Spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym i ucieczka z miejsca zdarzenia - takie zarzuty usłyszał 26-letni mężczyzna podejrzewany o potrącenie dwóch osób w Białymstoku. Grozi mu do 12 lat więzienia.
23-letnia kobieta i 38-letni mężczyzna zginęli, potrąceni przez samochód w Białymstoku. 26-letni kierowca, podejrzewany o spowodowanie wypadku, został zatrzymany. W zatrzymaniu sprawcy pomógł taksówkarz, inny w tym w czasie próbował reanimować ofiary.
Jak podała policja, do wypadku doszło w pobliżu przystanku autobusowego za skrzyżowaniem ulic Antoniukowskiej i Świętokrzyskiej. 26-letni kierowca volkswagena jechał od centrum Białegostoku. Dwójka pieszych stała na przystanku autobusowym, gdy uderzył w nich samochód.
Oboje, pomimo reanimacji, zginęli na miejscu. Kierowca uciekł z miejsca zdarzenia.
Doprowadzenie do prokuratury
26-letni kierowca volkswagena Adrian K. został w poniedziałek doprowadzony do prokuratury, gdzie usłyszał zarzut spowodowania wypadku komunikacyjnego ze skutkiem śmiertelnym i ucieczki z miejsca zdarzenia oraz nieudzielenia pomocy. Mężczyzna przyznał się do winy, nie składał wyjaśnień. Grozi mu do 12 lat pozbawienia wolności.
Do prokuratury została doprowadzona również pasażerka samochodu. Postawiono jej zarzut nieudzielenia pomocy, za co grozi do trzech lat więzienia.
Prokuratura wnioskowała o areszt dla podejrzanego. Sąd przychylił się do wniosku i zadecydował o trzymiesięcznym areszcie tymczasowym dla mężczyzny. Będzie w nim przebywał do 18 listopada.
Jak relacjonował reporter TVN24 - powołując się na nieoficjalne informacje - mężczyzna podczas zatrzymania miał tłumaczyć taksówkarzowi, że to nie on prowadził samochód w momencie wypadku, ale pasażerka, z którą jechał.
Tragiczny wypadek
Informacja o wypadku wpłynęła na policję w niedzielę około godziny 4.30.
W rozmowie z TVN24 przebieg wydarzeń relacjonował jeden z taksówkarzy, który rozpoczął reanimację. Według jego relacji, kiedy zatrzymał się i chciał pomóc, kobieta już nie żyła.
- Za rondem zobaczyłem, że na prawym pasie jakiś worek leży duży. Myślę - ominę go, ale przyhamowałem i zobaczyłem, że jakaś osoba leży. Wyszedłem z samochodu, pasażerowie również wysiedli ze mną i zobaczyłem, że to kobieta. Przewróciliśmy ją na plecy, bo leżała na brzuchu, sprawdziliśmy tętno, niestety nie było żadnego pulsu - mówił Jacek Dąbrowski.
- Zadzwoniłem na policję, kątem oka zwróciłem uwagę, że po prawej stronie za przystankiem ktoś jeszcze leży. Podbiegłem i zobaczyłem, że mężczyzna leży. Piszczel połamany, twarz zakrwawiona. W tym czasie przyjechał też patrol policji. Razem z policjantem zaczęliśmy reanimację tego chłopaka - dodał w rozmowie z TVN24 taksówkarz.
Taksówkarz zablokował drogę
Gdy trwała reanimacja, inny taksówkarz, który widział wypadek, podążył za domniemanym sprawcą. Jak poinformował reporter TVN24, podejrzewany skręcił w ulicę Gajową, uderzył prawdopodobnie w jakiś słupek przydrożny i nie mógł jechać do przodu. Wtedy taksówkarz zajechał mu drogę i zablokował mu dalszą możliwość ucieczki.
Wiceprezes korporacji taksówek, w której pracował ten taksówkarz, rozmawiał z TVN24. - Pan Adam [taksówkarz, który zablokował drogę i złapał sprawcę wypadku - przyp. red.] pracuje u nas od siedmiu lat. Jest człowiekiem normalnym, zwykłym, nie czuje się bohaterem, a należy mu się wielkie uznanie, szacunek za opanowanie tak strasznej sytuacji. Po prostu podszedł do sprawy tak, jak powinien każdy obywatel - oceniał Wiktor Kazimieruk.
Jego zdaniem, taksówkarze są "jeżdżącymi patrolami". - Dużo rzeczy widzimy, co się dzieje na ulicach, pod dyskotekami - wyjaśniał.
"Zostawił samochód, kilkaset metrów gonił sprawcę"
Pytany, jak taksówkarz relacjonował przebieg wydarzeń, odpowiedział, że pan Adam zostawił swój samochód na chodniku i kilkaset metrów gonił sprawcę.
Jak wyjaśniał, ten taksówkarz jechał w kierunku miasta, po przeciwnym pasie ruchu. - Zauważył, że coś się dzieje, lekki huk i jakiś pył, para. Zobaczył, że jeden człowiek leży na ulicy - mówił o relacji swojego taksówkarza prezes korporacji.
Tłumaczył, że pan Adam natychmiast zareagował, zauważył, że samochód odjeżdża i zawrócił na skrzyżowaniu. Wyjaśnił, że był tam taksówkarz z innej korporacji - Jacek, który zaczął reanimować, a pan Adam zaczął gonić kierowcę.
- Pojechał za tym kierowcą w ulicę Gajową. Na ulicy Gajowej sprawca swój samochód zostawił i zaczął uciekać. Kierowca taksówki kilkaset metrów gonił go, a na ulicy Akacjowej go złapał - powiedział.
- Bardzo wzorowo się zachował. Zresztą to już nie pierwszy raz. W ubiegłym roku w wypadku reanimował ludzi. W naszej korporacji co trzeci kierowca jest przeszkolony w udzielaniu pierwszej pomocy - mówił jej wiceprezes.
Autor: azb,kb/sk/jb / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24