Nie było niebezpieczeństwa, ale wobec kłopotów z podwoziem załoga samolotu podjęła jedyną słuszną decyzję o powrocie na Okęcie - tak o czwartkowym awaryjnym lądowaniu samolotu linii Centralwings mówił kapitan Piotr Wolski. Jak dodał, sytuacja "rozwinęła się" dopiero po wylądowaniu - z niewiadomych przyczyn w kabinie pasażerskiej pojawił się dym.
Podczas konferencji Centralwings na temat awaryjnego lądowania Boeinga na Okęciu potwierdzono, że pilot sygnalizował problemy z podwoziem samolotu. - W trakcie lotu wyłączyły się kolejne wskaźniki, które nie miały wpływu na lot, ale utwierdziły załogę w decyzji o powrocie na lotnisko - mówił przedstawiciel Centralwings.
Już po wylądowaniu podczas gwałtownego hamowanie w kabinie pasażerskiej z niewiadomych przyczyn pojawił się dym - opowiadali przedstawiciele linii lotniczych Centralwings. W związku z tym zarządzono natychmiastową ewakuację pasażerów.
Samolot, który uległ awarii ma 10 lat, ale - jak zapewniali przedstawiciele przewoźnika - maszyna może być jeszcze eksploatowana przez kolejne 10 lat. Zapewniono też, że samolot miał wykonane wszystkie przeglądy techniczne i spełniał wymagania zawarte w przepisach bezpieczeństwa.
Przedstawiciele Centralwings poinformowali, że ewakuacja pasażerów przebiegała sprawnie. Dwie osoby odniosły niegroźne obrażenia.
W czwartek rano na warszawskim Okęciu awaryjnie lądował Boeing 737 ze 118 osobami na pokładzie. Dwaj pasażerowie wymagali pomocy lekarskiej. Jeden z nich podczas ewakuacji zwichnął nogę, drugi zasłabł. Samolot linii Centralwings leciał z Warszawy do Edynburga.
Źródło: TVN24, Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24