|

Poszły w ruch śnieżki, były gwizdy. Schmitt i Hannawald - pierwsze "ofiary" małyszomanii

Ich walka na skoczniach przez kilka zim napędzała całą dyscyplinę. W tle latały śnieżki, słychać było gwizdy. Z czasem jednak polscy kibice docenili Martina Schmitta i Svena Hannawalda, pierwszych wielkich rywali Adama Małysza. - Któregoś razu Sven zapytał mnie, skąd bierze się nienawiść polskich kibiców do niego - wspomina Małysz.Artykuł dostępny w subskrypcji

O nadchodzącej zmianie warty, która wpłynie na historię skoków narciarskich oraz polskiego sportu, najpierw dowiedzieli się Finowie. Małysz na zgrupowaniu w Kuopio latał na równi z Janne Ahonenem, liderem skandynawskiej ekipy należącym również do światowej czołówki. Od kilkunastu miesięcy Polaków prowadził Apoloniusz Tajner do spółki z Piotrem Fijasem. Do sztabu zaprosili "doktorów" - jak nazywał ich Małysz - fizjologa Jerzego Żołądzia i psychologa Jana Blecharza. Porzucili dawne metody treningowe, stawiając na dobrodziejstwo nauki. Małysz z kolegami zaczęli ćwiczyć inaczej. Nie harowali już w pocie czoła, bo to nie przekładało się na wyniki. Postawili na jakość pracy. Zamiast poprawiać wytrzymałość, skupili się na mocy, czyli dynamice mięśni i odbiciu.

Czytaj także: