- Okazuje się, że nie zawsze premiuje dążenie do tego, by być prezydentem wszystkich obywateli, ale nie żałuję, że starałem się to robić - powiedział w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" były prezydent Bronisław Komorowski.
- Okoliczności objęcia prezydentury po katastrofie smoleńskiej były bardzo trudne i również pełne wobec mnie nienawiści. Jakoś to jednak wtedy rozumiałem, gdyż objąłem urząd po Lechu, a wygrałem z Jarosławem... Potem udało mi się uzyskać zaufanie 70 proc. Polaków, a więc także części wyborców braci Kaczyńskich. Pod koniec prezydentury ten spektakl nienawiści pojawił się ponownie. To nie były już jednak naturalne emocje, ale zaplanowana kampania zniesławienia - ocenił w rozmowie z "GW" Komorowski.
"Łatwo pobudzić nienawiść i agresję"
Zaznaczył, że "mechanizm propagandy może być niesamowicie skuteczny, także w systemie demokratycznym, nawet przy zróżnicowaniu mediów". - Zawsze miałem przekonanie, że prawda i racja sama się obroni. Otóż sama się nie broni. Trzeba jej pomagać, zwłaszcza w czasach internetu, kiedy łatwo pobudzić nienawiść i agresję, i gdy rośnie atrakcyjność radykalnej ułudy - stwierdził.
Jego zdaniem "mamy w Polsce renesans postaw radykalnych". - Dotąd wydawało się, że jedynym akceptowalnym wzorcem po komunizmie jest integracja europejska i zachodni model demokracji. Dzisiaj ten wzorzec jest kwestionowany - podkreślił Komorowski.
"Nienawiść bez potwierdzenia w faktach"
Nawiązując do pięciolecia swojej prezydentury, przyznał, że trudno mu było poradzić sobie z "falą autentycznej nienawiści". - Nienawiści niemającej nawet najmniejszego potwierdzenia w faktach. Zrobić ze mnie agenta WSI tylko dlatego, że byłem przeciwnikiem głupich decyzji w sprawie wywiadu wojskowego? To aberracja - ocenił.
Pytany o prezydenta Andrzeja Dudę, który zapowiada "odbudowanie wspólnoty", były prezydent powiedział, że trzeba "poczekać na czyny". - Równolegle do deklaracji o potrzebie odbudowania wspólnoty, gdy żegnałem się z siłami zbrojnymi, urządzono mi kocią muzykę, i to wrzeszcząc w czasie hymnu narodowego. To byli ci sami ludzie, z tymi samymi transparentami, którzy w czasie kampanii wyborczej siali przeciwko mnie nienawiść na rozkaz. Do nich przemawiał prezydent Andrzej Duda na Krakowskim Przedmieściu, zwracając się: "Kochani" - zauważył.
Komorowski odniósł się także do orędzia nowego prezydenta i słów o "korekcie polskiej polityki zagranicznej". - Szczerze mówiąc, pomyślałem sobie o haśle "przyspieszenie" rzuconym kiedyś przez Jarosława Kaczyńskiego. Najpierw są zapowiedzi radykalnych zmian, potem w wyborach mówi się o korekcie, a w praktyce zmiany są żadne lub niewielkie. I dobrze, bo rewolucje w polityce zagranicznej mogą godzić w polską rację stanu - stwierdził.
Komorowski ocenił też, że prezydent Andrzej Duda zaczął się wycofywać z wyborczych obietnic. - Pan prezydent Andrzej Duda przestał mówić o przywróceniu poprzedniego wieku emerytalnego, bo wie, że w świetle wyroku Trybunału Konstytucyjnego jest to niemożliwe. Dziś za wykonanie swoich zobowiązań wyborczych uważa już sam fakt, że zgłosi ustawę. Odbieram to jako wycofywanie się ze złożonych obietnic, choć miały one wpływ na wynik wyborów. Mimo wszystko to bardziej odpowiedzialne - podsumował.
Autor: eos/kka / Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Leszek Szymański