Sześć lat temu funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego w spektakularny sposób zatrzymali przedsiębiorcę Marka W. Biznesmena obciążyły zeznania 25 pracowników. 44 prokuratorskie zarzuty dotyczyły głównie uporczywego znęcania się i łamania praw pracowniczych. Niemocy polskiego wymiaru sprawiedliwości przyjrzał się reporter programu "Superwizjer".
Marek W. jest właścicielem licznych działek i lokali na terenie Nowej Soli i okolic. Jest też wspólnikiem dziewięciu spółek zajmujących się między innymi administrowaniem nieruchomościami i uprawami rolnymi.
Sześć lat temu funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego w spektakularny sposób zatrzymali przedsiębiorcę. Jego majątek był wówczas wart około 40 milionów złotych.
- Podejrzanego zatrzymano w samochodzie marki Ferrari. Znaleziono egzotyczne zwierzęta w jego miejscu zamieszkania. To były takie elementy, z którymi - mówiąc wprost - ja nie spotkałem się do tej pory w swojej praktyce prokuratorskiej i na pewno nieczęsto też spotykają się inni prokuratorzy prowadzący duże postępowania w kraju - mówi prokurator rejonowy w Nowej Soli Łukasz Wojtasik.
Zeznania 25 pracowników
Biznesmena obciążyły zeznania 25 pracowników. 44 prokuratorskie zarzuty dotyczyły głównie uporczywego znęcania się i łamania praw pracowniczych. W aktach sprawy napisano o drastycznych przypadkach sadyzmu: przebiciu dłoni długopisem czy zmuszaniu pracownika do biegania nago wokół siedziby firmy.
Reporter programu "Superwizjer" dotarł do ludzi, którzy przed kamerą odważyli się opowiedzieć o swoich traumatycznych przeżyciach.
W zarządzanej przez Marka W. firmie nie można było używać cyfry dwa oraz imienia Monika. Pracownicy musieli kontaktować się ze sobą za pomocą wrzucanych do skrzynek na listy karteczek. Inne formy kontaktu były karane finansowo. Te stosunkowo niegroźne fanaberie szybko przeradzały się w horror, jaki Marek W. serwował swoim podwładnym.
Były kierownik budowy w firmie Marka W. zapytany, czy próbował odejść, odpowiada, że "wielokrotnie". - Mimochodem wspomniałem, że moja młodsza córka jest w ciąży. Powiedział, że on wyśle ekipę, która zgwałci moją córkę - wspomina. - Była to przemoc i psychiczna, i fizyczna. Było to i kopanie, i duszenie, i bicie. Sprawiało po prostu temu człowiekowi przyjemność, że się znęcał, że bił - opowiada.
- Z nikim nie wolno rozmawiać, nie wolno spotykać się po pracy, nie wolno używać prywatnego maila - wylicza były dyrektor w firmie. - To doprowadzało W. do szału. Darł, niszczył i używał długopisu jako czegoś do dźgania - dodaje.
- Z takich najgorszych rzeczy, to było zamykanie mnie w pakamerze na terenie firmy. Łańcuch na drzwiach, zamknięte, zero wyjścia. Przez sobotę i niedzielę nie zrobiłem zakupów, siedziałem, ja to nazywam, za przeproszeniem, o suchym pysku - relacjonuje były kierownik budowy.
- Nazywano go "Kobra". Był dość znaczącą osobą, i jak gdyby nietykalną w Nowej Soli - mówi o Marku W. były dyrektor w jego firmie.
Gwałcenie podwładnych
Już po pierwszych przesłuchaniach prokurator wyodrębnił do osobnego postępowania wątek dwóch pracownic Marka W. Ta sprawa została utajniona. Jednak reporter programu "Superwizjer" dotarł do nieprawomocnego wyroku, w którym sąd uznaje biznesmena za winnego wielokrotnego gwałcenia podwładnych.
Pierwsza z kobiet miała być siłą zmuszana do stosunków płciowych, co najmniej 11 razy. Kiedy odmawiał, pracodawca miał grozić jej pozbawieniem życia oraz skrzywdzeniem dziecka.
W przypadku drugiej pracownicy chodziło o kilkadziesiąt stosunków w ciągu dwóch lat. Kobieta miała być szantażowana kompromitującymi zdjęciami, które Marek W. przechowywał w swoim sejfie.
Sąd wymierzył biznesmenowi karę ośmiu lat pozbawienia wolności, nakazał też wypłacenie jednej z poszkodowanych 750 tysięcy złotych. Marek W. odwołał się od wyroku, sprawa czeka na apelację.
Śmiertelne potrącenie
Katalog przestępstw Marka W. sięga co najmniej 2005 roku. To wtedy na przejściu dla pieszych śmiertelnie potrącił mieszkańca Nowej Soli.
W starciu ze sportowym mercedesem 22-latek nie miał szans. Zmarł mimo prób reanimacji. Lokalne media opisywały liczne niejasności w tej sprawie, między innymi niedziałający akurat tego dnia monitoring i opieszałość policji w kwestii przesłuchania świadków zdarzenia.
Mimo śmierci potrąconego Marek W. nie spędził za kratkami ani jednego dnia.
Powołując się na zatarcie wyroku prezes Sądu Rejonowego w Nowej Soli odmówiła reporterowi wglądu w akta sprawy wypadku. Zgodnie z prawem nie można nawet podać wysokości kary zastosowanej wobec Marka W. W ocenie składu sędziowskiego wyrazem skruchy i chęci pojednania z rodziną ofiary było zamówienie mszy świętej w intencji zmarłego.
Jaki jest prawdziwy powód bezkarności?
Według ustaleń "Superwizjera" parasol ochronny od lat zapewnia ma zapewniać swemu jedynemu synowi Zdzisław W.
Przez ponad 14 lat pełnił on funkcję prokuratura rejonowego w Nowej Soli. W kolejnych latach szefował prokuraturze w Kościanie. Pracował też w Lesznie i w Poznaniu. Dziś jest w stanie spoczynku, ale o jego nieustających wpływach może świadczyć to, że tylko jeden nowosolski adwokat zdecydował stanąć się w obronie pokrzywdzonych pracowników.
Adwokat Michał Sienkiewicz o Marku W. mówi, że "bardzo szybko i bardzo głęboko potrafił zawładnąć psychiką, aż do uniemożliwienia funkcjonowania w normalnym życiu". - Rzeczywiście wpływ jego na tych ludzi był przeogromny. Do momentu, kiedy Centralne Biura Śledcze go aresztowało i wtedy cała ta otoczka nietykalności pękła - dodaje.
Po zatrzymaniu w 2011 roku Marek W. trafia do aresztu. Przebywający z nim w celi mężczyzna donosi strażnikom, że z pomocą lokalnych gangsterów W. próbuje zorganizować ucieczkę.
Sprawa wyszła na jaw, sąd jednak nie przychylił się do wniosku prokuratury o ukaranie aresztanta. Zamiast tego zleca badania, które wykazują u Marka W. zaburzenia lękowe oraz lekki udar bez widocznych objawów. Dzięki opinii biegłych, mimo próby ucieczki, Marek W. opuszcza areszt i wraca do normalnego funkcjonowania.
Jak ustalił reporter, mimo licznych postępowań karnych, żaden z sądów nie decyduje o odebraniu biznesmenowi paszportu. Pozwolenie na broń zawieszone zostaje dopiero w 2014 roku, trzy lata po pierwszym aresztowaniu.
Marek W. dostarcza sądom zwolnienia lekarskie. W tym czasie bez przeszkód podróżuje po świecie. W ostatnich latach odbył co najmniej osiem intensywnych polowań w afrykańskich krajach. Swoją pasje realizuje wspólnie z ojcem.
Znęcanie się nad pracownikami
W sprawie o znęcanie się nad pracownikami Marek W. częściowo przyznał się do winy i obiecał wypłatę zadośćuczynienia swoim ofiarom. To dzięki temu uzyskał stosunkowo łagodną karę roku i trzech miesięcy bezwzględnego więzienia.
Po uprawomocnieniu się wyroku rozpoczął grę z wymiarem sprawiedliwości. Z Nowej Soli przeprowadzał się między innymi do Poznania i Leszna, dzięki czemu mógł wybierać, który sąd rozpatruje jego wnioski. Jak ustalił "Superwizjer" są to te same sądy, z którymi wcześniej blisko współpracował jego ojciec.
Biznesmen informuje sądy, że chce być przesłuchany, ale nie stawia się na rozprawach. Tłumaczy, że jest o nich nieprawidłowo powiadamiany.
- To wygląda tak, że w Warszawie, w Koninie, w Poznaniu, w Kościanie, w Lesznie - tam są siedziby firm, które są fikcyjne, bo to są tylko pomieszczenia, w których nic nie ma. Osoba wyznaczona na firmie, czy tam dwie osoby, mają awiza, które jadą sprawdzić na poczcie. Oczywiście kobiety na poczcie pokazują te listy, z których można sobie spisać sygnaturę. Jego adwokaci po sygnaturach sprawdzali, czy list można odebrać, czy też nie - tak problemy sądów z dotarciem do Marka W. wyjaśnia jeden z jego pracowników.
Zmiana miejsca zamieszkania
Marek W. przemeldowuje się do Konina. Do tamtejszego sądu trafiają akta wykonawcze jego sprawy. Nadal jednak udaje mu się uniknąć odsiadki: kurator i dzielnicowy informują sąd, że W. nie mieszka pod wskazanym adresem. Mimo to sąd daje się przekonać, że po wyjściu z aresztu przedsiębiorca rozpoczął nowe przykładne życie. Dostarczone dokumenty wskazują, że wypłacił zadośćuczynienia wszystkim swoim ofiarom. To nie jest prawdą, ale na tej podstawie Sąd Okręgowy w Koninie postanowił warunkowo zwolnić Marka W. z odbycia kary. Okres próbny ma trwać do września 2017 roku.
- Myślę, że sąd po prostu uznał, iż te dokumenty, które skazany przedłożył zasługują na wiarygodność, dlatego nie podjął dalszych czynności sprawdzających - tłumaczy sędzia Marek Ziółkowski z konińskiego sądu.
Według "Superwizjera" poprawa zachowania biznesmena jest fikcją i nadal ma się on znęcać nad podwładnymi. Reporter dowiaduje się, że "po ujawnieniu sprawy żadna z dziewczyn nie chciała przyjść do pracy, dlatego zostały zatrudnione osoby z Ukrainy".
"Stan zdrowia nie pozwala na spotkanie"
Mimo wielokrotnych prób kontaktu, nie udaje się porozmawiać z Markiem W., wobec którego toczą się teraz dwie sprawy. Jedna dotyczy dwóch gwałconych pracownic, druga - wyłudzenia prawie czterech milionów złotych z unijnych dotacji.
W krótkim liście Marek W. informuje, że jego stan zdrowia nie pozwala na spotkanie. Tymczasem z uzyskanych przez reportera informacji wynika, że milioner chce wyjechać na następne egzotyczne polowanie.
Autor: KB//rzw / Źródło: Superwizjer
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN