Dostał się przed mikrofon, by zadać pytanie prezydentowi. Młody mężczyzna, który twierdził, że został zmuszony do emigracji, zarzucił Andrzejowi Dudzie, że apeluje do Polaków, by wracali z zagranicy, choć nie zrealizował swoich wyborczych obietnic. - Jest mi wstyd, że muszę ze swojego kraju wyjeżdżać - powiedział. I zapytał prezydenta: - Co pan proponuje ludziom, którzy wyjechali?
Podczas czwartkowej wizyty na Śląsku Andrzej Duda spotkał się z mieszkańcami Siemianowic Śląskich w centrum miasta.
- Ogromnie mi na tym zależy, żeby Śląsk kwitł, żeby się rozwijał, żeby rozwijał się przede wszystkim pod względem gospodarczym, żeby cały czas był tym niezwykłym skarbem, jakim był przez dziesięciolecia dla Rzeczypospolitej – jako serce przemysłu, jako serce przedsiębiorczości, jako miejsce, w którym można się było uczyć, jak solidnie i z oddaniem, rzetelnie wykonywać swoją pracę i jak służyć Rzeczypospolitej - mówił prezydent.
Przypomniał trudną sytuację Siemianowic Śląskich na przełomie ostatnich dekad, gdy po zamknięciu zakładów przemysłowych bezrobocie było tam bardzo wysokie.
Pytanie do prezydenta
Po wystąpieniu prezydenta niespodziewanie do mikrofonu, przez który wcześniej przemawiał Duda, podszedł młody mężczyzna. Poprosił prezydenta, by odpowiedział, dlaczego wciąż tylu Polaków musi pracować za granicą. On sam – jak mówił – również musiał wyemigrować, by utrzymać rodzinę.
- Czy mógłby pan odpowiedzieć na proste pytanie: co pan proponuje ludziom, którzy wyjechali z kraju? Mówi pan, żeby przyjechali tu z powrotem. Mnie jest wstyd panie prezydencie... - mówił młody mężczyzna. W tym momencie z tłumu zaczęto gwizdać na zadającego pytanie człowieka.
- Ej, daj mi skończyć, jesteśmy w demokratycznym kraju, mogę się wypowiedzieć - odpowiedział mężczyzna. - Mnie jest wstyd, że ogłosił pan w wyborach, że zrealizuje pan to i to, a pan tego nie realizuje. I mi jest wstyd, że ja muszę ze swojego kraju wyjeżdżać tylko po to, żeby tam budować swoją przyszłość dla mojej kobiety, dwójki dzieci. Skończyłem Politechnikę Śląską i jest mi bardzo przykro, bo chcę zostać w swoim kraju i nie jest mi to dane - zaznaczał.
Zebrani ludzie po raz kolejny mu przerwali i zaczęli krzyczeć: "Jedź do Tuska".
- Nie, ja chcę zostać w Siemianowicach. Nie chcę Warszawy. Wy (zwrócił się do prezydenta - przyp. red.), nam tylko nie przeszkadzajcie - mówił dalej młody mężczyzna. "Do roboty!" - zaczął krzyczeć tłum ludzi. - Robię na trzy etaty i studiuję. Dziękuję. Czy mógłby pan się do tego odnieść? - zakończył i odszedł od mikrofonu.
"Staramy się kraj zmieniać"
Wtedy na jego miejscu stanął prezydent. - Zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacja w kraju i sytuacja na Śląsku nie jest jeszcze taka, jakbyśmy sobie wszyscy wymarzyli - odpowiedział Duda. - Ja też bym bardzo chciał, żeby Polska dzisiaj była krajem znacznie lepiej rozwiniętym.
Jednocześnie zapewnił mężczyznę, że robi wszystko, by podnieść jakość życia Polaków. Elementem, który w ocenie prezydenta może "przynajmniej rozpocząć ten proces podnoszenia poziomu życia" jest program 500 plus.
- Staramy się kraj zmieniać, staramy się wprowadzać nowe rozwiązania dla przedsiębiorców, staramy się czynić wszystko, aby gospodarka stała się bardziej innowacyjna i aby stała się w związku z tym bardziej wydajna i związku z tym, aby Polacy stopniowo zaczęli zarabiać coraz lepiej. Tak, abyśmy dogonili przynajmniej średnią Unii Europejskiej, czynimy wszystko w tym kierunku i będziemy czynili nadal – podkreślił.
Dodał, że rozumie rozgoryczenie Polaków, jednak przypomniał, że poprzedni rząd "przez osiem lat nie podniósł poziomu życia Polaków, wręcz przeciwnie, w wielu przypadkach ten poziom życia obniżył".
Autor: pk/sk / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24