Niektóre z nich tak właśnie żyją, jedzą zwłoki, składają w nich jaja i rosną. Inne przyjdą lub przylecą zwabione stygnącym ciałem. Komuś, kto ma wprawne oko i wiedzę, zdradzą tajemnice zmarłych i żyjących. Po śmierci do każdego z nas ustawi się kolejka owadów.
Kwiecień minionego roku. Stary, jednopiętrowy dom pokryty dachówką, niepodpiwniczony i z nieużytkowym poddaszem, stoi na działce o powierzchni około tysiąca metrów kwadratowych. Pamięta jeszcze czasy międzywojnia.
Trzej dorośli bracia nie potrafią wyjaśnić policji, gdzie jest ich matka. Sąsiedzi nie widzieli jej od dawna, nie wychodziła nawet na działkę.
"Wyjechała autobusem" - mówią, bo samochodu nie dorobili się. Są bezrobotni, żyją z renty matki.
Śledczy są pewni, że starsza, schorowana kobieta nie spakowała walizki i nie ruszyła na dworzec autobusowy.
Być może ją zamordowali, a ciało ukryli pod ziemią w okolicy domu? Dlatego policjanci ściągają na miejsce profesjonalny sprzęt. Jednak ani skanowanie powierzchni posesji, ani badanie gleby pod kątem kumulowania się pierwiastków, które towarzyszą rozkładowi zwłok (jak na przykład azot) nie pomaga. Śledczy nie znajdują miejsc ze śladami świeżo naruszonej ziemi.
Prokurator wzywa więc na miejsce biegłego z zakresu ujawniania śladów entomologicznych.
Śladów bytowania owadów, które zwróciłyby jego uwagę, nie ma wewnątrz domu. Są na zewnątrz. Masę padlinców, chrząszczy, które entomologowi trudno pomylić z innymi, mogło skusić rozkładające się duże zwierzę lub człowiek. Ekspert dostrzega je, gdy wygrzewają się na dachówkach. Dlaczego policjanci wcześniej nie weszli na strych? Nie mogli, nie było do niego schodów czy wejścia, stanowi jedynie izolację domu. Zimą nie pozwala uciec ciepłemu powietrzu, latem chroni przed zbyt wysoką temperaturą. Ale jedna z płyt gipsowych jest naruszona i odcina się od powierzchni sufitu.
W dość ciepłym mikroklimacie poddasza zwłoki zaczęły wysychać. Nie doszło do tak zwanego "mokrego" rozkładu. Dlatego nic nie kapało i nie spływało po ścianach domu. Jednak zapach przyciągnął padlińce, które skolonizowały zwłoki 80-latki. W niej i na niej dorastały i wylatywały ze strychu między dachówkami, by potem na nich przysiąść.
Sekcja zwłok matki wykazała, że zmarła z przyczyn naturalnych. Synowie ukryli jej ciało, bo - nieskalani pracą - chcieli nadal żyć z jej renty. Zdradziły ich jednak chrząszcze.
Trupojady
Ten biegły to doktor Paweł Leśniewski, były policjant i technik kryminalistyki. Osiem lat spędził w Szkole Policji w Pile, gdzie pierwszy raz miał kontakt z entomologią sądową i doktorem Szymonem Konwerskim, zoologiem i entomologiem z Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ze śmiercią miał kontakt wielokrotnie w czasie pracy w policji.
- Spojrzeliśmy na entomologię sądową oczyma technika kryminalistyki. Jak te ślady identyfikować, w jakiej konfiguracji występują i przede wszystkim jak je zabezpieczyć, żeby po 10 czy nawet 20 latach nadawały się do zbadania - mówi Leśniewski, który jest biegłym sądowym z zakresu entomoskopii. Od roku pracuje w Akademii Nauk Stosowanych imienia Stanisława Staszica w Pile, w katedrze kryminalistyki i kryminologii, gdzie prowadzi pracownię entomologii sądowej. Prowadzi również wykłady dla doświadczonych prokuratorów i sędziów.
Jak mówi, należy do jedynego w Polsce teamu medyczno-entomologicznego, który stworzył doktor habilitowany Marcin Kadej, dziekan Wydziału Nauk Biologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego, nawiązując kontakt z Zakładem Medycyny Sądowej we Wrocławiu.
Siedem pytań kryminalistyki brzmi: co, gdzie, kiedy, w jaki sposób, dlaczego, jakimi środkami i kto. Na przynajmniej trzy z nich, czyli kiedy, gdzie i kto, może odpowiedzieć entomoskopia.
- Ważne, żeby nie mylić entomoskopii czy entomologii sądowej z medycyną - podkreśla Leśniewski. Wyjaśnianiem przyczyny śmierci zajmuje się medycyna, a tam, gdzie kończą się jej możliwości, jest być może miejsce na entomoskopię.
Owady zapewniają równowagę biologiczną i są odpowiedzialne za rozkład martwej substancji organicznej: roślinnej, zwierzęcej i ludzkiej.
Są odpowiedzialne za aktywny rozkład ciała. Najważniejszymi dla entomoskopii są te nazwane nekrofagami lub mniej dostojnie trupojadami albo padlinożercami, czyli muchówki i chrząszcze, które żyją i rozmnażają się na zwłokach.
- Samych muchówek jest w Polsce kilka tysięcy gatunków. Trzeba zachować pokorę, nie ma tu miejsca na kategoryczne osądy, jeśli ktoś nie ma wiedzy - przyznaje Leśniewski.
Post Mortem Intervallum
Dla padlinożerców zwłoki są miejscem jedzenia, rozmnażania się i "chowania" potomstwa. Nasza śmierć to początek ich życia. A że są nieprzewidywalne i zostawiają ślady w miejscach, o których nawet byśmy nie pomyśleli, coraz łaskawiej patrzą na nie polskie organy ścigania.
Żerujące na ludzkim ciele larwy i dorosłe osobniki, a także ich wielkość, stopień rozwoju pomogą ustalić PMI - Post Mortem Intervallum, czyli czas od momentu śmierci do odnalezienia zwłok.
Znalezione na zwłokach lub w ubraniu mogą wskazać, czy ciało zostało przeniesione.
Jeśli w bucie martwego człowieka w Warszawie śledczy znajdą ponurka Schneidera, bardzo rzadkiego owada pod ścisłą ochroną, który występuje na Pojezierzu Mazurskim, w Puszczy Białowieskiej, Górach Świętokrzyskich, Tatrach i okolicach Przemyśla, entomolog może założyć, że ciało przeniesiono. Podobnie jeśli z nogawki martwej kobiety znalezionej w środku lasu wypadnie występujący powszechnie w naszych domach, poruszający się zwinnie brzegiem wanny lub wzdłuż fugi kuchennej podłogi rybik cukrowy.
Jeśli natomiast śledczy przypuszczają, że do zabójstwa doszło w mieszkaniu, w którym nie ujawniono zwłok lub biorą pod uwagę to, że zwłoki w danym miejscu trzymano, na oknach, klamkach, lampach podsufitowych ślady mogą zostawić muchówki, które zdążyły umoczyć odnóża we krwi wypływającej na przykład z rany, zanim ciało zostało zabrane, a rozlana krew uprzątnięta. Muchówka może też wymiotować krwią, której się napiła, a w wymiocinach znaleźć można DNA ofiary lub sprawcy, jeśli ten na przykład zranił się przy rozczłonkowywaniu zwłok lub w trakcie walki.
Znalezione na ciele lub w jego pobliżu larwy można poddać analizie toksykologicznej, która pokaże, czy ofiara przed śmiercią była pod wpływem środków odurzających lub została otruta.
Pokora wobec świata owadów jest ważna, bo choć rządzi nim wiele praw, jest też wiele zmiennych. Czy owady w ogóle pojawią się przy zwłokach? Czy przylecą do świeżej krwi? A jeśli tak, to czy w standardowej, opartej na wieloletnich obserwacjach uczonych, kolejności: czyli najpierw muchówki, a potem chrząszcze?
Dlaczego zatem muchówki nie skolonizowały ciała 80-latki, ukrytego na strychu przez synów?
- Istotna była temperatura - wyjaśnia doktor Leśniewski. - Przy 8 stopniach Celsjusza muchówki nie będą chciały jeść, rozmnażać się i składać jaj. Może być im też za gorąco, jeśli termometry pokażą 30 stopni. I tak było w przypadku człowieka, który odebrał sobie życie, wieszając się na strychu, na którym panowała dość wysoka temperatura - wspomina.
Wtedy na zwłokach zaczęły żerować padlińce, chrząszcze, którym taka aura odpowiada.
Przy tym stole nie ma uprzejmości
Mazowsze, lipiec, las sosnowy. Wyobraźmy sobie, że stukilowy mężczyzna pada między liściaste krzewy, raniony śmiertelnie w głowę ostrym narzędziem. Cios był silny, powierzchnia skóry jest rozerwana, pękła pokrywa czaszki. Widać krew i mózg. W temperaturze powyżej 20 stopni najprawdopodobniej najszybsze pojawią się muchówki. Samce będą chciały napić się krwi lub innych płynów ustrojowych, usiądą na twarzy i w okolicach rany. Samice będą chciały złożyć jaja przy naturalnych, i nienaturalnych, otworach ciała. W pierwszej kolejności - w ranie.
Im wyższa temperatura, tym szybszy okres inkubacji. Larwy, które się wyklują, zaczną jeść i chować się we wnętrzu zwłok przed deszczem, słońcem i drapieżnikami. Bo przylecieć mogą osy lub przyjść mrówki, które wybiorą i zjedzą część z nich. Osy nie pogardzą też zwłokami. Silnymi żuwaczkami potrafią oddzielić fragment wargi lub powieki.
- W trakcie jednego z moich doświadczeń wykorzystane zostały dwa preparaty (martwe zwierzęta - red.) z jednego miotu, które padły. Rozkładały się w zupełnie innym tempie. W jednym miejscu trwało to tydzień, w drugim - 66 dni - wspomina Paweł Leśniewski. Dlaczego tak się stało?
W trakcie badań na zdjęciach zauważono obecność mrówek rudnic, które paraliżowały larwy muchówek i transportowały je do swojego kopca. To najprawdopodobniej sprawiło, że larwy pochłaniały ciało dużo wolniej, bo było ich mniej, a to z kolei wpłynęło na tempo jego rozkładu.
Te, które przeżyją, będą żerować na tkankach miękkich i rosnąć. - Na podstawie samych zdjęć biegły jest w stanie ocenić, że na przykład głowa jest w takim stopniu rozkładu, że kolejne muchówki, które pojawiłyby się na ciele, nie złożyłyby już na niej jaj, bo nie ma tam już nic do zjedzenia - tłumaczy Leśniewski. Ale sporo do zjedzenia jest również w obrębie klatki piersiowej, nadbrzusza, podbrzusza. Powoli, ale sukcesywnie owady i larwy będą pochłaniać kolejne części ciała.
W ubraniu denata schronienie znajdą motyle, pająki, biedronki lub inne stworzenia, które nie będą jeść, ale zwabione stygnącym ciałem, poszukają schronienia.
W czasie tej "uczty" stukilowy mężczyzna, który padł między krzewy, może stracić nawet 70 procent swojej masy w tydzień.
Także ciało pozbawione już tkanek miękkich nadal może być dla niektórych przydatne. Suchą, naciągniętą na szkielet i cienką jak pergamin skórą czy włosami pożywią się niezbyt urodziwe, "owłosione" larwy skórnikowatych, czyli wielożernych chrząszczy.
Larwy "a la Magda Gessler"
Kiedy larwy muchówek przejdą do drugiego etapu rozwoju, nie chcą już jeść i odpełzną 7-8 metrów od leżącego w sosnowym lesie mężczyzny. Chcą w spokoju zrzucić z siebie bobówkę, czyli osłonkę, i z poczwarki przeistoczyć się w postać muchówki.
- Zauważyłem, że w mieszkaniu czy w domu ta droga odejścia to nawet 50 metrów. Mogą wejść pod szafę, pod progi, pod listwy podłogowe. Czasem sąsiedzi mogą się skarżyć, że oprócz przykrego zapachu, który towarzyszy rozkładowi zwłok, kratkami wentylacyjnymi wychodzą larwy. I to jest cenny materiał dla śledczych - wyjaśnia Leśniewski.
I tutaj bardzo dużo leży - jak podkreśla doktor - w rękach służb, które pierwsze zjawią się w miejscu ujawnienia zwłok.
Jeśli owady mają pomóc śledczym wyjaśnić okoliczności śmierci, muszą być odpowiednio zabezpieczone. Policjant, prokurator nie musi przecież znać się na muchówkach, mrówkach czy chrząszczach. Od tego są biegli, którzy sami nie mogą zabezpieczać śladów na miejscu zdarzenia. Zebrane trafiają do laboratorium, między innymi do profesora Krzysztofa Szpili, entomologa z Instytutu Biologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i biegłego sądowego z zakresu entomoskopii, z którym współpracuje doktor Leśniewski.
Wszystko zależy od tego, w jakiej formie owady trafią do laboratorium. Bazując na wielu latach doświadczenia, Paweł Leśniewski wymyślił i stara się rozpropagować swój "przepis" na jak najlepsze zabezpieczenie owadów, żartobliwie nazywany w towarzystwie "larwami a la Magda Gessler".
Wystarczy czajnik, który można podłączyć do wejścia samochodowej zapalniczki, miska, sitko, łyżka, słoiki i alkohol. Larwy należy zalać wrzątkiem, odcedzić i umieścić w słoiku z alkoholem. Nie skurczą się, nie wyschną, nie ulegną zniszczeniu. W słoiku z alkoholem trzeba zabezpieczać również dorosłe formy. A owady z ciała - podkreśla Leśniewski - wybieramy łyżką, a nie pęsetą, jak sugerują dostępne w Polsce podręczniki. I tylko na takiej podstawie będzie można oszacować stopień ich rozwoju, a co za tym idzie - czas zgonu człowieka, na którego ciele je znaleziono.
Leśniewski przyznaje, że w dość skąpej polskiej literaturze poświęconej entomologii sądowej można przeczytać, żeby owady zawijać w gazę lub papierowy ręcznik. Takie do niczego się już biegłym nie przydadzą, bo wyschną i rozpadną się na kawałki. Wtedy trudno ocenić nie tylko ich rozmiar, ale nawet gatunek.
- Grupa operacyjno-procesowa, która przyjedzie na miejsce ujawnienia zwłok, ma za zadanie we właściwy sposób, w granicach i na zasadach Kodeksu postępowania karnego, zabezpieczyć ślady, które mogą się stać dowodami. Trzeba pamiętać: nie na miejscu zdarzenia jest czas na to, żeby coś sensownego mówić na temat śladów - podkreśla doktor Leśniewski. To dzieje się dopiero w laboratorium.
Plastry miodu w klatce piersiowej
Jak entomologia sądowa ma się w Polsce? - Całkiem niezgorzej - odpowiada doktor Leśniewski.
Badaniem owadów, które pojawiają się po naszej śmierci, zajmuje się dość prężnie Pracownia Biologii i Entomologii Sądowej działająca na Uniwersytecie Wrocławskim. Jednostka, którą kieruje doktor habilitowany Marcin Kadej, bada biologię nekrofagów i ich rozsiedlenie. Jej pracownicy sporządzają specjalistyczne opinie na potrzeby postępowań kryminalistycznych i procesów sądowych, a także szkolą kolejnych naukowców.
To uczeni z tej jednostki opisali w "Forensic Science International", prestiżowym czasopiśmie poświęconym kryminalistyce, pierwszy przypadek gniazdowania pszczoły miodnej w ludzkich zwłokach. Do odkrycia doszło - jak opisują uczeni z UWr - na jednym ze świerków w lasach Dolnego Śląska w 2016 roku.
W czasie wycinki drzew, na wysokości około 25 metrów, natknięto się na zwłoki mężczyzny, który najprawdopodobniej 13 lat wcześniej odebrał sobie życie. W Zakładzie Medycyny Sądowej tejże uczelni odkryto we wnętrzu jego klatki piersiowej gniazdo pszczół, w ciele było też gniazdo wiewiórki, która ponadto zrobiła sobie spichlerz z nogawki jego spodni.
Najprawdopodobniej człowiek ten powiesił się, a kiedy głowa - pod wpływem postępującego rozkładu - odpadła, reszta ciała, spadając, zatrzymała się na gałęzi.
Była zmumifikowana. Uczeni wyjaśniają, że stało się tak najprawdopodobniej z trzech powodów. Po pierwsze ciało nie padło łupem drapieżników lub padlinożerców, takich jak lisy czy borsuki, bo było poza ich zasięgiem. Nie rozpadło się, bo denat miał na sobie dwie pary spodni, w tym tak zwane "ogrodniczki" z szelkami, które utrzymały go "w kupie", a warunki atmosferyczne w koronie drzewa, znacząco różniące się od tych na ziemi, spowolniły rozkład.
Trupie farmy
Polska entomologia sądowa radzi sobie nieźle. W Niemczech czy Stanach Zjednoczonych zbieranie owadów na miejscu czyjejś śmierci to standard.
Tylko w USA działa pięć tak zwanych "trupich farm". Określenie brzmi przerażająco, ale dla nauki są one bezcenne. Ciała, które się na nich znajdują, pochodzą od dawców, którzy przekazali je dobroczynnie na cele naukowe.
Pierwszą, która zrewolucjonizowała amerykańską entomologię sądową, była ta w Tennessee. Jej pomysłodawcą był Bill Bass, antropolog sądowy i osteolog, założyciel Ośrodka Antropologii Sądowej Uniwersytetu Tennessee.
W leśnych ostępach stanu leżącego na południowym wschodzie USA, na zamkniętym obszarze, pozwolono naturze zrobić z ludzkimi zwłokami to, co chciała. Ciała położono na ziemi między krzewami, zanurzono w wodzie lub bagnie, zamknięto w bagażniku auta, zapakowano w foliowy worek lub zakopano płytko lub głęboko pod ziemią albo pozostawiono w pełnym słońcu.
Z wieloletnich obserwacji uczonych, którzy opisali, jak rozkładają się zwłoki w najróżniejszych okolicznościach, ale również pojawiające się przy nich gatunki owadów oraz zwierząt, szeroko korzystają policjanci, prokuratorzy i sędziowie. Także w Polsce coraz częściej owady zabezpieczone w miejscu odnalezienia zwłok lub przestępstwa oraz analizy entomologów stanowią dowody w sprawach karnych.
Amerykańska pisarka Patricia Cornwell we wstępie do książki "Trupia farma" Billa Bassa i Jona Jeffersona napisała: "Zmarli mają wiele do powiedzenia, ale mogą ich usłyszeć tylko ludzie odpowiednio wyszkoleni".
Autorka/Autor: Karolina Bińkowska
Źródło: Magazyn TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock