system polityczny, który zdaniem Prezesa historia wyrzuciła na śmietnik, polegała między innymi na tym, że zmiana rządzących ekip odbywa się płynnie, regularnie i bez wstrząsów. W systemie autorytarnym, a taki buduje Prezes, takiego mechanizmu nie ma. Potrzebne jest jakieś nieszczęście, żeby wymienić władze. I ono właśnie nadeszło.
Sądzę, że obecna ekipa, która sięgnęła po władzę z nadzieją, że się z nią nigdy nie rozstanie, musi się czuć rozczarowana. Tak jak członkowie Biura Politycznego KC PZPR czuli się rozczarowani i zniechęceni do Pierwszego Sekretarza, kiedy kiełkowało w nich przekonanie, że Pierwszy traci kontakt z rzeczywistością. Wtedy, wieczorami, chodząc po parku z kolegami, rozważali - ostrożnie i hipotetycznie - pytanie: a może warto się go pozbyć?
Na razie ludziom Prezesa daleko do takiej śmiałości. Posłusznie wymyślają kolejne tarcze antykryzysowe, dokładają pieniądze, których wcześniej nie było dla lekarzy i niepełnosprawnych. Premier Mateusz Morawiecki, ten finansowy cudotwórca, chyba pogodził się z myślą, że nie da się tego kryzysu zażegnać "po taniości". A tu jeszcze taki niefart, że trzeba wybierać prezydenta.
Ponowny wybór Andrzeja Dudy, który jeszcze parę tygodni temu wydawał się pewny, teraz wcale pewny nie jest, a im dalej w kryzys, tym gorzej. Więc trzeba się spieszyć i stąd kurczowe trzymanie się terminu wyborów. Wszystko da się odłożyć, ale nie termin wyborów - ten jest święty.
Wymyślono też uzasadnienie dla tej operacji. Nie chodzi o Dudę, chodzi o dobro gospodarki, której nie da się uzdrowić w atmosferze walki politycznej. Więc dla naszego wspólnego dobra wybierzmy Dudę bez kampanii. Do tego sprowadza się strategia władzy ukryta za sentymentalnymi frazesami o solidarności i trosce.
No dobrze, ale gdzie widzę objawy rozkładu ?
Najbardziej oczywiste byłoby, gdyby się pożarli. Prawda, tego na razie nie widać. Krążą wprawdzie plotki o frakcjach i koteriach, ale fasada trzyma się dobrze. Widoczna jest natomiast biegunka legislacyjna. Co kilka dni nowa tarcza, coraz to nowe rozporządzenia porządkowe. Naród ma wiedzieć, że sytuacja jest poważna, ale ma też czuć, że władza się troszczy. Ministrowi zdrowia Łukaszowi Szumowskiemu robią się od tej troski coraz większe wory pod oczami.
Pierwszy nie wytrzymał nerwowo Jarosław Gowin. Nie zgodził się z Prezesem, nie znalazł sojuszników, więc zatrzymał się w pół drogi, mostów nie spalił. Następni będą musieli wykazać więcej determinacji, odwagi i cierpliwości. Proces gnicia może się toczyć jeszcze długo, ale na pewno się zaczął. Chór znawców powtarza, że w kryzysie następuje konsolidacja wokół przywódcy. To prawda, ale trwa to tylko tak długo, jak długo przywódca budzi zaufanie.
I warto pamiętać, że strach i zaufanie to nie to samo.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński, dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny, polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Poprzednie felietony Macieja Wierzyńskiego:
Źródło zdjęcia głównego: TVN24