W Gdyni, na osiedlu zwanym potocznie Pekinem, trwa walka właściciela gruntu z mieszkańcami. Ilu ich jest? Według szacunków około 400. Niewielu chce opuścić swój dom. Materiał "Uwagi!" TVN.
- "Pekin" trwa od 80 lat, przeżył kilka systemów jak to prowizorka, która jest najtrwalsza - mówi Michał Guć, wiceprezydent Gdyni i dodaje, że od lat mieszkańcy dowolnie przekazują i udostępniają sobie domy. - Widziałem nawet akt notarialny, gdzie ktoś przekazywał innej osobie prawa do tego baraku, do którego sam nie miał prawa - mówi.
12-hektarowe osiedle powstało przed wojną, gdy budowano Gdynię. Gwałtownie przybywało mieszkańców tworzył się chaos. Do dziś w wielu przypadkach nie zostały tu rozwiązane kwestie prawne, trudno ustalić stany własnościowe. Są dzicy lokatorzy, ale także porządni ludzie żyjący tu od pokoleń, remontujący i dbający o domy. I jedni, i drudzy są na przegranej pozycji - ziemia należy bowiem do spadkobierców, którzy chcą decydować o przyszłości terenu.
Związek: żeby tu już nikt nie mógł zamieszkać
Potentatów jest trzech, reprezentuje ich Arkadiusz Związek, który otwarcie przyznaje, że ziemia więcej jest warta bez zamieszkujących ją ludzi. - Na swój sposób łatwo się tu żyje - twierdzi. Według niego mieszkańcy nie muszą starać się tu o pozwolenia na remonty, większość nie płaci też za media. Jak wspomina, sprawę kradzieży wody zgłaszał na policję i do prokuratury, ale służby nie chciały wszcząć postępowania.
- Jeżeli przychodzi właściciel prywatny, to jest odpowiedź: "to pan ma się tym zająć, to pan ma rozwiązać ten problem" - cytuje Arkadiusz Związek. Pokazuje też, gdzie odprowadzane są ścieki. - Jesteśmy w środku dużej metropolii, a tu rynsztok płynie. I wszyscy uważają, że jest ok - mówi.
Zwraca uwagę na to, że wielu mieszkańców ma nakazy eksmisji, ale nie są one realizowane, bo brak jest mieszkań socjalnych, do których ludzie mogliby się wyprowadzić. Według niego niektóre budynki na osiedlu są zamieszkiwane nawet mimo braku niektórych ścian czy zawalonych sufitów.
Arkadiusz Związek pokazuje jedno z takich miejsc. - Teraz trzeba to zrobić tak, żeby tu już nikt więcej nie mógł zamieszkać - mówi.
Nakaz rozbiórki
Jak się dowiedzieliśmy, prace w budynkach są prowadzone, jednak według relacji mieszkańców sprowadzają się one do... wyburzania i uszkadzania budynków. Według ludzi właściciele działek chcą w ten sposób zmusić ich do wyprowadzki.
Uważa tak m.in. rodzina z dwojgiem dzieci, która mieszka w sąsiedztwie jednego ze zniszczonych budynków. - Byliśmy przerażeni - mówi Monika Orzechowska o dniu, w którym obok ich domu rozpoczęły się prace. Opisuje, że wyburzaniu towarzyszył przerażający huk. - Nie wiedzieliśmy, czy te ściany zaraz nie runą - mówi.
Ostatecznie działania przy sąsiednim budynku pośrednio doprowadziły do tego, że siedmioosobowa rodzina Orzechowskich, musi w ciągu miesiąca opuścić dom. Taką decyzję wydał nadzór budowlany ze względu na zagrożenie zdrowia i życia mieszkańców. Arkadiusz Związek twierdzi, że nielegalnych rozbiórek nie prowadzi. - My tylko zabezpieczamy, żeby inne osoby tu nie mieszkały - mówi.
"Właściciele chcą skorzystać ze swojej własności"
Jednak nie tylko uszkadzanie budynków jest metodą na pozbycie się niechcianych lokatorów. W ciągu roku pięciokrotnie wzrosła opłata za dzierżawę gruntu. Arkadiusz Związek nie ukrywa, że podwyżki są po to, żeby zniechęcić ludzi do mieszkania na terenie "Pekinu". - Chcecie nas wyrzucić, to wyrzućcie, ale w jakichś godnych warunkach. Urodziliśmy się w Gdyni, jesteśmy gdynianami i nagle wszyscy jesteśmy na bruku. Tak nie może być - mówi jedna z mieszkanek "Pekinu".
- Właściciele chcą skorzystać ze swojej własności. Mamy świadomość, że to jest ogromny majątek, tam może powstać osiedle mieszkaniowe - mówi wiceprezydent Gdyni. Dodaje, że właściciel terenu musi jednak stosować się do przepisów. - Nie może stosować metod rodem z historii o czyścicielach kamienic - mówi Michał Guć. Zaznacza, że jego urząd jest w stałym kontakcie z policją, a prokuratura prowadzi już dwa postępowania.
Jak zapewnia wiceprezydent Gdyni, jeżeli mieszkańcy zdecydują się opuścić budynki na spornym terenie, urzędnicy pomogą im w wynajmie mieszkań na wolnym rynku. - Jesteśmy w stanie to udźwignąć - mówi Michał Guć.
Mieszkańcy jednak obawiają się, że nie będzie ich stać na normalny wynajem.
Autor: "Uwaga" TVN/pk,sk / Źródło: UWAGA! TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Uwaga!" TVN