- SB to była bardzo zdyscyplinowana mafia, w której funkcjonariusze niższego szczebla nie mogli oszukiwać przełożonych – tak poseł Andrzej Czuma, inwigilowany przez SB w czasach PRL, komentuje dla tvn24.pl rewelacje gen. Czesława Kiszczaka. Były szef MSW na łamach „Gazety Wyborczej” mówi, że SB często materiały pozyskane przez np. podsłuch przypisywała istniejącym lub nieistniejącym tajnym współpracownikom.
Czuma nie wierzy w wyznania Kiszczaka. - To się kończyło tragicznie dla takiego faceta z niższego szczebla SB, np. wpisywać wiadomości z podsłuchu jako donos TW – przekonuje w rozmowie z tvn24.pl niegdysiejszy działacz podziemnego „Ruchu”. – To było kategorycznie zabronione.
Dzisiejszy poseł PO wątpi w autentyczność instrukcji Kiszczaka, która miała ukazać się w 1982 r. Ale nawet jeśli jest ona prawdziwa, to zdaniem Czumy, nie zezwala ona na oszukiwanie przełożonych i służy jedynie większemu utajnieniu informacji.
Nie fałszowano źródeł
- To było niemożliwe – uważa Czuma, które swoje zdanie opiera na analizie kilku tomów swoich własnych akt zgromadzonych przez inwigilującą go SB. Jak przekonuje Czuma, w żadnym miejscu esbeckich akt nie natrafił na możliwość kamuflowania informacji np. z podsłuchu jako informacji pozyskanych od TW. Oba źródła były zawsze wyraźnie odróżnione.
- Oficer pisał p.t.„Rewident’ [kryptonim jaki SB nadała na przełomie lat 60. i 70. sprawie Benedykta i Andrzeja Czumów – red.], czyli podsłuch telefoniczny w sprawie „Rewident”, a nigdy nie pisał, że to jest informacja jakiegoś TW – wyjaśnia poseł.
Czuma dodaje, że "z akt dokładnie wynika, czy to był podsłuch, czy to była nielegalna rewizja, czy z korespondencji, czy z jakichś innych źródeł. - To jest absolutnie w kontekście widoczne – podkreśla.
Esbecka solidarność mafijna
Czuma nie wierzy także w słowa por. Roberta Grzelaka zeznającego na procesie lustracyjnym Małgorzaty Niezabitowskiej. W przytaczanych przez „Gazetę Wyborczą” słowach esbek mówił, że informacje, które przypisywał TW, uzyskiwał z innych źródeł.
- To nie tylko ochrona źródła, ale i przejaw solidarności mafijnej – uważa Czuma i dodaje, że „funkcjonariusze SB mówili nieprawdę prawie we wszystkich sprawach”.
Kiszczak chroni swoich ludzi
Dlaczego jednak Kiszczak zdecydował się na wydanie podobnego oświadczenia? – To jest solidarność mafijna - podkreśla Czuma. – To jest w dalszym ciągu próba osłaniania swoich funkcjonariuszy. Zdaniem Czumy jest to też próba uniemożliwienia dojścia do tego, kto wtedy donosił.
Podobnego zdania co Czuma jest Instytut Pamięci Narodowej, który już w 2006 r., przy okazji sprawy Niezabitowskiej, podkreślał, że "nie ma instrukcji, aby przypisywać tajnym współpracownikom informacje zdobyte przez SB w wyniku zastosowania podsłuchu".
IPN dementował już w 2006 r.
W ocenie IPN w materiałach operacyjnych SB "zachowało się wiele stenogramów z podsłuchów telefonicznych, niektóre przetwarzano na notatki służbowe ukrywając w ten sposób źródło informacji, ale nie nadawano im charakteru doniesień TW".
IPN podał wówczas, że praktyka stosowania tego zarządzenia była taka, że informacje z podsłuchu zamieszczano w aktach SB pod kryptonimem tego podsłuchu. W ewidencji SB tego typu informacje określano dodatkowo jako "T", co oznaczało sekcję techniczną (zajmującą się podsłuchami).
Oświadczenie służy bieżącym rozgrywkom?
Po poniedziałkowej publikacji „Gazety Wyborczej” IPN wydał tylko krótki komunikat. - Instytut Pamięci Narodowej informuje, iż oświadczenie to nie wnosi nic nowego a przypuszczalnie może służyć raczej bieżącym rozgrywkom - oświadczył rzecznik IPN Andrzej Arseniuk.
Źródło: tvn24.pl, PAP, le figaro.fr