Do polskich szpitali docierają już leki stosowane w chemioterapii, których brakowało w ostatnich dniach. Dostawa leków z Austrii dotarła m.in. do szpitala w Sosnowcu już wczoraj ok. 22. Jak zapowiedział w czwartek wieczorem w TVN24 minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, ilość cytostatyków "ma przekroczyć zgłoszone przez szpitale zapotrzebowanie". Mimo to problem nie zniknie, gdyż koncern produkujący brakujące leki poinformował, że z problemami technologicznymi może borykać się nawet do końca roku.
Tydzień temu "Fakty TVN" podały, że firma farmaceutyczna produkująca leki potrzebne do chemioterapii wycofała część produktów z naszego rynku, uznając, że sprowadzanie ich do Polski jest nieopłacalne. A Ministerstwo Zdrowia na czas nie zdążyło przygotować "planu B".
W środę, pierwszy raz po kilku dniach milczenia, w sprawie braku leków onkologicznych wypowiedział się minister Bartosz Arłukowicz, obiecując, że w "w ciągu kilku dni" problem zostanie rozwiązany.
- Mamy zarówno zapewnienie ze strony koncernu, że w najbliższym czasie zostanie uruchomiona pewna część produkcji, jak i sprawnie działający mechanizm importu docelowego, więc mam nadzieję, że najbliższe dni spowodują rozwiązanie - tłumaczył. Równocześnie polecił lekarzom "stosowanie zamienników" leków, a producentom tzw. import docelowy, czyli sprowadzanie leku z zagranicy dla konkretnego pacjenta na podstawie szczegółowych i zweryfikowanych zaleceń lekarza.
Z kolei w czwartek w "Faktach po Faktach" w TVN24 zapewnił, że "lada chwila" transport z lekami dotrze do Polski, a ponadto będą one "stopniowo dostarczane". Jednocześnie Arłukowicz poinformował, że NFZ będzie pokrywał pełną cenę leku w imporcie docelowym. Wcześniej pewną część tych kosztów musiały ponosić szpitale.
Przeciąganie liny
Ministerstwo zdrowia winą za brak leków od początku obarcza szpitale, gdyż zgodnie z procedurami to szpital powinien zabezpieczyć zapas leków. Dyrektor placówki podpisując bowiem z NFZ kontrakt na leczenie może policzyć, ile będzie potrzebował cytostatyków.
Szpitale tłumaczą jednak, że tego, iż postój w produkcji leku będzie taki długi, nie przewidziały. Nawet na tych oddziałach, które próbowały się zabezpieczyć i dziś jeszcze mają leki, dyrektorzy nie wiedzą, czy za chwilę też nie będą odsyłali pacjentów.
- Jest czasami takie balansowanie z dnia na dzień. Nie jesteśmy do końca pewni dostaw wszystkich leków. Mamy listę 11 leków onkologicznych, które mogą stanowić problem odnośnie zaopatrzenia - mówił dr Szczepan Cofta ze Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego w Poznaniu.
Za to zdaniem Janusza Michalaka, redaktora naczelnego miesięcznika "Menadżer Zdrowia", wina leży po stronie ministerstwa, gdyż sytuacja z brakiem leków wymknęła się mu spod kontroli. - Zachowanie ministerstwa zdrowia pokazuje, że ono po prostu nie potrafi szybko zareagować na tak straszną dla tych pacjentów onkologicznych sprawę. Dzisiaj pacjenci są ciężko przestraszeni - powiedział.
Z kolei według Tomasza Wróblewskiego z "Rzeczpospolitej", możliwe, że "rząd w pewnym momencie zdecyduje się, żeby poświęcić ministra Arłukowicza z tym, że bez zmiany przepisów". - Bez nowej ustawy następny minister będzie miał te same problemy - zaznaczył.
Jednak mimo przeciągania liny, po czyjej stronie leży wina za brak leków, faktem jest, że ministerstwo dopiero na początku tego tygodnia zaczęło zbierać dane, w ilu szpitalach brakuje leków, mimo, że o problemie zostało poinformowane przez koncern farmaceutyczny już jesienią.
Jak twierdzi dr Sarosiek, resort nie poinformował wcale lekarzy, w jaki sposób mają zabezpieczać leki. - Wręcz była dezinformacja dlatego, że pan minister Szulc cały czas mówi o imporcie docelowym, ale jest jasno i wyraźnie napisane, że lek, który posiada zarejestrowany w Polsce odpowiednik z tą samą substancją czynną, nie może być sprowadzony w trybie importu docelowego - wyjaśnił.
To właśnie z tego powodu, zdaniem niektórych szpitali, wykorzystanie procedury importu docelowego jest łamaniem prawa, zatem nie wszystkie placówki występują do ministerstwa o zgodę na sprowadzanie leków w tym trybie. Jak wynika z danych resortu, od początku roku tylko osiem szpitali poprosiło o import docelowy.
Liczy się każdy dzień
Tymczasem stosowanych w leczeniu terapii nowotworów cytostatyków, potocznie nazywanych chemią, wciąż brakuje w wielu szpitalach w całej Polsce. Znaczne braki odnotowało kilka warszawskich szpitali, a także placówki w Gdańsku, Gdyni, Łomży i Otwocku. Tylko w środę w jednym z legnickich szpitali z powodu braku leków odesłano dwie pacjentki. Wielu chorych na raka, którym nie podano koniecznej w leczeniu dawki, szuka pomocy u Rzecznika Praw Pacjenta.
Jeżeli wydłużamy odstęp pomiędzy podaniem jednego i kolejnego cyklu chemioterapii, automatycznie zmniejsza się jej skuteczność, a w pewnym momencie, jeżeli się robi zbyt duże odstępy, no to ta skuteczność spada do zera. dr Tomasz Sarosiek
Jak zaznacza rzecznik Krystyna Barbara Kozłowska, wielu pacjentom wytłumaczono, że leku po prostu zabrakło. - Podawano też błędne informacje, że ten lek jest wycofany z tego powodu, że państwo polskie próbuje zbijać ceny - wyjaśniła Kozłowska. Trudno jednak policzyć, ilu z potrzebujących nie otrzymało wymaganej dawki leku, gdyż nie wszyscy zgłaszają to do Rzecznika Praw Pacjenta.
Jak zaznaczają lekarze, dla pacjentów, którzy w tej sytuacji ponoszą największą stratę, liczy się każdy dzień. Obecnie jednak niektórzy muszą czekać na leki wiele dni. Lekarze z jednego z warszawskich szpitali od początku tygodnia nie mogli podać chemii już siedmiu pacjentkom. Problem potęguje fakt, że lek, którego brakuje jest niezwykle istotny, gdyż stosuje się go wtedy, gdy inne metody leczenia zawodzą.
- Jeżeli wydłużamy odstęp pomiędzy podaniem jednego i kolejnego cyklu chemioterapii, automatycznie zmniejsza się jej skuteczność, a w pewnym momencie, jeżeli się robi zbyt duże odstępy, no to ta skuteczność spada do zera - sygnalizuje onkolog dr Tomasz Sarosiek.
Pacjenci podkreślają, że chemia jest teraz jedyną metodą, która pozwala im jakoś żyć i to w tej sytuacji powinno być dla resortu i szpitali najważniejsze. Problem jednak nie zniknie, gdyż jak poinformował koncern produkujący brakujące leki, jego problemy technologiczne mogą potrwać nawet do końca roku.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24