- O mafii antybiotykowej nie słyszałem - powiedział w "Tak jest" Jarosław Naze, zastępca Głównego Lekarza Weterynarii, komentując nagłośniony przez reporterkę programu "Uwaga!" proceder faszerowania zwierząt antybiotykami. - Nie podnosiłbym tego (problemu) do tak wielkiej skali. W ramach naszego monitoringu przy wykonywanych kontrolach, (...) tylko niewielka część pokazuje wynik dodatni.
- W zeszłym roku ponad 60 spraw trafiło do organów ścigania w ramach takiej działalności - powiedział Naze, nawiązując do faszerowania zwierząt lekami. Wyjaśnił jednak, że w Polsce ok. 500-600 tys. gospodarstw utrzymuje zwierzęta hodowlane, a polska żywność jest doceniana na świecie.
Przypomniał, że obowiązkiem inspekcji weterynaryjnej jest nadzór nad obrotem lekami, ale obowiązek dokumentacji spoczywa także na hodowcy. - Tutaj odpowiedzialność w dużym stopniu spoczywa na producencie, który w sposób potencjalnie nielegalny, fałszywy podaje preparaty zwierzętom.
Zapytany, czy jako lekarz weterynarii nie przestrzegałby przed jedzeniem nafaszerowanego antybiotykami mięsa powiedział, że "przestrzega przed jedzeniem mięsa, które pochodzi z nielegalnej produkcji" lub szarej strefy.
Weterynaryjna mafia?
- Wśród 12 tys. lekarzy w Polsce, bo tylu jest lekarzy, którzy mają prawo wykonywania zawodu, może znajdują się osoby, które działają nieetycznie i niewłaściwie - powiedział Naze i przekonywał, że nielegalna działalność wśród weterynarzy występuje tak jak w każdej innej branży.
Stwierdził ponadto, że nie słyszał o mafii weterynaryjnej i - według niego - jest to "daleko posunięta definicja". - W tym przypadku mamy kiepską jakość, jeśli chodzi o pracę tych lekarzy, który w sposób nielegalny albo pozaprawny chcą zyskiwać pieniądze i faktycznie handlują lekami - powiedział.
Przyznał, że środowisko weterynaryjne jest sprawą zbulwersowane.
Autor: pk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu