Marszałek Sejmu Ewa Kopacz i wicemarszałkowie przyznali sobie 245 tysięcy zł premii za ubiegły rok. Pytani za co, zastępcy Kopacz mówią, że "nieelegancko" o tym mówić lub uciekają bez słowa. Sama marszałek tłumaczy: "Sejm, to również zakład pracy". Ale nie mówi, za co te premie. Podkreśla jedynie: - Mam prawo oceniać pracę zastępców i oceniam ją wysoko.
O premiach napisał "Super Express". Według gazety, największą nagrodę dała sobie sama Kopacz - 45 tys. zł. Otrzymała ją dzięki decyzji wicemarszałków.
Z kolei swoim zastępcom - Cezaremu Grabarczykowi z PO, Markowi Kuchcińskiemu z PiS, Eugeniuszowi Grzeszczakowi z PSL, Jerzemu Wenderlichowi z SLD oraz Wandzie Nowickiej z Ruchu Palikota - marszałek przyznała po 40 tys. zł.
Kancelaria Sejmu przekazała gazecie, że członkowie prezydium Sejmu otrzymali nagrody bez żadnego pisemnego uzasadnienia.
Kopacz: mam obowiązek oceniać swoich pracowników
Kopacz w środę podczas briefingu na pytanie, czy w obecnej trudnej sytuacji finansowej, gdy do obywateli apeluje się o oszczędzanie, przyznanie tego rodzaju premii jest etyczne, odparła: - Odpowiem na to pytanie jednocześnie przedstawiając to miejsce. Bo to miejsce (Sejm - red.) nie jest tylko i wyłącznie miejscem, w którym tworzy się prawo. Rzeczywiście tak jest - to jest przede wszystkim miejsce, w którym tworzy się prawo, ale jest to również zakład pracy. Zarządzający tym zakładem pracy, a takim kierownikiem jest Marszałek Sejmu, ma prawo, a wręcz obowiązek oceniać pracę swoich pracowników i doceniać tych, którzy pracują dobrze i karać tych, którzy pracują gorzej.
Po czym dodała: - Będzie zakaz tego rodzaju czynności przez zarządzającego (...), to rzeczywiście będziemy mogli zadawać pytanie w kategoriach, czy jest to słuszne czy niesłuszne.
Bez komentarza
Sprawa wydaje się jednak kłopotliwa dla pozostałych członków prezydium. Żaden z zastępców marszałek Kopacz nie chciał zabierać głosu w tej sprawie. Cezary Grabarczyk (PO) i Jerzy Wenderlich (SLD) pytani przez dziennikarzy o swoje premie odracali się do nich plecami nie udzielając odpowiedzi.
- Czy w dobie kryzysu to się godzi? - pytała Jerzego Wenderlicha z SLD jedna z dziennikarek. Marszałek nie odpowiedział i odszedł od reporterów. Wcześniej stwierdził jednak, że marszałek Kopacz "udzieliła odpowiedzi w oparciu o konkretny punkt regulaminu". Upomniał także dziennikarzy, że rozmowa na ten temat "jest nieelegancka".
Podobnie zaragował Cezary Grabarczyk mówiąc, że on "nie dostał ćwierć miliona". Sprawy premii w wysokości 40 tys. jednak nie skomentował.
Jak informuje reporterka TVN24 z Sejmu, pozostali członkowie prezydium także odmówili komentarza.
Etyczne nagrody?
Ewa Kopacz w czasie konferencji prasowej podkreślała, że "wypełniła tylko zgodnie z obowiązującym prawem swoją rolę, którą Sejm jej polecił". Jak powiedziała, pracę swoich wicemarszałków "oceniła wysoko".
- Proszę mi wierzyć, nie jestem jedynym marszałkiem, bo poprzedni marszałkowie i to każdego ugrupowania, mieli to prawo, skorzystali z tego prawa i oceniali swoich wicemarszałków - dodała.
Marszałek dopytywana, ostatecznie nie chciała odpowiedzieć czy tego rodzaju premie są etyczne. Pozostawiła to do decyzji i oceny dziennikarzy.
Autor: nsz/abs//tr/kdj / Źródło: Super Express, tvn24.pl