Decyzja sądu i zachowanie ludzi, którzy próbowali zablokować wczorajsze zgromadzenie, to dowód na ograniczanie praw obywatelskich - powiedział minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak. Skomentował w ten sposób uchylenie przez Sąd Okręgowy w Warszawie decyzji wojewody mazowieckiego, który odmówił Obywatelom RP możliwości zorganizowania kontrmanifestacji w tym samym czasie i miejscu, w którym odbywała się miesięcznica smoleńska.
Błaszczak powiedział, że to "zadziwiające" postanowienie sądu. - Proszę zwrócić uwagę, że jeżeli analizujemy ustawę, to tam jasno jest stwierdzone, że zgromadzenia cykliczne mają pierwszeństwo przed innymi. Pani sędzina uznała, że rzeczywiście tak jest w przypadku zgromadzeń rejestrowanych w sposób zwykły, a inaczej jest w przypadku gromadzeń rejestrowanych w sposób uproszczony. Przecież to są te same zgromadzenia (...) różnią się tylko sposobem rejestracji - tłumaczył.
- Jakieś nieporozumienie. Ja jestem zdumiony takimi postanowieniami sądu, gdyż to wszystko wskazuje na to, że sąd przyzwala na przemoc, sąd przyzwala na agresję - ocenił.
Zwrócił uwagę, że "zmieniona ustawa Prawo o zgromadzeniach daje każdemu możliwość demonstrowania, tylko pokazuje ścieżkę rozwiązywania konfliktów".
- Przecież to nie ma sensu, żeby jedni blokowali drugich. Właśnie umożliwienie blokowania przez jednych drugim swojej manifestacji, swojego zgromadzenia, prowadzi do konfliktów, prowadzi do agresji. To jest zupełnie nieracjonalne - podkreślił Błaszczak.
Powiedział, że wojewoda złożył apelację. - Czekamy na postanowienie odwoławcze - dodał. Ocenił, że "decyzja sądu i zachowanie ludzi, którzy próbowali zablokować wczorajsze zgromadzenie, to dowód na ograniczanie praw obywatelskich, to jest ograniczanie prawa do demonstrowania innym".
- Nie doprowadzajmy do tego i apeluję do totalnej opozycji, żeby wycofała się z walki z rządem poprzez ulicę. To nie ma sensu - zaznaczył.
Bochenek: przyglądamy się ustawie
W sprawie wypowiedział się również rzecznik rządu Rafał Bochenek. Podczas konferencji prasowej w KPRM był pytany o wypowiedź premier Beaty Szydło, iż "został popełniony błąd, że środowa kontrmanifestacja została zaakceptowana". Odnosząc się do uwagi jednego z dziennikarzy, iż decyzja sądu wyniknąć mogła z luki w nowym prawie, powiedział: "My tej oczywiście ustawie się przyglądamy".
- To są nowe przepisy, jak każde przepisy podlegają analizie, zwłaszcza po wejściu w życie, obserwujemy, jak one funkcjonują w praktyce - dodał Bochenek. Podkreślił jednocześnie, że obowiązujące od kwietnia prawo służyć miało "przede wszystkim zapewnieniu bezpieczeństwa uczestników różnych manifestacji". Jego zdaniem wydarzenia, które nastąpiły po środowym zgromadzeniu pokazują, że "te przepisy są potrzebne" - Nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości - ocenił rzecznik rządu. Bochenek odniósł się też do słów Błaszczaka o tym, że sąd, wydając decyzję dopuszczającą kontrmanifestację, "dał przyzwolenie na przemoc". - Sąd działa na podstawie prawa i w granicach prawa i ja wierzę, że wszelkie decyzje, które są podejmowane przez sędziów, orzeczenia, które są wydawane, oczywiście temu prawu odpowiadają i są wydawane na podstawie ustaw; inaczej być nie powinno i tak działa demokratyczne państwo prawne - mówił. Zastrzegł zarazem, że od decyzji sądu przysługuje odwołanie i podlegają one często "decyzjom i zmianom". Według Bochenka efektem uchylenia przez sąd decyzji wojewody mazowieckiego o odmówieniu Obywatelom RP możliwości zorganizowania kontrmanifestacji są "zdarzenia i zajścia, do jakich doszło wczoraj podczas spokojnego comiesięcznego spotkania, spotkania, które zostało zaburzone przez osoby, które ewidentnie przychodzą tam po to tylko, żeby zrobić rozróbę". Na uwagę dziennikarza, iż wydarzenia te nie są winą sądu, ale sformułowanego w określony sposób prawa, Bochenek odrzekł, że oceniane są "skutki decyzji sądu". - Bo do tego doprowadziła ta decyzja - gdyby tej kontrmanifestacji nie było w tym miejscu, nie było przyzwolenia, to pewnie do tego zdarzenia, przykrego zdarzenia, by nie doszło - stwierdził rzecznik rządu. Zaznaczył, że sam nie miał okazji czytać orzeczenia sądu.
Sąd uchylił decyzję wojewody
Pod koniec marca weszły w życie nowe zasady organizowania zgromadzeń. Odległość między dwoma konkurencyjnymi zgromadzeniami nie może być obecnie mniejsza niż 100 metrów. Znowelizowana ustawa daje także możliwość otrzymania zgody na zgromadzenia cykliczne.
W środę Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił decyzję wojewody mazowieckiego, który odmówił Obywatelom RP możliwości zorganizowania kontrmanifestacji w tym samym czasie i miejscu, w którym odbywała się miesięcznica smoleńska (ma status zgromadzenia cyklicznego). Osoby kontrmanifestujące pojawiły się ostatecznie w środę wieczorem nieco dalej, przy skwerze im. ks. Jana Twardowskiego.
22 osoby spisane, cztery zatrzymane
Kontramnifestujący w środę zgromadzeni naprzeciw uroczystości obchodów 85. miesięcznicy katastrofy smoleńskiej nie byli oznaczeni logiem Obywateli RP ani KOD. W trakcie przemówienia prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego kontrmanifestujący wyciągnęli flagi UE, Polski oraz białe róże. Skandowali "Konstytucja" i "Praworządność", przerywając przemówienie szefa PiS gwizdami.
Policja wylegitymowała 22 osoby, które miały przeszkadzać w miesięcznicy smoleńskiej. - 20 z nich, siadając na jezdni, próbowało zablokować legalne zgromadzenie. Będą wnioski do sądu o ich ukaranie - powiedział komendant stołeczny policji mł. insp. Rafał Kubicki.
Policja zatrzymała i przesłuchała cztery osoby - dwie są podejrzewane o zakłócenie aktu religijnego, jedna o naruszenie nietykalności cielesnej uczestnika marszu, a jedna jest podejrzana o naruszenie nietykalności cielesnej policjanta.
Autor: js/ja/jb / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński/TVN Warszawa