Problemem nas wszystkich jest to, co się jeszcze ujawni - powiedział w "Faktach po Faktach" Paweł Wojtunik. Tak komentował możliwe konsekwencje afery mailowej rządu PiS. - Można mówić, że nic się nie stało, można wprowadzać w błąd opinię publiczną, natomiast społeczeństwu należy się prosty komunikat: co się wydarzyło, w jakiej skali, kogo dotyczy, jakie mogą być skutki na przyszłość - podkreślił.
W ubiegłym tygodniu minister Michał Dworczyk poinformował o włamaniu na swoją skrzynkę mailową. W piątek wicepremier do spraw bezpieczeństwa, prezes PiS Jarosław Kaczyński wydał oświadczenie, w którym napisał, że "najważniejsi polscy urzędnicy, ministrowie, posłowie różnych opcji politycznych byli przedmiotem ataku cybernetycznego". Dodał, że "analiza informacji pozwala na jednoznaczne stwierdzenie, że został przeprowadzony z terenu Federacji Rosyjskiej".
Były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego i były szef Centralnego Biura Śledczego Wojtunik przewidywał w "Faktach po Faktach", że ta sprawa będzie przez "bohaterów tej afery" umniejszana.
"Mamy otwarte złamanie w systemie bezpieczeństwa państwa"
- Mamy otwarte złamanie w systemie bezpieczeństwa państwa, wydaje mi się, że bardzo poważne załamanie. Zakażenie postępuje. Pytanie, co z tym zrobimy. Można używać pudru, można mówić, że nic się nie stało, można wprowadzać w błąd opinię publiczną, natomiast społeczeństwu, obywatelom należy się prosty komunikat: co się wydarzyło, w jakiej skali, kogo dotyczy, jakie mogą być skutki na przyszłość - podkreślił.
Wojtunik przekonywał, że "problemem nas wszystkich, dla bezpieczeństwa Polaków, bezpieczeństwa naszego kraju jest to, co się jeszcze ujawni".- Ponieważ niezależnie od tego, kto nas nagrał, kto nas podsłuchał, widział, zarejestrował, zabrał naszą pocztę, kluczowe jest: kiedy i co z tym zrobi - wyjaśniał.
Jego zdaniem "zaczyna się dopiero spektakl, który niestety nie jest reżyserowany w Polsce". - Myślę, że jest reżyserowany już poza granicami kraju, bo nawet jeżeli Rosjanie w tym nie maczali palców, to w Telegramie Rosjanie poruszają się jak ryba w wodzie i na pewno ta sytuacja jest przedmiotem analizy i możliwości wykorzystania tak, żeby osłabić nasze państwo - ocenił gość TVN24.
Odebrać certyfikaty bezpieczeństwa uczestnikom "afery mailowej"? "Takie przesłanki należałoby rozważać"
Zdaniem Wojtunika afera mailowa w rządzie PiS ma kilka poziomów, a jednym z nich jest "kwestia bezpieczeństwa osobowego, dotyczącego szczelności procedur jakości działania najwyższych osób w państwie"
- To jest kwestia tego, czy te osoby powinny mieć odstęp do informacji niejawnych, to jest kwestia tego, czy ta skrzynka lub inne skrzynki są dalej – mówiąc kolokwialnie – hakowane. To jest, mówiąc wprost, kwestia tego, czy można mieć zaufacie do systemu bezpieczeństwa państwa polskiego - wyliczał.
Pytany, czy to oznacza, że istniałyby przesłanki, żeby szefowi kancelarii premiera i być może też premierowi odebrać certyfikat bezpieczeństwa, odparł: - Moim zdaniem i zdaniem wielu ekspertów takie przesłanki należałoby rozważać.
- Ale znowu, mamy do czynienia z taką pułapką, w jaką wprowadzili nas rządzący. Ze wszystkich stron są koledzy premiera i ministra Kamińskiego, to jest taki zamknięty układ bezpieczeństwa - powiedział Wojtunik.
"Szum informacyjny bardzo źle świadczy o osobach, które zajmują się wyjaśnianiem sprawy"
Według byłego szefa CBA i wcześniej CBŚ, w sprawie afery "dalej niczego nie wiemy, ponieważ władze polskie nie komunikują się ze społeczeństwem we właściwy sposób". - Nie wiemy po pierwsze, w jaki sposób dokonano pozyskania tych danych - zauważył, dodając, że mamy w tej kwestii "sprzeczne informacje".
- Pojawiają się informacje ze strony wicepremiera Kaczyńskiego o ataku rosyjskim, są również inne informacje, mówiące o tym, że to może być grupa dzieciaków czy (…) po prostu zalogowanie się prawidłowym hasłem na podstawie danych - nie wiemy, w jaki sposób uzyskanych - powiedział Wojtunik.
Gość TVN24 ocenił, że "ten szum informacyjny bardzo źle świadczy o osobach, które zajmują się wyjaśnianiem tej sprawy, ale przede wszystkim stwarza dodatkowe wątpliwości, pytania, i na pewno nie ułatwia społeczeństwu oceny tej sprawy i całego procesu wyjaśniania tej sprawy".
- Kwestia pozyskania danych przypomina trochę pozostawienie listu w normalnej kopercie czy stosu korespondencji w normalnych kopertach w mieszkaniu, które nie zostało zamknięte - powiedział. Przyznał przy tym, że bardziej go interesuje "skala ujawnienia tych informacji i kto jest dysponentem tych informacji dzisiaj".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24