Rok 2016 przejdzie do historii. W niespełna 11 miesięcy policja zamknęła aż 25 nielegalnych fabryk papierosów. To trzy razy tyle, co w poprzednim roku.
Zwykle fabryki papierosów ukrywane są w trudno dostępnych miejscach. Ich likwidacja to wielomiesięczna praca funkcjonariuszy. Policjanci muszą wejść do nich, kiedy trwa proces produkcyjny.
- Zazwyczaj fabryki są dobrze strzeżone za pomocą kamer z każdej strony, monitoringu - mówi w rozmowie z TVN24 oficer operacyjny Straży Granicznej, który zastrzegł anonimowość.
"Pracownicy są zamykani, dowożeni w nocy"
TVN24 dotarł do nagrania z akcji elitarnego wydziału Centralnego Biura Śledczego Policji, kiedy funkcjonariusze dokonują nalotu na jedną z dobrze prosperujących fabryk nielegalnych papierosów. Pracowali tutaj Ukraińcy. - Pracownicy są zamykani, dowożeni do tych miejsc zazwyczaj w nocy. Nie widzą, gdzie jadą, są zabierane im komórki - wyjaśnia oficer.
Ukraińcy nie byli zaskoczeni. W ich zarobki, ok. 5 tys. złotych miesięcznie, wkalkulowane było ryzyko wpadki. Mocodawcy zazwyczaj niemal całkowicie odcinają swoich pracowników od rodzin. Minimalizują ryzyko pozwalając im na telefony do rodziny wyłącznie z miasta tak, by po miejscach logowania telefonu nie zdekonspirować fabryki.
- Kiedy policja "wjeżdża" do takiej nielegalnej wytwórni, to się okazuje, że pracownicy to nie są ludzie z polskimi paszportami. To jest często rodzaj pracy niewolniczej - wyjaśnił Piotr Niemczyk, ekspert rynku akcyzowego.
Zdaniem policji, producenci nielegalnych papierosów zatrudniają do pracy osoby, które w przeszłości pracowały legalnie w tym biznesie. Najczęściej "szefowie" nie znają pracowników fizycznych. W każdej fabryce pracuje nadzorca, który w imieniu szefów pilnuje interesu i dowozi jedzenie pracownikom.
- Jest słupem, czyli człowiekiem, który ma być parawanem. A zyski oczywiście są ukrywane, transferowane - wyjaśnił Jacek Wrona, były oficer CBŚ. - Pranie brudnych pieniędzy, zakupy nieruchomości, złoto, dolary.
Lider grupy jest w stanie zarobić w rok od kilkunastu do kilkudziesięciu milionów złotych. Jego ujęcie jest bardzo trudne, bo szefowie często mieszkają poza Polską.
Sprzęt za miliony złotych
Rozkręcenie fabryki wymaga wielu kosztownych inwestycji. - Dobrej jakości maszyna to jest wydatek od 500 tys. do nawet miliona lub dwóch milionów złotych. Tytoń również jest drogi, bo kilogram tytoniu to jest ok. 400 zł - wyjaśnił oficer. - Do tego dochodzi wynajem lokali, (...) koszta związane z wynagrodzeniem pracowników.
Ogromny jest jednak zysk, bo wyprodukowanie paczki papierosów to koszt niespełna złotówki.
Najdotkliwsza dla przestępców jest konfiskata wartych kilka milionów złotych maszyn, które - jak przekonywał Piotr Niemczyk - często minimalnym kosztem wracają do przestępców na komorniczej licytacji, kiedy są sprzedawane niemal po cenie złomu.
Teraz - jak przekonują policjanci - właściciele fabryk dywersyfikują działalność i organizują produkcję w kilku miejscach tak, by w czasie nalotu nie stracić wszystkiego.
Zbyt niskie kary?
Oficerowie operacyjni zwracają uwagę na zbyt lekkie karanie przestępców. Sądy najczęściej nakładają kary w zawieszeniu lub grzywny, co całkowicie nie robi wrażenia na przestępcach. - Ludzie, którzy raz zostali przez nas zatrzymani, wracają do tego procederu. Tak samo ludzie z przestępczości twardej, kryminalnej przerzucają się na przestępstwa akcyzowe.
W ubiegłym roku policjanci znaleźli w mieszkaniu szefa 34 mln złotych w gotówce i sztabkach złota.
To pieniądze znacznie większe niż zarabiali kiedyś mafiozi z Pruszkowa czy Wołomina.
Autor: pk/kk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24