Byli opozycjoniści chcą zadośćuczynienia. "To nie są procesy o pieniądze, a o godność"

Byli opozycjoniści chcą zadośćuczynienia
Byli opozycjoniści chcą zadośćuczynienia
Źródło: tvn24

Ci, którzy w PRL byli skazywani jako wrogowie ustroju, chcą finansowego zadośćuczynienia. O emeryturach, jakie pobierają funkcjonariusze komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, byli opozycjoniści mogą pomarzyć. Poszli więc śladami nieżyjącego już Zbigniewa Romaszewskiego i przed sądem walczą o wynagrodzenie krzywd, których doznali.

- Moje więzienie na Kurkowej to cela cała we krwi. Wsadzili mnie z dwoma bandziorami, którzy powiedzieli, że też są z "Solidarności". To były kpiny, nie byli z żadnej "Solidarności" - wspomina w rozmowie z reporterką "Czarno na białym" Andrzej Michałowski - działacz opozycji w PRL, współtwórca "Solidarności", który został skazany na 5 lat więzienia za próbę obalenia ustroju i działalność agenturalną.

76-letni Czesław Nowak, który brał udział w strajkach robotniczych w trakcie grudnia 1970 r. i spędził rok i trzy miesiące w więzieniu, wspomina: - Doznałem całego szeregu represji ze strony służby bezpieczeństwa - nachodzili mnie w domu i u sąsiadów. Krzysztof Stasiewski, opozycjonista, który był 14-krotnie zatrzymywany dodaje: - Bito tak, żeby nie zostawiać śladów. To nie były bezładne uderzenia gdzie popadnie, ale głównie uderzenia w żołądek, w korpus, w szyję.

Sprawiedliwość?

Opozycjoniści żyją ze świadczeń od państwa. Krzysztof Stasiewski - wielokrotnie i dotkliwie bity - dziś jest na rencie. Pozostali utrzymują się ze skromnych emerytur, które z pierwotnych 900 złotych wzrosły po rewaloryzacji do ok. 1,6 tys. zł.

- Sprawiedliwość? Jak można nazwać dzisiejszy czas sprawiedliwością, kiedy tacy jak my musimy się dobijać w sądzie o to, co nam się słusznie należy, a ci którzy sprawowali wówczas władzę dostają godziwe emerytury i mogą uchodzić za ludzi honoru - mówi Czesław Nowak.

Część z tych, którzy w przeszłości odważyli się powiedzieć systemowi "nie" rusza teraz do sądu po odszkodowania. - Żądam odszkodowań za to, że straciłem wszystko, co mogłem w życiu osiągnąć - kwalifikacje zawodowe, mieszkanie, które odebrała mi esbecja, zdrowie, bo mam rozlegle zapalenie mięśnia sercowego. Stracona rodzina, śmierć syna - tych rzeczy ustawodawca nie przewidział - mówi Andrzej Michałowski.

Walka o godność

Z pozwami wystąpiło kilku członków gdańskiego stowarzyszenia "Godność". Dwóm przyznano już pieniądze - 78 tys zł oraz 132 tys. zł zadośćuczynienia za uwięzienie w czasie stanu wojennego. Na rozprawy czeka 35 kolejnych poszkodowanych.

Obecnie w Polsce nie ma ustawy, która regulowałaby kwestię zadośćuczynienia osobom represjonowanym w okresie PRL. Dzisiaj dawni działacze opozycji mogą jedynie indywidualnie upominać się o jednorazowe odszkodowania.

- Traumy, którą ci ludzie przeżyli z winy państwa, dzięki swojemu bohaterstwu, dzięki swojej odwadze, na którą wtedy naprawdę niewielu było stać, nie są w stanie wynagrodzić żadne pieniądze, zwłaszcza małe pieniądze - tłumaczy adwokat Antoni Łepkowski, pełnomocnik opozycjonistów. Dodaje, że są to procesy wyłącznie o godność.

- Ta Polska to jest taką matką. I co się okazało? Że ta matka stała się dla takich jak ja macochą, a matką stała się dla Kiszczaka i dla Jaruzelskiego - mówi Andrzej Michałowski.

Szansa na wsparcie

W Senacie trwają tymczasem prace nad projektem ustawy o odszkodowaniach dla byłych opozycjonistów. Jej zapisy mają regulować zasady udzielania wsparcia finansowego osobom, które były zaangażowane w działalność antykomunistyczną w latach 1956-1989.

Ustawa ma wejść w życie przed 25. rocznicą wyborów czerwcowych. Byłym opozycjonistom, którzy dziś są w trudnej sytuacji materialnej, da ona raz w roku zapomogę równą najniższej emeryturze. Ich zdaniem to wsparcie symboliczne.

Autor: db//kdj / Źródło: tvn24

Czytaj także: