Polskim turystom nie łatwo dogodzić. Lubimy narzekać na co się da. Czasem po to, by odzyskać pieniądze wydane na wakacje. - Pomysłowość klientów jest warta uznania - mówią specjaliści z branży turystycznej.
Organizatorzy wycieczek coraz częściej zwracają uwagę na spryt swoich klientów. Spryt, który ma im pomóc w odzyskiwaniu pieniędzy wydanych na wakacje. Przykładem może być "popularne", wielokrotnie skadane roszczenie, by odzyskać 5 tys. zł zwrotu za rzekomo skradzioną "lustrzankę", która miała kosztować 7 tys. zł.
Wakacje do reklamacji
Od początku sezonu do biur podróży i urzędów w całej Polsce trafiają setki listów i zdjęć z wakacji niezadowolonych klientów. Skarżą się na wszystko, co za granicą ich zaskoczyło. O niektórych krążą już legendy. - Skarga na brak kotletów schabowych w krajach muzułmańskich czy na przykład na to, że z pisaku nie udało się ulepić babek na plaży. Innym przykładem są skargi na to, że na plaży było dozwolone opalanie się topless, co zepsuło urlop pani, która wyjechała z mężem - wymienia Marta Wesołowska, kierownik katowickiej Polskiej Izby Turystyki. Ireneusz Gołąbek - kiedyś rezydent, dziś szef działu reklamacji biura podróży - w swojej karierze listów ze skargami na nieudany urlop przeczytał już setki. Trzeba przyznać, że polska pomysłowość jest godna podziwu: "woda w morzu była zbyt słona", "w hotelu na Majorce byli także Hiszpanie", "fotele w samolocie były za twarde", "cykady były za głośne i cykały cały wieczór". - My do każdej reklamacji podchodzimy naprawdę profesjonalnie, rzeczowo i bardzo merytorycznie, pragmatycznie sprawdzamy taką reklamację - wyjaśnia Gołąbek.
Nie tylko turysta jest winny
Jednak zaskoczyć potrafią też biura podróży. Zwłaszcza, gdy piękny hotel ze zdjęć w folderze okazuje zatęchłą ruderą. Wtedy żądania rekompensaty za stracony urlop są uzasadnione. Robaki, zapleśniałe łóżka czy brudne plaże kwalifikują do zwrotu nawet czterdziestu procent kosztów wyjazdu. Przynajmniej we Frankfurcie, bo na razie tylko tam obowiązuje ściśle przestrzegana przez sądy lista wakacyjnych "niedociągnięć". - Sąd we Frankfurcie kartę zatwierdził i opublikował. Jest ona wyznacznikiem zarówno w Niemczech jak i w krajach UE. Także w Polsce sądy posiłkują się taką kartą z tym, że nie ma ona mocy prawnej - informuje Gołąbek. Szkoda bo określa dokładnie wysokość odszkodowania za konkretne niedogodności. Niektóre pozycje mogą zaskakiwać. Za hałas w nocy można odzyskać 40 procent, pięć za monotonny jadłospis czy za brak butików i deptaków. W Polsce wysokość odszkodowania zależy głównie od uporu klienta. Z obserwacji biur podróży i urzędów marszałkowskich, do których trafiają reklamacje wynika, że skarg z roku na rok jest coraz mniej. Zdecydowana większość turystów wraca z wakacji zadowolona... i opalona.
Autor: zś//kdj / Źródło: tvn24