- Jestem święcie przekonany, że ci ludzie sami nie wierzą w to, co mówią - ocenił we "Wstajesz i wiesz" Tomasz Patora, współautor reportażu "Superwizjera" TVN dotyczącego nielegalnego uboju chorego bydła. Odniósł się w ten sposób do informacji przekazywanych przez polskie służby w kwestii tego, ile nielegalnego mięsa miało trafić na rynek.
"Superwizjer" TVN ujawnił proceder nielegalnego uboju chorego bydła w rzeźni w powiecie Ostrów Mazowiecka w województwie mazowieckim. Proceder odbywał się nocami, bez nadzoru weterynaryjnego.
Patryk Szczepaniak, dziennikarz "Superwizjera", który zatrudnił się w rzeźni skupującej chore i padłe krowy, opowiada o tym, co widział i jak został zdekonspirowany.
31 stycznia Główny Lekarz Weterynarii Paweł Niemczuk informował, że mięso z nielegalnego uboju trafiło do ponad 20 punktów w kraju. Niemczuk przekazał również, że łącznie z nielegalnego uboju pochodziło ok. 9,5 tony mięsa, z czego 2,7 tony sprzedano za granicę. Rzeźnia z powiatu Ostrów Mazowiecka, w której dokonywano nielegalnego uboju, została zamknięta.
"Ci ludzie sami nie wierzą w to, co mówią"
Do tych danych odniósł się we wtorek w poranku "Wstajesz i wiesz" Tomasz Patora, współautor reportażu "Chore bydło kupię".
- Jestem święcie przekonany, że ci ludzie sami nie wierzą w to, co mówią - ocenił, komentując doniesienia służb weterynaryjnych.
Wyjaśniał, że różnica dotycząca szacowanej ilości mięsa z chorego bydła, jakie trafiło na rynek, wynika stąd, że inspektorzy weterynarii - informując o tym opinię publiczną - wzięli przy szacowaniu ilości tylko niektóre partie mięsa.
- Ta liczba wzięła się stąd, że inspektorzy wzięli pod uwagę wyłącznie mięso, które trafiło na rynek bezpośrednio przed tym, jak wezwaliśmy policję i inspekcję (do tej ubojni - red.), kiedy wróciliśmy tam w nocy porozmawiać z właścicielami podczas nielegalnego uboju (14 stycznia - red.).
- Kompletnie nie wzięto pod uwagę całego wcześniejszego okresu, czyli na przykład listopada (kiedy w ubojni pracował reporter "Superwizjera" - red.) - tłumaczył w TVN24 Patora.
- Tego okresu i tego mięsa, które zostało wówczas wyprodukowane w ubojni w ogóle nie wzięto pod uwagę, mimo (...) że było mnóstwo czasu, żeby działać - dodał.
"Trzeba było działać natychmiast"
Dziennikarz "Superwizjera" stwierdził, że szacunkowa ilość 9,5 tony podana przez Głównego Lekarza Weterynarii "jest śmieszna". - Nikt w to nie wierzy w Unii Europejskiej (...) Słoweńcy wczoraj zatrzymali z tej ubojni 15 ton mięsa, więc biorą pod uwagę dużo szerszy zakres, niż polskie służby oficjalnie informują w tak zwanym RASFF - mówił Patora.
RASFF (Rapid Alert System of Food and Feed) służy do szybkiej wymiany informacji o zagrożeniach wykrytych w żywności, paszach oraz w materiałach przeznaczonych do kontaktu z żywnością. Administrowany jest przez Komisję Europejską.
Słoweńskie ministerstwo rolnictwa i żywności w komunikacie datowanym na 1 lutego poinformowało, że służby weterynaryjne tego kraju (UVHVVR) - po informacjach z Polski o nielegalnym uboju bydła we wspomnianej rzeźni - odnalazły 15 ton mrożonego mięsa z budzącego kontrowersje zakładu, które przyjechało znad Wisły jeszcze we wrześniu 2018 roku.
W komunikacie resort zaznaczył, że to okres przed wydaniem ostrzeżenia w sprawie mięsa z chorego bydła, ale mimo to słoweńskie służby postanowiły o przeprowadzeniu kontroli weterynaryjnej w laboratorium w celu zadbania o bezpieczeństwo konsumentów. Te działania wynikły "z braku przejrzystości przekazu i opieszałości właściwych polskich organów" w tej sprawie.
Tomasz Patora mówił w TVN24 również o tym, kiedy oficjalnie zgłoszono w systemie RASFF informacje o mięsie pochodzącym z nielegalnego uboju.
- Komunikat w systemie zgłoszono dwa tygodnie później. Czekano do emisji reportażu (czyli do 26 stycznia, choć reporter "Superwizjera" zgłosił proceder 14 stycznia - red.) po to, aby podjąć konkretne działania, tak naprawdę nie wiadomo po co - dziwił się Patora.
Ocenił, że "trzeba było działać natychmiast - trzeba było natychmiast ostrzec odbiorców tego mięsa".
"To jest właśnie język łapówki"
Autor reportażu zwracał także uwagę na to, jakiego rodzaju treści pojawiały się w ogłoszeniach od osób, które były zainteresowane kupieniem chorego bydła. Takie przypadki były przedstawiane także w reportażu. - Nie pada w tych ogłoszeniach stwierdzenie, że "kupię bydło chore" a tylko "kupię bydło pourazowe, każdej kondycji". - To jest właśnie język łapówki - ocenił. Mówił, że "oczywiście używamy eufemizmów". - To jest mrugnięcie okiem do odbiorcy. Chodzi o to, żeby ten odbiorca wiedział, o co chodzi i żeby sprzedawca wiedział, o co chodzi - wyjaśniał dziennikarz sposób, w jaki funkcjonował nielegalny proceder.
"Nie mam wiedzy na ten temat"
O to, dlaczego służby weterynaryjne zareagowały tak późno na sytuację w rzeźni, był też pytany we wtorek w TVN24 lekarz weterynarii Marek Wisła, wiceprezes Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej.
Mówił o wspomnianym systemie RASFF (Rapid Alert System of Food and Feed).
Pytany, kiedy - po pojawieniu się podejrzeń w sprawie żywności - RASFF powinien zostać uruchomiony, Wisła stwierdził, że "po dokładnym sprawdzeniu na terenie danego zakładu, gdzie faktycznie to mięso poszło".
Przekonywał, że "najpierw należy prześledzić tę drogę wewnątrz kraju, bo to może być z jednej hurtowni do drugiej hurtowni". - Później dopiero to trafia na rynek zagraniczny. To jest proces, który niekiedy wymaga wielu odpowiedzi - stwierdził.
Dopytywany, czy "kiedy dziennikarze ujawniają sytuację i powiadamiają służby, okres dwóch tygodni to normalny okres", odpowiedział, że "wydaje mu się, że to (ostrzeżenie - red.) było wcześniej wysłane".
Na uwagę prowadzącego, że było to równo 14 dni, odpowiedział stwierdzeniem, że "nie ma wiedzy na ten temat". - Może Główny Lekarz Weterynarii by odpowiedział na to bardziej precyzyjnie. Chociaż uważam, że te kroki, które on zrobił i że w tym momencie wszyscy - mimo katastrofalnej sytuacji finansowo-kadrowej w inspekcji weterynaryjnej - wszyscy inspektorzy są teraz w rzeźniach i kontrolujemy.
Kontrola w ubojniach
Od poniedziałku od godziny 9 trwa audyt ubojni prowadzony przez inspektorów z Komisji Europejskiej, którzy przyjechali do Polski. Kontrole będą odbywały się w wojewódzkich bądź powiatowych inspektoratach weterynarii i będą trwać do 8 lutego.
Autor: mjz/adso / Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN