- Po tym, co się stało, mojego serca nie uleczyłby nawet świętej pamięci profesor Religa - mówi Wojciech Ruminkiewicz, ojciec Olka. Chłopiec 20 lat temu został zamordowany przez znajomego ojca. Niedługo zabójca wyjdzie na wolność. Materiał programu "UWAGA!" TVN.
- Tak się czuję. Po amputacji nóg można sobie pomagać protezami, ale nigdy się człowiek nie nauczy normalnie chodzić. Tak samo jest ze mną. Po tym, co się stało, mojego serca nie uleczyłby nawet świętej pamięci profesor Religa - mówi Wojciech Ruminkiewicz, którego syn Olek został 20 lat temu porwany dla okupu, a następnie zamordowany. Ojciec Olka założył Ogólnopolskie Stowarzyszenie Rodzin Zamordowanych Dzieci. Dziś wspiera Andrzeja Tylmana, ojca zaginionej Ewy. - Cały się trzęsę, jakbym się czegoś bał. To wszystko wraca... Nogi mam jak z waty. To okropne nerwy. Źle się tu czuję, ale chciałem odnaleźć to miejsce - mówi pan Wojciech reporterce UWAGI!, z którą idzie tam, gdzie znaleziono zwłoki Olka.
"Ostatnia droga synka"
- Tu była ostatnia droga synka... W bagażniku jechał. Po 2 w nocy dostałem od komendanta policji telefon: - Panie Wojciechu, odnalezione zostały zwłoki, niestety jest to Olek. Cały się mokry zrobiłem, jakby ktoś na mnie wiadro wody wylał. To był taki jego pierwszy grób. 65 dni tu leżał, przytwierdzony do ziemi, wymarznięty. Nawet tych zdjęć synka nie oglądałem, nie wytrzymałbym... Główką do dołu leciał, na pewno był połamany. Mam nadzieję, że to już było po śmierci... Ciężko jest z tym żyć - mówi mężczyzna.
Jego dziesięcioletni syn został porwany dla okupu. Sprawcę - pochodzącego z szanowanej prawniczej rodziny, byłego sędziego, Krzysztofa F. - zatrzymano chwilę po tym jak odebrał pieniądze. Dopiero 65 dni później sprawca przyznał, że zabił chłopca i wskazał miejsce, w którym porzucił jego zwłoki. Była to wyschnięta studnia, na terenie sadu niedaleko Konina.
Znali mordercę
Wojciech Ruminkiewicz i jego syn Olek doskonale znali przyszłego mordercę. Wojciech i Krzysztof pracowali w jednym budynku. Mieszkali nieopodal. Krzysztof F. wiedział, że Ruminkiewicz jest zamożny. - On przecież przychodził do mnie do domu! Gościłem go kawą. Razem ze mną i synem grał w ping-ponga. Mnie doradzał, gdzie lokować pieniądze - mówi Ruminkiewicz.
Późniejsze śledztwo wykazało, że przyszły morderca Olka najprawdopodobniej był uzależniony od hazardu i miał problemy finansowe.
Teraz, po latach, Wojciech Ruminkiewicz prowadzi nas do miejsce, gdzie umarł jego syn. - Nie byłem tu dwadzieścia lat... Tu była siłownia mordercy mojego synka. Tu zwabił mojego Olka, owinął trzykrotnie kablem jego szyję, udusił. Potem wywiózł go w worku samochodem do Kiszew koło Tuliszkowa i tam wrzucił do studni - mówi pan Wojciech.
Zabójca jego synka może niedługo wyjść na wolność. Ruminkiewicz nie wyobraża sobie, że mógłby wrócić do Konina i żyć w tym samym, co on mieście. - Nigdy w życiu tego nie brałem pod uwagę. Myślę, że rodzina go szybko wywiezie za granicę, a Bozia go ukaże - mówi.
Odszkodowanie, którego nie zobaczył
Sąd skazał zabójcę na 25 lat więzienia. Po tym wyroku, Wojciech Ruminkiewicz wystąpił z pozwem o odszkodowanie od Krzysztofa F. Sąd - po raz pierwszy w Polsce - uznał, że rodzinie zamordowanej ofiary należy się zadośćuczynienie. Przez lata sprawca zapłacił jednak niespełna 3 tysiące złotych. Krzysztof F. nie miał majątku, a kilka lat później zrzekł się praw pod spadku po rodzicach. Teraz sąd ma zbadać czy nie zrobił tego celowo, by uniknąć wypłaty odszkodowania.
Pan Wojciech od lat walczy o wyegzekwowanie należnego mu odszkodowania. Na dziś to suma przeszło 400 tysięcy złotych. - Ja w sprawiedliwość nie wierzę i nigdy nie wierzyłem, bo jej nie ma! Tej sprawie poświęciłem cały majątek, rodzinę i swoje zdrowie. Ja jestem wrakiem! - mówi pan Wojciech.
Mężczyzna jest na rencie chorobowej. Rezygnacji z walki nie bierze jednak nawet pod uwagę. - Tego nie wolno zrobić! Trzeba walczyć! Ten łobuz, ten łotr musi ponieść karę! - mówi stanowczo. Pieniądze z odszkodowania chciałby przeznaczyć na cele charytatywne.
Turniej dla Olka
Ruminkiewicz od wielu lat angażuje się w walkę o prawa ofiar. Założył Ogólnopolskie Stowarzyszenie Rodzin Zamordowanych Dzieci. By upamiętnić śmierć syna, co roku organizuje też turniej piłkarski dla uczniów. Impreza odbywa się w szkole, do której chodził Olek. - Marzył, żeby zostać piłkarzem - mówi Ruminkiewicz, trzymając w rękach piłkarską koszulkę synka. - Nie wiadomo, jak by się jego losy potoczyły, nie dane mu było...
Wśród gości turnieju pojawił się ojciec zaginionej przed kilkoma tygodniami w Poznaniu Ewy Tylman. - Andrzej mnie wspiera od 10 lat, a ja jego teraz – mówi Wojciech Ruminkiewicz. On i Andrzej Tylman poznali się w latach osiemdziesiątych. Ojciec Ewy doskonale pamięta zaginięcie Olka. - Śledziłem to tak samo, jak w tej chwili moją sprawę - mówi. Wojciech Ruminkiewicz żył w niepewności dwa miesiące. - U mnie to idzie tym torem, że córka żyje! Gdzieś jest, zamknięta, ale gdzieś jest! - nie traci nadziei Andrzej Tylman. - Mam nadzieję, że Bozia da i będziemy się jeszcze cieszyć - dodaje Wojciech Ruminkiewicz.
"Małpuś wie, że go kocham"
Ojciec zamordowanego Olka od lat zmaga się z depresją. Jego małżeństwo rozpadło się. Pan Wojciech często przychodzi na cmentarz. Często rozmawia ze zmarłym synem. - Małpuś wie, że go bardzo kocham, całe życie jestem z nim sercem. On mnie pilnuje, czuwa nade mną - mówi nam. Jego syn skończyłby w tym roku 30 lat. - Na pewno byłbym dziadkiem… Olek na pewno byłby postawnym facetem, bo to był duży chłopak... - mówi jego ojciec.
Morderca Olka może już starać się o przedterminowe wyjście. Do tej pory nie złożył jednak takiego wniosku.
Autor: mw/tr / Źródło: UWAGA! TVN
Źródło zdjęcia głównego: UWAGA! TVN