Dzisiaj Białorusini chcą uczciwych wyborów i nie chcą Łukaszenki, a jutro mogą powiedzieć, że oni chcą trafić do demokratycznej Europy. To już będzie przekroczenie czerwonej linii z punktu widzenia Moskwy - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 były premier i były szef dyplomacji Włodzimierz Cimoszewicz. Przyznał, że jest zaskoczony skalą protestów na Białorusi.
Od dwóch tygodniu w wielu miastach na Białorusi trwają protesty. Manifestanci oskarżają władzę o sfałszowanie wyników wyborów i domagają się ich powtórzenia w uczciwy sposób. Chcą też dymisji prezydenta Alaksandra Łukaszenki i uwolnienia więźniów politycznych oraz wszystkich zatrzymanych w czasie protestów. W niedzielę w Mińsku odbył się masowy marsz, w którym wzięło udział - jak szacują niezależne media - nawet 200 tysięcy osób.
Cimoszewicz: jestem zaskoczony skalą protestów na Białorusi
O protestach na Białorusi mówił w TVN24 Włodzimierz Cimoszewicz, europoseł Koalicji Europejskiej, były premier i były szef polskiej dyplomacji.
Przyznał, że "jest zaskoczony skalą i konsekwencją tych protestów". - Nie spodziewałem się tego. To oznacza, że zmiany zachodzące w społeczeństwie białoruskim były szersze, głębsze, niż się wydawało - dodał.
Jego zdaniem "Łukaszenka nie musi się bać tych tłumów na ulicach w tym sensie, że ci ludzie fizycznie mu zagrożą". - Natomiast jeżeli tego typu protesty będą się utrzymywały, to przypuszczam, że może nastąpić reakcja Moskwy. I Łukaszenka takiej reakcji może się obawiać. On przestanie być wygodnym namiestnikiem na Białorusi - powiedział były premier.
- Putin może dojść do wniosku, że trzeba znaleźć kogoś lepszego, kto nie będzie w taki sposób rewoltował społeczeństwa. Tego typu niestabilność, tego typu protest, może w pewnym momencie stać się bardziej zorganizowany i lepiej artykułować swoje oczekiwania - wskazywał.
Jak mówił Cimoszewicz, "dzisiaj ci ludzie chcą uczciwych wyborów i nie chcą Łukaszenki, a jutro mogą powiedzieć, że oni chcą trafić do demokratycznej Europy". - A to już będzie przekroczenie czerwonej linii z punktu widzenia Moskwy - podkreślił.
Źródło: TVN24