|

"Proszę zobaczyć, wszędzie krew", "to była rzeź". Po zabójstwie dzieci nie wrócą do domu dziecka w Tomisławicach

Dom dziecka, Tomisławice
Dom dziecka, Tomisławice
Źródło: TVN24

Na zdjęciach pokazuje mi zakrwawione dzieci w piżamkach. - Proszę zobaczyć, wszędzie krew. Nasza koleżanka Asia ratowała Adama, a on krzyczał, że ma reanimować Tobiasza. Tego, który w szyję dostał. Co te dzieci tam przeżyły… - mówi Alicja, była wychowanka placówki i siostra chłopca, który ucierpiał w ataku nożownika w Tomisławicach. 

Artykuł dostępny w subskrypcji

Od tragedii minął miesiąc. Postępowanie prokuratorskie trwa, sprawca napaści przebywa w areszcie (został aresztowany na trzy miesiące, grozi mu dożywocie), a dzieci wciąż są w Domu Pomocy Społecznej w Sieradzu. Za żadne skarby nie chcą wrócić do Tomisławic. Nie będą musiały.

***

Oliwia, zamordowana dziewczynka, była w domu dziecka od wczesnego dzieciństwa.

- Buntowniczka, ale swój rozum miała. Gdyby coś jej się nie podobało, toby z nim nie była. Znaliśmy ją wszyscy. Tego chłopaka też znaliśmy. Ze sobą od roku byli. Wyglądali na szczęśliwych. Nie było żadnych sytuacji, że oni się kłócili czy coś. Coś mu odwaliło, myśleliśmy, że się czegoś naćpał. Policja mówiła, że nie miał w sobie alkoholu - mówi dwudziestoparoletni Antek, były wychowanek domu dziecka w Tomisławicach.

Stoimy w kilkuosobowej grupie byłych i obecnych wychowanków placówki na rynku w Sieradzu, oddalonym od Tomisławic o 20 kilometrów. Antek przyjechał do Sieradza wesprzeć przyjaciół. 

Opowiadają, że Daniel M. zawsze nosił ze sobą czarny nóż i ten nóż im czasem pokazywał. Demonstrują mi wielkość noża, rozkładając dwa palce wskazujące na 20 cm.

A gdzie ten nóż trzymał? - pytam.

- W nerce - odpowiada jedno z nich.

16-letnia Oliwia i - jak wynika z relacji ich znajomych, a co potwierdziła w swoich ustaleniach także prokuratura - 19-letni Daniel M. chodzili do jednej szkoły w miejscowości Warta. To liczące ledwie 3242 mieszkańców miasteczko. Ale sporo tu zabytków, aż 18 wpisano na listę Narodowego Instytutu Dziedzictwa. To między innymi zespół klasztorny bernardynów z XV wieku czy młyn "Tradycja". Do wsi Tomisławice jest stąd pięć kilometrów.

We wtorek, 9 maja, późnym wieczorem - według dotychczasowych ustaleń śledczych - dziewczyna wpuściła Daniela M. do swojego pokoju na parterze przez okno. Mieszkała w nim sama. Chłopak zadał jej śmiertelne ciosy nożem i ranił pięć innych osób. Czworo nastolatków i wychowawczynię, która tej nocy miała dyżur w placówce. Według regulaminu, gdy na terenie placówki jest mniej niż 14 dzieci, wystarczy obecność jednego opiekuna.

lajfa Kasi Pasikowskiej 1
Atak nożownika w domu dziecka w Tomisławicach
Źródło: TVN24

Dlaczego Daniel M. zabił?

- Nie wiemy. To raczej spokojny chłopak był - mówi Antek.

Przekonuje, że Daniel M. miał zakaz wstępu do ośrodka.

Mama Oliwii prosiła panią dyrektor, żeby go nie wpuszczać. Ale i tak był wpuszczany, przymykali na to oko.
Antek, były wychowanek domu dziecka w Tomisławicach

Z dyrektorką placówki próbuję umówić się dwa razy. Za pierwszym razem odsyła mnie sekretarka, za drugim razem, gdy dzwonię i mówię, że stoję przed budynkiem – znów słyszę, że spotkania nie będzie. Po kilku dniach udaje mi się dodzwonić do dyrektorki. Chwilę rozmawiamy, prosi o pytania mailem. W odpowiedzi na moje pytania, napisze mi, że chłopak nie był wpuszczany do placówki, nie odwiedzał dziewczyny, a wszystkie drzwi zewnętrzne, bramy wjazdowe oraz furtka zamykane są na klucz.

Zabójca i ofiara byli parą
Zabójca i ofiara byli parą
Źródło: tvn24.pl

Byli wychowankowie mówią co innego: drzwi były zamykane przed 22, ale bramki i furtki były zawsze otwarte.

Ci, co przeżyli atak, spuszczają wzrok. Mówią, że do Tomisławic nie chcą wracać, nie zasną tam. "To była rzeź", tak mówią o tym, co wydarzyło się pod dachem domu dziecka. Ich domu.

Za chwilę w placówce ma być policyjna wizja lokalna. Pytam, czy ktoś chce tam ze mną jechać. Zgłasza się Alicja, była wychowanka domu dziecka. Ma 22 lata. W ataku ranny został jej brat.

Pustka

Do Tomisławic, wsi położonej przy drodze nr 83, jedzie się z Sieradza około pół godziny. Stare traktory, które pojawiają się znikąd, spowalniają ruch. Wzdłuż drogi, co kilkaset metrów - sklep spożywczo-przemysłowy. Mijamy Wartę, potem Proboszczowice. W każdej miejscowości niskie, sklejone ze sobą domki, a za nimi pola. Pomiędzy drzewami powiewają kolorowe proporce, jakby tą trasą właśnie przebiegli maratończycy. W ciepły majowy dzień można pomyśleć: sielsko.

Docieramy na miejsce.

Niewielki zadbany dwupiętrowy budynek, w którym doszło do tragedii, stoi przy drodze w cieniu drzew. Obie bramy, wjazdowa i wejściowa, są zamknięte łańcuchami. Teren przed nimi otacza biało-czerwona taśma z napisem "Straż pożarna". Poza nami nie ma nikogo, wizja lokalna już się odbyła.

Tomisławice to mała wieś pod Sieradzem
Tomisławice to mała wieś pod Sieradzem
Źródło: tvn24.pl

Na pusty wygląda też budynek, w którym na co dzień przebywa 17 dzieci w wieku od kilku miesięcy do kilkunastu lat. Dwanaścioro tu śpi, pozostali śpią w internatach, akademiku i bursie. Wszystkie trafiły do domu dziecka z powodu różnych przejawów niewydolności rodzicielskiej. Wszystkie mają jednak kontakt z rodziną: z rodzicami biologicznymi, rodzeństwem mieszkającym poza placówką czy dziadkami.

W placówce zatrudnionych jest 19 pracowników: dyrektor, wychowawcy, pedagog, logopeda, pracownik socjalny, magazynier, robotnik do pracy lekkiej, praczka, pomoc kuchenna, kucharka, pokojowa, kierowca. Łącznie 17 etatów. Jak w odpowiedzi na moje pytanie pisze dyrektorka placówki, z uwagi na brak chętnych psycholog nie jest zatrudniony pomimo ogłoszonego wakatu na to stanowisko. "Dzieci są objęte pomocą psychologiczną poza terenem placówki" - zapewnia.

Plan budżetu na rok 2023 wynosi 2 201 210,00 zł.

Zawód miłosny?

Alicja patrzy na swój dawny dom.

- Mógł wejść tam z tyłu, ale nie tymi frontowymi drzwiami, tylko jeszcze są takie z drugiej strony. Bo za domem dziecka jest jeszcze szary budynek. My mamy tam łącznik, taki korytarz wąski na dwie osoby. I tamtędy jest przejście na stołówkę - mówi Alicja.

Zabójca dostał się do budynku przez jedno z okien
Zabójca dostał się do budynku przez jedno z okien
Źródło: tvn24.pl

Pokazuje jedno okno, potem drugie.

- Tam spały dziewczynki i chłopaki, na dole. Na piętrze w czasie ataku były dwie osoby - mówi Alicja.

Puszcza na telefonie konferencję prasową prokuratury.

- Podejrzany przyznał się, że użył noża i popełnił zabójstwo. Przyznał się też i potwierdził znajomość z pokrzywdzoną. Na teren budynku wszedł otworem okiennym. Szczegółowe wyjaśnienia będą wymagały weryfikacji procesowej i analizy pod kątem podanych przez niego okoliczności i faktów z tym zdarzeniem związanych - mówi Jolanta Szkilnik, rzecznik prokuratury w Sieradzu.

I dodaje: - Prokurator podejmuje działania pozakarne, żeby przeanalizować i jednocześnie zażądać kontroli ośrodka, w którym doszło do tak tragicznego w skutkach zdarzenia pod kątem spełnienia wszystkich procedur zabezpieczenia i zapewnienia bezpieczeństwa przebywającym tam dzieciom.

Wcześniej rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Ciarka mówi, że jednym z najbardziej prawdopodobnych motywów zbrodni jest zawód miłosny.

Korytarz cały we krwi

O szczegółach przebiegu ataku śledczy milczą. Alicja relacjonuje mi, czego dowiedziała się od brata.

- Pierwsza dostała Oliwia. Jak opiekunka usłyszała hałas, to myślała, że to jakieś wygłupy dzieciaków. Powiedziała, żeby Tobiasz zobaczył, co oni tam wyprawiają. On spał z dwoma innymi chłopcami w pokoju naprzeciwko. I on jako drugi dostał. Jest cały poharatany nożem. W tętnicę szyjną dostał, tracił przytomność. Trzeci dostał mój brat. Daniel zaatakował go w łóżku, gdy już spał. Celował w brzuch, brat zbudził się i zaczął się bronić. Wtedy zbudził się kolejny chłopiec i on też dostał. Dzieci mówią, że zaatakował tych, którzy czasem kłócili się z Oliwią. Jakby z zemsty.

Alicja pokazuje mi zdjęcie obu chłopców już w szpitalu. Zabandażowani, smutno uśmiechają się do obiektywu.

To, że Tobiasz żyje, to cud. Adam jest dzieckiem schorowanym, nie ma jednej nerki. Przeszedł w życiu dużo operacji. A teraz jeszcze to
Alicja, siostra chłopca, który ucierpiał w ataku nożownika

Obaj chłopcy trafiają tuż po ataku do Szpitala Matki Polki w Łodzi. 10 maja, w środę, rzecznik placówki Adam Czerwiński informuje, że ich stan jest dobry.

Budynek domu dziecka w Tomisławicach stoi przy głównej drodze
Budynek domu dziecka w Tomisławicach stoi przy głównej drodze
Źródło: tvn24.pl

- Jeden z chłopców trafił na oddział chirurgii, miał szereg ran kłutych, przeszedł operację, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Drugi trafił na oddział neurochirurgii, miał jedną ranę kłutą, nie była konieczna operacja. Chłopiec czuje się dobrze, jest pod obserwacją lekarzy - mówił rzecznik.

Alicja twierdzi, że jej brat miał trzy rany kłute na karku.

Dzień później rzecznik podkreśla, że stan chłopców się poprawia. - Rany się goją, ale chłopcy zostaną w szpitalu minimum do poniedziałku. Gorszy jest ich stan psychiczny. Wymagają pomocy psychologa.

Alicja: - Zawiozłam bratu piżamę i inne rzeczy, bo dostał w szpitalu to, co mieli – jakieś ubranie w kwiatki. To prawda, że chłopcy są w szoku. Psychicznie nie czują się dobrze.

Ranę kłutą na policzku ma też opiekunka Aneta. Dwoje pozostałych dzieci ma lekkie obrażenia. Jedno z nich opatrzono w sieradzkim szpitalu, a opiekunka i 14-letni chłopiec trafili do Poddębickiego Centrum Zdrowia.

lajf borowski
Atak nożownika w domu dziecka w Tomisławicach
Źródło: TVN24

- Założono jej szew. 14-letni chłopiec miał lekkie zadrapanie na potylicy. Oboje samodzielnie opuścili szpital - przekazał 10 maja Jan Krakowiak, rzecznik placówki.

Alicja: - Spotkałam się wczoraj z wychowankami i pytałam pewną siedmioletnią dziewczynkę, jak się czuje. Mówiła cichym głosikiem, że już dobrze. Ale do Tomisławic boi się wracać.

Dziewczyna pokazuje zdjęcia, które ktoś zrobił w czasie ataku. Na jednym korytarz pełny krwi. Na drugim jej brat leży na podłodze w niebieskiej piżamie.

Proszę zobaczyć, wszędzie krew. Nasza koleżanka Asia ratowała Adama, a on krzyczał, że ma reanimować Tobiasza. Tego, który w szyję dostał. 
Alicja, siostra chłopca ranionego w czasie ataku

Po chwili dodaje jakby do siebie:

- Co te dzieci tam przeżyły…

Atak nożownika w Tomisławicach. Służby na miejscu zdarzenia
Atak nożownika w Tomisławicach. Służby na miejscu zdarzenia
Źródło: TVN24

Za szybami okien ośrodka widać cień, nagle ktoś otwiera jedno z nich.

- A państwo czego chcą? - woła do nas kobieta o ciemnych włosach i w czarnej koszulce.

Odpowiadam, że jestem dziennikarką i chciałabym porozmawiać. Kobieta trzyma przy uchu telefon, gdzieś dzwoni.

- Nie będziemy rozmawiać - rzuca i zamyka okno.

Alicja mówi, że to sekretarka placówki.

- Ta reakcja mnie wcale nie dziwi - kwituje.

"Dyrektorka jest wredna"

- Jak pani kogokolwiek zapyta o panią dyrektor, to wszystkie dzieci jej tu nienawidzą - mówi Antek.

Dlaczego? - pytam.

Tłumaczą, że dyrektorka pracuje od 24 lat w placówce i po tylu latach nie ma już dla nich serca. "Wredna" - mówią - "traktuje nas jak śmieci".

Pytam w mailu dyrektorkę: "Dowiedziałam się, że dzieci uważają, że nie ma Pani dla nich serca, a nawet padły słowa: 'traktuje nas jak śmieci'. Skąd Pani zdaniem wynikają te oceny?".

Odpisuje mi: "Wychowankowie mają świadomość, że jestem dla nich, jeśli tylko wyrażą ochotę rozmowy, spotkania. Zawsze zostaje wytyczony jakiś termin odpowiadający obu stronom (niektóre z dzieci od poniedziałku do piątku przebywają w internacie), ale również spotkania wynikają z mojej inicjatywy, zaproszenia wychowanka na rozmowę, spotkania z całą społecznością".

Wejście frontowe do domu dziecka w Tomisławicach
Wejście frontowe do domu dziecka w Tomisławicach
Źródło: tvn24.pl

Podkreśla, że wielokrotnie dzieci w drodze powrotnej ze szkoły przychodzą, żeby się przywitać, przytulić, pochwalić się swoimi osiągnięciami czy wyrazić potrzebę na przykład udziału w wycieczce, konkursie, imprezach poza placówką.

"Nigdy nie dotarły do mnie takie oceny, zawsze staram się mieć czas na rozmowę z dziećmi, wysłuchanie ich i podkreślam, że mogą mieć do mnie zaufanie, że mogą liczyć na moją pomoc. Dlatego treść pytania jest dla mnie zaskoczeniem" - pisze dyrektorka.

Rodzina

Na rynku w Sieradzu jest Antek, Dagmara, Karol, Alicja, Piotrek. Mówią jeden przez drugiego, jakby czas miał się zaraz skończyć. Z Łodzi przyjeżdża Tomek. On akurat był w ośrodku w Rafałówce, ale znają się dobrze. Jeszcze niedawno oba ośrodki były ze sobą połączone i wszyscy mieszkali w placówce w Tomisławicach. 

- Jak złączyli ośrodki, a w Rafałówce były dzieci z różnymi niepełnosprawnościami, to nasi opiekunowie trochę o nas zapomnieli. Nie poświęcali nam już tyle uwagi. No i dla nas było to trudne - mówi Antek.

Dom dziecka, Tomisławice
Dom dziecka, Tomisławice
Źródło: TVN24

Alicja: - Szybko powstały dwa gangi, które się nawzajem zwalczały. Ale potem się do siebie przekonaliśmy. I tak trzymamy się razem do dziś.

My jesteśmy dla siebie jak rodzina. Jak my o siebie nie zadbamy nawzajem, to nikt o nas nie zadba.
Antek, były wychowanek domu dziecka w Tomisławicach

Żartują, że jakby się dom dziecka palił, to opiekunowie ratowaliby nie ich, tylko kapownik.

Kapownik, czyli czarno na białym zapisane maczkiem, co kto danego dnia zawalił.

Wychowankowie opisują, że wygląda to tak: Opiekun wchodzi do pokoju. Patrzy, zagląda, gapi się w każdy kąt. Nachyla, wyciąga głowę, staje na palcach. I notuje: łóżko rozbebeszone, ubrania nieposkładane, ładowarki są wpięte w kontakty. I bach, od razu wpis do kapownika. Nie ma tak, że coś jest niezauważone.

- W kapowniku jest twoja cała historia grzechów - mówi Alicja.

 - Taki pamiętnik syfu z całego twojego życia - wyjaśnia Antek.

Co pół roku opiekunowie oceniają postępy w nauce i zachowanie.

- Siadasz w środku kółka i każdy opiekun mówi ci, co zrobiłaś źle. Że oceny mogą być lepsze, zachowanie lepsze. Dobrego nic nie mówią. Jakbyś nie miała zalet - mówi Antek.

- My po tych ocenach to często wychodziliśmy z płaczem - dodaje Piotrek.

Szkoła specjalna w Warcie, do której chodzi część wychowanków domu dziecka
Szkoła specjalna w Warcie, do której chodzi część wychowanków domu dziecka
Źródło: tvn24.pl

Pytam o system ocen dyrektorkę. Odpisuje: "Zgodnie z obowiązującą Ustawą co sześć miesięcy lub w zależności od potrzeb zbiera się Zespół do Spraw Okresowej Oceny Sytuacji Dziecka, w skład którego wchodzą: Dyrektor Placówki, pedagog, pracownik socjalny, wychowawca prowadzący oraz zaproszeni goście: pracownicy szkół, do których uczęszczają dzieci, rodzice, opiekunowie prawni, pracownicy Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Sieradzu oraz Regionalnego Ośrodka Adopcyjnego w Łodzi, pracownicy Miejskich i Gminnych Ośrodków Pomocy Społecznej".

I dodaje, że na posiedzeniu poruszane są wszystkie sprawy dotyczące każdego wychowanka.

"Poruszane są kwestie zarówno pozytywne, jak i tematy dotyczące problemów, które się pojawiły. Wychowankowie mają możliwość wypowiedzenia się na temat swoich sukcesów, problemów, oczekiwań i potrzeb. W posiedzeniu biorą udział wychowankowie, którzy ukończyli 13 rok życia".

Kasa na lizaka

Jak na co dzień wygląda praca opiekunów w placówce?

Dyrektorka pisze: "Wychowawca zapewnia wychowankom opiekę, organizuje pracę w grupie, wspólne przygotowanie do zajęć, odrabianie lekcji, pomoc w nauce, dbanie o higienę osobistą i o porządek w otoczeniu. Wychowawcy zajmują się organizacją czasu wolnego dla dzieci, uwzględniając ich propozycje. Wychowankowie objęci są opieką medyczną, systematycznie realizowane są zalecenia lekarskie. Opieka nad dzieckiem uwzględnia ich indywidualne potrzeby".

Alicja: - W placówce jest też karta plusów i minusów. Za każdy minus odejmowane jest 50 groszy. A jeden plus to dodatkowa złotówka. Kieszonkowe było różne, ale pani dyrektor robiła wszystko, aby było jak najmniejsze. A jak już uzbierało się więcej niż 80 zł, to pani dyrektor nie dawała więcej. Mówiła, że doda przy następnym kieszonkowym, ale nigdy tego na oczy nie widziałam.

Dom dziecka, Tomisławice
Dom dziecka, Tomisławice
Źródło: TVN24

Pytam, co można za takie niewielkie kieszonkowe kupić.

- Lizaka i picie. Na miesiąc - mówi Piotrek.

W końcu każdy minus to mniej pieniędzy.

Takich minusów miałam chyba trzysta. Za co? Za wszystko. Że nie takim tonem coś powiedziałam, albo się stawiałam. Że pod nosem powiedziałam coś wulgarnie. 
Alicja

Dyrektorka informuje mnie, że wychowankom przyznawane jest kieszonkowe na podstawie Regulaminu Przyznania Kieszonkowego w kwocie nie niższej niż 1 procent, nie wyższej niż 8 procent kwoty odpowiadającej kwocie, o której mowa w artykule 80 ust. 1 pkt 2 Ustawy, tj. 1 procent - 11,89 zł., 8 procent - 95,12 zł. Wychowankowie kwitują odbiór kieszonkowego na przygotowanych w tym celu listach.

Alicja: - Jak za 500 plus ktoś chciał sobie kupić telefon, to pani dyrektor się nie zgadzała. Nie, bo nie.

Od lipca 2019 roku w programie 500 plus świadczenie należy się też wychowankom domów dziecka. Przyznaje się je od dnia faktycznego umieszczenia dziecka w placówce do dnia faktycznego opuszczenia przez nie placówki.

Dom dziecka, Tomisławice
Dom dziecka, Tomisławice
Źródło: TVN24

Dyrektorka tłumaczy mi w mailu: "W dniu opuszczenia przez wychowanka Placówki otrzymuje on zebraną kwotę, kwitując jej odbiór. Rachunek ten jest obsługiwany przez Centrum Usług Wspólnych w Sieradzu i zawsze jest możliwość sprawdzenia ilości środków pieniężnych zgromadzonych dla każdego wychowanka, któremu świadczenie zostało przyznane. Dodatek w wysokości świadczenia wychowawczego wypłaca się w okresach miesięcznych. Dyrektor placówki przyznany mu dodatek przeznacza w szczególności na rozwój zainteresowań oraz zwiększenie szans edukacyjnych i rozwojowych dzieci umieszczonych w placówce".

I dodaje: "Środki te mogą być przeznaczone na szereg działań wpisujących się w szeroko rozumiany proces opiekuńczo-wychowawczy dzieci. Mogą być również gromadzone celem udzielenia dodatkowego wsparcia finansowego podopiecznemu w procesie jego usamodzielniania się. Decyzję w tej sprawie podejmuje Dyrektor Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej w Tomisławicach".

Oznacza to, że dzieci mają do wyboru: zbierać pieniądze albo wypłacić je na cel zatwierdzony przez dyrektorkę placówki.

Listy do Świętego Mikołaja

Wychowankowie opowiadają, że dostają czasem prezenty od sponsorów. To firmy i indywidualni darczyńcy.

Antek: - My jesteśmy im bardzo wdzięczni, ale często my tych rzeczy nie dostajemy. Pani dyrektor ma pokój zasłonięty żaluzjami, w którym te prezenty chowa. Po paru miesiącach przynosi przeterminowane słodycze.

Alicja: - W pandemii dostaliśmy od sponsora wielki telewizor, bo stary się zepsuł. Stary nam naprawili, a nowego nie ma. I ja, i większość dzieciaków ten telewizor widzieliśmy, miał może z 60 albo 70 cali. Leżał pod biurem pani dyrektor. Potem szukaliśmy po ośrodku i nic. Jak pisaliśmy listy do Mikołaja, to nam niektóre rzeczy wykreślali z listy prezentów.

Budynek domu dziecka w Tomisławicach
Budynek domu dziecka w Tomisławicach
Źródło: tvn24.pl

Dyrektorka w mailu, odpowiadając na moje pytania, twierdzi, że telewizora nie było, a każdy dar jest ewidencjonowany, zostaje mu nadany indywidualny numer, który znajduje się w widocznym miejscu na danym sprzęcie. Tłumaczy, że "(…) Przyjęcie darów potwierdzone jest przez sporządzanie protokołu przyjęcia darów wraz z podpisami członków komisji. Każde z dzieci otrzymujące indywidualny upominek potwierdza otrzymanie go własnoręcznym podpisem".

Dyrektorka zapewnia też, że nie zdarzyło się, aby słodycze, które otrzymują dzieci, były przeterminowane. Nie są też magazynowane w pokoju zasłoniętym roletami, jedynie w magazynie, tak jak inne rzeczy, które dzieci dostają – spożywczym, odzieżowym, chemicznym.

Bez dachu nad głową

Pytam, czy wychowankowie spotkali kiedyś opiekunów, którzy byli wobec nich w porządku.

- Byli, zależało im na nas. Ale nie chcieli pracować z panią dyrektor - twierdzi Alicja.

Alicja i Piotrek opowiadają, że dwa lata temu, z dnia na dzień, musieli odejść z ośrodka.

- Pani dyrektor powiedziała nam, że mamy dwa tygodnie na wyprowadzkę, bo zmieniły się procedury i jest nas za dużo. Byliśmy już pełnoletni, ale nadal się uczyliśmy, więc mogliśmy mieszkać w ośrodku. Nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić - opowiada Piotrek.

Alicja: - Wywalili nas i mieliśmy sobie radzić sami. Wcześniej mieliśmy zajęcia usamodzielniające, opiekun prawny uczył nas, co załatwia się w jakich urzędach, jak szukać pracy. Ale my straciliśmy dach nad głową. Nie było nas stać na wynajem.

Piotrek mówi, że na tę sytuację chciał poskarżyć się prezydentowi Sieradza.

- Potem szybko przyjęli do ośrodka inne dzieci. Nie rozumieliśmy tego, dlaczego zostaliśmy tak potraktowani. Chodziłem do urzędu, prosiłem o spotkanie. Sekretarka mówiła, że prezydent nie ma dla mnie czasu - opowiada.

- Nie przypominam sobie ani w posiadanych dokumentach nie odnotowano wizyty tego młodego człowieka w Urzędzie Miasta Sieradz - twierdzi Paweł Osiewała, prezydent miasta. Przypomniał jednocześnie, że w 2021 roku "obowiązywały jeszcze rygory Covid i mogły występować ogólne utrudnienia w dostępie do urzędów (ograniczony dostęp do budynku)".

Za budynkiem jest dużo terenów zielonych i boisko
Za budynkiem jest dużo terenów zielonych i boisko
Źródło: tvn24.pl

Pytam Alicję i Piotra, co mogłoby się stać, gdyby sobie nie poradzili.

Alicja: - Chyba bezdomność. My nie pijemy, nic nie bierzemy, jesteśmy spokojnymi ludźmi. Ale niektórzy wpadają w kłopoty z prawem, w nałogi.

Pytam dyrektorkę: "Czy to prawda, że dwa lata temu dwoje pełnoletnich wychowanków dostało nakaz wyprowadzenia się z placówki w ciągu dwóch tygodni z uwagi na zmianę regulaminu o dozwolonej ilości dzieci w placówce? Czy te osoby zostały na to przygotowane? Jeśli tak, to w jaki sposób? Czy miały zapewniony dach nad głową po wyjściu z placówki?".

Dyrektorka odpowiedziała: "Pełnoletni wychowankowie przebywają w Placówce Opiekuńczo-Wychowawczej na określonych zasadach. Od 17 roku życia wkraczają w proces usamodzielnienia, zostaje przygotowany przy ich udziale Indywidualny Program Usamodzielnienia, ponadto wychowankowie biorą udział w realizowanym na terenie Placówki programie 'Usamodzielnienie-droga do dorosłości', który to ma ułatwić wkroczenie w dorosłe życie".

Z wychowankami pracują w tym zakresie wychowawca prowadzący, pedagog, pracownik socjalny oraz opiekun usamodzielnienia.

Dyrektorka podkreśla: "Pełnoletni wychowankowie zobowiązani są do przestrzegania zasad obowiązujących w placówce oraz muszą kontynuować naukę. Jeżeli wychowanek wyrazi chęć skorzystania z pomocy np. w poszukiwaniu mieszkania, pracy, taką pomoc otrzymuje".

Bohater

Piotrek odzywa się najrzadziej.

Piotrek: - Ta zabita dziewczynka to była moja siostra. My dwa lata temu wyjechaliśmy, a oni rok się spotykali. Ja go nie znałem. Rozmawiałem z nim może kilka razy. Ale mama nie chciała, żeby on wchodził na teren ośrodka.

- Coś ją niepokoiło? - pytam.

- Chyba tak. Nie była za tym, żeby się spotykali. Mój młodszy brat był z siostrą bardzo zżyty. Tak to przeżył [zabójstwo Oliwii - red.], że trafił na oddział psychiatryczny - dodaje.

Antek: - On Oliwię tak pociął tym nożem… Obrażenia były straszne. 

Dom dziecka, Tomisławice
Dom dziecka, Tomisławice
Źródło: TVN24

Bohaterem dla wszystkich jest najstarszy wychowanek – Karol. Wszyscy mówią o nim z przejęciem.

Antek: - On wszystkich ratował, tamował krew, reanimował. Kierował całą akcją i spłoszył tego typa. Kazał opiekunce zamknąć w jednym pokoju wszystkie dzieci. Potem pobiegł tam i krzyczał do niego, że też ma nóż i jak jest taki odważny, to niech spróbuje z nim, a nie atakuje dzieci.

Alicja: - No i tamten uciekł.

Antek: - Bez Karola to nie wiemy, jak to by się skończyło.

Alicja: - Karol jest najwyższy i najstarszy, reszta to jeszcze dzieci. Ale nie usłyszał od pani dyrektor nawet "dziękuję".

Strach

Wieczorem całą grupą jedziemy do domu opieki społecznej, gdzie rozlokowano pozostałych wychowanków.

Dwie wychowanki mówią, że mają wsparcie psychologa w DPS, ale przyjeżdża też inna pani psycholog "z dobroci serca". I te deklarują, że do Tomisławic nie chcą wracać. Boją się.

Jeden z opiekunów przywozi dzieciom jedzenie. Wszyscy znikają w budynku.

Alicja nie jest zdziwiona, że dzieci nie chcą wracać do Tomisławic.

Znicze, które dzieci ułożyły pod bramą placówki
Znicze, które dzieci ułożyły pod bramą placówki
Źródło: Archiwum prywatne wychowanków domu dziecka

- Oni mają tam wrócić, jakby nigdy nic. Widziała pani, w jakim są stanie. Oni potrzebują wsparcia. A tam wszystko będzie im przypominać tę noc - martwi się Alicja.

Po kilku dniach Alicja pisze mi wiadomość:

"Na pogrzebie pani dyrektor nikomu kondolencji nie złożyła, każdy był w szoku z powodu jej postawy. Dzieciaki podchodziły bliżej, to ich zawracali, mówili, że to czas dla rodziny. Ostatnio pani dyrektor stwierdziła, że nie chce odejść z pracy. A te znicze, co wszyscy kładli przed placówką, to sprzątali każdego dnia". 

Dzieci przed sądem

Dzwonię do rzeczniczki prokuratury w Sieradzu Jolanty Szkilnik. Nie odbiera. Piszę SMS-a, że jestem na miejscu w Sieradzu i chciałabym kwadrans porozmawiać. Odpisuje mi, że może się ze mną połączyć na wideokonferencji. Odpowiadam, że mogę też zadzwonić, podjechać, ale rozmowa online też będzie w porządku. Rzeczniczka stwierdza nagle, że wszystkie informacje już podała w dniu poprzednim. Mimo to nadal proszę o spotkanie.

sieradz
O tymczasowym areszcie dla 19-latka poinformował sędzia Sądu Okręgowego w Sieradzu Jacek Klęk.

Odpisuje mi:

"Wszystkie dostępne informacje na obecnym etapie śledztwa zostały przeze mnie przekazane w dniu wczorajszym na briefingu. Oczywiście po skierowaniu aktu oskarżenia możliwe jest szczegółowe omówienie sprawy. Łączę wyrazy szacunku".

Kilka dni później pytam, czy wychowankowie zostali już przesłuchani w sprawie.

Otrzymuję SMS: "Dzieci będą przesłuchiwane przez sąd, by czynności nie powtarzać".

Ponawiam próbę kontaktu przed publikacją tekstu. Najpierw dzwonię, włącza się automatyczna sekretarka. Wysyłam SMS z zapytaniem, czy dzieci zostały już przesłuchane lub są jakieś nowe informacje w sprawie zabójstwa w Tomisławicach. Po dwóch dniach otrzymuję wiadomość SMS: "Sukcesywnie sąd wyznacza terminy posiedzeń i pozostało do przesłuchania jeszcze troje dzieci".

***

Dzwonię do DPS-u w Sieradzu i pytam, jak mają się wychowankowie domu dziecka.

Marcin Sośnicki, dyrektor placówki: - Dzieci są bezpieczne, mają wsparcie psychologów, zarówno naszego z DPS, ale przede wszystkim tego z placówki w Tomisławicach. Opiekę zapewnia również Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna w Sieradzu oraz Centrum Psychiatryczne w Warcie. Mieszkają w dwuosobowych pokojach, w jednym jest trzech chłopców, bo chcieli być razem. W noc ataku trafiło do nas dziewięcioro dzieci, potem część pojechała na weekend do swoich rodzin. Pierwszego dnia wszyscy byli w szoku, teraz ich stan psychiczny powoli się poprawia. 

Pokoje w DPS w Sieradzu
Pokoje w DPS w Sieradzu
Źródło: Archiwum strony DPS w Sieradzu

Pytam, jak długo dzieci zostaną w DPS-ie.

- Działania starostwa są teraz ukierunkowane na znalezienie jak najlepszego rozwiązania, bo dzieci nie chcą wracać do Tomisławic. Więcej o ewentualnych planach co do lokalizacji palcówki może się wypowiedzieć organ prowadzący - wyjaśnia Sośnicki.

Starosta odpowiada

Ze starostą sieradzkim Mariuszem Bądziorem próbuję połączyć się przez kilka dni po tragedii, ale nie mogę go zastać lub akurat jest zajęty. Na pytania odpowiada mi mailem.

Że do starostwa nie wpłynęły żadne skargi na panią dyrektor.

Że w domu dziecka przeprowadzane były kontrole finansowe, wizytacje i lustracje i nie wykazały żadnych nieprawidłowości.

Starosta sieradzki Mariusz Bądzior powołał sztab kryzysowy
Źródło: tvn24.pl

Że dzieci są objęte wsparciem psychologicznym i psychiatrycznym. Mają zapewnioną opiekę z Poradni Psychologiczno -Pedagogicznej w Warcie i Sieradzu oraz korzystają z pomocy specjalistów zatrudnionych w szkołach m. in. psychologa, pedagoga.

Że mogą liczyć na wychowawców, którzy 24 godziny na dobę są z nimi i wspierają ich.

Na działanie placówki w Tomisławicach nie było w przeszłości żadnych skarg
Na działanie placówki w Tomisławicach nie było w przeszłości żadnych skarg
Źródło: tvn24.pl

Że dzieci mają zapewnione niezbędne zaopatrzenie, tj. wyżywienie, leki, odzież, środki higieny osobistej.

Że aktualnie nie zostały podjęte żadne wiążące decyzje w sprawie powrotu dzieci do placówki opiekuńczo-wychowawczej w Tomisławicach.

Że zarząd powiatu podejmie kroki, by chronić bezpieczeństwo dzieci w domu dziecka. Będzie to monitoring i alarm.

Domy dziecka miały znikać

Pytam prezydenta Sieradza Pawła Osiewałę, czy władze miasta pochylą się wspólnie nad tym, co wydarzyło się w domu dziecka. Czy nie zawiodły procedury? Co z dziećmi? Prezydent wyjaśnia mi, że to zakres kompetencji starosty, ale zaraz dodaje, że na pewno to dobry pomysł, by zorganizować na ten temat szerszą debatę.

Koszty utrzymania dziecka w placówce są wysokie
Koszty utrzymania dziecka w placówce są wysokie
Źródło: tvn24.pl

- Zdajemy sobie sprawę z problemów pieczy zastępczej. W naszym MOPS-ie, kiedy zachodzi konieczność odebrania dzieci, mamy ogromny problem. Nie ma dostatecznej ilości miejsc opieki. Ale przecież później, jak dzieci do tej pieczy trafią, to spotykają je kolejne trudności. Musimy to wspólnie naprawiać. Nie ma odpowiedniej liczby opiekunów, nie ma też rodzin zastępczych, które z sercem zajęłyby się dziećmi. Ale trzeba się starać. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Brzmi to infantylnie, ale to prawda - mówi Paweł Osiewała.

Słowa prezydenta potwierdza raport NIK z 2022 roku o pieczy zastępczej w Polsce.

Wciąż bardzo dużo dzieci przebywa w pieczy zastępczej
Wciąż bardzo dużo dzieci przebywa w pieczy zastępczej
Źródło: tvn24.pl

Zgodnie z dyrektywami unijnymi z 2012 roku domy dziecka, jak ten w Tomisławicach, miały powoli znikać z mapy Polski. W ich miejsce miały pojawić się rodzinne domy dziecka i rodziny zastępcze. W 2012 roku w Polsce weszła w życie ustawa o pieczy zastępczej, która miała pomóc w tym procesie.

W ciągu dziewięciu lat o połowę wzrosła liczba placówek opiekuńczych
W ciągu dziewięciu lat o połowę wzrosła liczba placówek opiekuńczych
Źródło: tvn24.pl

Starostwo w Sieradzu informuje, że w tej chwili w powiecie sieradzkim jest 108 rodzin zastępczych i 142 dzieci wychowujących się w rodzinnej pieczy zastępczej. Dzieci są umieszczone w rodzinnych i instytucjonalnych formach na podstawie postanowienia sądowego. Na podstawie umów cywilnoprawnych ze starostwem o pełnieniu funkcji rodziny zastępczej zawodowej działają zastępcze rodziny zawodowe.

Według NIK wygaszanie instytucjonalnych domów dziecka postępuje bardzo wolno.

Domy dziecka od 2012 roku miały być wygaszane
Domy dziecka od 2012 roku miały być wygaszane
Źródło: tvn24.pl

Starosta powiatu sieradzkiego podkreśla, że prowadzi działania, które mają na celu promocję rodzicielstwa zastępczego. Jakie? "Kolportaż ulotek dotyczących rodzicielstwa zastępczego, kalendarze promujące rodziny zastępcze, ogłoszenie w lokalnej rozgłośni, baner reklamowy w lokalnej rozgłośni, organizacja Dnia Rodzicielstwa Zastępczego w formie pikniku dla rodzin zastępczych czy plakat na ruchomym billboardzie przy Urzędzie Miasta w Sieradzu".

Ale to nie wystarcza. Kandydatów na rodziny zastępcze brak.

W Polsce brakuje kandydatów na rodziny zastępcze
W Polsce brakuje kandydatów na rodziny zastępcze
Źródło: tvn24.pl

Kontrola NIK wykazała, że minister do spraw rodziny nie dofinansował lokalnych programów wspierania rodziny i pieczy zastępczej, które miałyby ułatwić proces wygaszania domów dziecka, a prace nad nowelizacją ustawy trwały ponad cztery lata. Nie ma też opracowanych przez Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej programów rządowych.

MRiPS od prawie czterech tygodni nie odpowiedziało na moje pytania w tej sprawie.

Będzie nowy dom dziecka

Po miesiącu od dramatu chcę zapytać starostę, czy dzieci wróciły do Tomisławic. Odsyła mnie do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Pytam tam, co z dziećmi z domu dziecka.

Krystyna Marcińczak, dyrektorka PCPR w Sieradzu: są nadal w DPS-ie.

Dzieci po ataku nożownika w Tomisławicach są nadal w sieradzkim DPS-ie
Źródło: tvn24.pl

- W tej chwili trwają remonty na piętrze w DPS-ie, by dzieci oddzielić od osób starszych, które przebywają w ośrodku, a mają rozmaite dysfunkcje, cierpią na demencję. Do Tomisławic z uwagi na traumatyczne doświadczenia na pewno nie wrócą. W planach jest też przeniesienie do DPS-u części administracyjnej domu dziecka, gdzie są teraz dokumenty, archiwa - zapowiada Marcińczak.

I dodaje: - Na działce obok DPS-u będzie wybudowana nowa placówka, o wielkości ok. 400 m2. Rozmowy są już zaawansowane, mamy wsparcie Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, pomoc finansową na ten rok, by już rozpocząć prace, zadeklarowała Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. W przyszłym roku środki na ten cel też mają nam zostać przekazane. Na pewno będziemy robić wszystko, by budynek stanął jak najszybciej - mówi Marcińczak.

Ile trzeba będzie czekać na nowy lokal?

- Co najmniej rok, może dwa. Być może dzieci zostaną przeniesione do szkół w Sieradzu, bo odległość z Sieradza do Warty to około 20 kilometrów, a to już dla powiatu znaczny koszt transportu. W tej sprawie nie ma jeszcze decyzji - zastrzega Marcińczak.

Zaznacza, że jako nowa lokalizacja domu dziecka brany był pod uwagę budynek w Warcie, gdzie dzieci chodzą do szkół, ale jego remont wyniósłby więcej niż wybudowanie nowego.

W dniu publikacji o nowym domu dziecka mówi też starosta Sieradza.

Będzie nowy dom dla dzieci z Tomisławic
Źródło: tvn24.pl

A co z budynkiem po dotychczasowym domu dziecka w Tomisławicach?

- Po tej tragedii może być trudno o nabywcę czy najemcę - mówi dyrektorka.

I dodaje: - Najważniejsze, że dzieci powoli wracają do równowagi. Myślę, że uda się nam jakoś sprężyć i doprowadzić do szczęśliwego zakończenia. I może w przyszłym roku dzieci się do tej nowej placówki wprowadzą.

Imiona niektórych bohaterów reportażu na ich prośbę zostały zmienione

Czytaj także: