- Tak wielkich stężeń metanu poza klasycznymi wyrzutami nie spotykaliśmy w polskim górnictwie - podkreślał w TVN24 ekspert górniczy Jerzy Markowski. Były górnik i ratownik wyjaśniał, jak może wyglądać prowadzona w kopalni Zofiówka w Jastrzębiu-Zdroju akcja ratunkowa. - Jest niezwykle trudna, dramatyczna, ale jestem pewien, że wszyscy robią to, co trzeba - podkreślił. W sobotę w Zofiówce doszło do tąpnięcia i wycieku metanu. Utracono kontakt z siedmioma górnikami.
- Wielkość powyżej trzy a dziewięć procent powoduje natychmiastowy wybuch metanu, a wielkość powyżej dziewięć procent metanu wypiera tlen, czyli czyni atmosferę niezdolną do oddychania. Tak wielkich stężeń metanu poza klasycznymi wyrzutami nie spotykaliśmy w polskim górnictwie - stwierdził Jerzy Markowski. Komentował w TVN24 napływające z Zofiówki informacje, według których po tąpnięciu doszło do wycieku metanu, przez co początkowo akcja ratunkowa nie mogła zostać podjęta.
Markowski jest byłym górnikiem, przez 14 lat był ratownikiem i uczestniczył w akcjach takich, jak ta prowadzona w sobotę w jastrzębskiej kopalni. Po odejściu z górnictwa został politykiem - był senatorem Sojuszu Lewicy Demokratycznej i wiceministrem gospodarki.
"Akcja jest niezwykle trudna, dramatyczna"
Jak podkreślał w TVN24, jest pełen podziwu dla ratowników, którzy według niego w wyjątkowo sprawnym tempie poruszali się wewnątrz kopalni i w ciągu półtorej godziny przebyli odległość 900 metrów, próbując dotrzeć do poszkodowanych we wstrząsach kolegów.
- To bardzo dobry czas. Sądzę, że kierujący akcją dyrektor kierownik kopalni ma na uwadze przede wszystkim to, żeby nie tylko uratować, ale nie pozabijać ratujących - ocenił Markowski. - To w tej sytuacji jest niezwykle ważne. Akcja jest niezwykle trudna, dramatyczna, ale jestem pewien, że wszyscy robią to, co trzeba - podsumował.
Dodał, że jest "pełen nadziei, że ci ludzie znajdują się w miejscu, gdzie można oddychać i są tylko odcięci, a nie zaciśnięci".
- Ci ludzie będą tam tak długo, jak długo starczy im powietrza. Ten metan zbierał się tam od milionów lat. Wstrząs prawdopodobnie uruchomił ten zbiornik, w którym on się znajdował. Nikt nie był w stanie go zlokalizować, mamy do czynienia z głębokością 900 metrów - podkreślił.
Wstrząs, a nie wybuch
Markowski wyjaśnił także, jaka jest różnica w określeniu "odcięty" a "zaciśnięty". Opisał, że górnicy znajdowali się na poziomie 900 metrów, w tunelu podścianowym, o wysokości czterech metrów i szerokości pięciu metrów, gdzie prowadzili prace.
- Nie wiemy, ile tego wyrobiska jest zaciśniętego i czy w ogóle jest zaciśnięte. Największa szansa, że wyrobisko, które jest wyrobiskiem ślepym, zostało zawalone, tym samym odizolowane od tego pełnego metanu powietrza. Liczę, że są w przestrzeni gdzie jest powietrze, którym można oddychać - dodał, pytany o procedurę ratowania uwięzionych pod ziemią górników.
Zaznaczył jednocześnie, że w przypadku zdarzenia w kopalni Zofiówka nie możemy mówić o wybuchu.
- Gdyby był wybuch, to byłaby to sytuacja dramatyczna. Mówimy o wstrząsie tektonicznym, który uwolnił metan - wskazał gość TVN24.
"Splot okoliczności duży, dramat jeszcze większy"
Pytany o brak łączności z górnikami, Markowski stwierdził, że pod ziemią dostępne są telefony i środki łączności głośnomówiącej. - Ci ludzie z jakichś powodów z tego nie korzystają. Mam nadzieję, że nie dlatego, że nie potrafią, nie mają siły, ale dlatego że ta łączność została fizycznie przerwana - stwierdził.
- Tak wysokie stężenia metanu musiały natychmiast wyłączyć zasilania energetyczne, które unieruchamia szereg działających urządzeń - tłumaczył były ratownik górniczy.
- Splot okoliczności duży, dramat jeszcze większy, ale trzeba być dobrej myśli. Powiem szczerze, że po 16 latach pracy w ratownictwie górniczym i 29 latach pracy pod ziemią nigdy nie spotkałem się pod ziemią w normalnym wyrobisku z zawartością metanu powyżej 40 procent - podkreślił Markowski.
Zapytany o to, z jakiego powodu wytworzył się wstrząs o tak ogromnej skali, odparł, że tąpnięcia - czyli wstrząsy pod ziemią - występują najczęściej na skutek warunków naturalnych.
- W polskim górnictwie wydobywamy węgiel w 80 procentach z pokładów bardzo silnie metanowych i 60 procentach z pokładów tąpiących lub skłonnych do wszelkiego rodzaju tąpań - tłumaczył.
Dwóch górników już na powierzchni
Do wstrząsu w kopalni Zofiówka doszło o godzinie 11 w sobotę, 900 metrów pod ziemią. Akcja ratunkowa została ogłoszona o godzinie 11.25. Jak podała rzeczniczka Jastrzębskiej Spółki Węglowej Katarzyna Jabłońska-Bajer, ratownicy, którzy założyli na dole bazę, nie mogli początkowo wejść w rejon wstrząsu ze względu na zbyt wysokie stężenie metanu.
Przed godziną 17 prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej, Daniel Ozon, poinformował, że ratownicy dotarli do dwóch z siedmiu górników i pomogli im o własnych siłach wydostać się na powierzchnię.
Wiadomo, że pierwsi uratowani górnicy są ranni, ale byli przytomni.
Trwają poszukiwania pięciu pozostałych pracowników.
Jeden z pięciu poszukiwanych został odnaleziony przez ratowników późnym wieczorem w sobotę, ale - jak poinformowali przedstawiciele JSW - jest przygnieciony elementem konstrukcji obudowy wyrobiska i nie daje znaków życia. Nadal nie wiadomo, gdzie znajdują się czterej pozostali poszukiwani górnicy.
Autor: akw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24