17 lat czekała na prawdę o swoim dziecku

Kobieta po 17 latach dowiedziała się prawdy o swoim porodzie
Kobieta po 17 latach dowiedziała się prawdy o swoim porodzie
Źródło: Superwizjer TVN

Aneta Drozdek przez 17 lat próbowała ustalić, co się stało na sali porodowej szpitala w Bogatyni. Trafiła na nią z przekonaniem, że urodzi bliźniaki. Przeprowadzono cesarskie cięcie, a po wybudzeniu z narkozy kobieta dowiedziała się, że urodziła tylko dziewczynkę, która zmarła zaraz po porodzie. Zwłok dziecka Aneta Drozek jednak nie zobaczyła. Dodatkowo, dokumenty zebrane w sprawie wykluczają się wzajemnie. Raz wynika z nich, że dziecko zmarło, innym razem, że żyło jeszcze kilka lat po porodzie.

Sprawą zajęli się reporterzy Superwizjera TVN.

Lekarze, którzy uczestniczyli w porodzie o całej sprawie nie chcą rozmawiać. Zdesperowana kobieta zgłosiła sprawę do prokuratury. Przeprowadzono też ekshumację zwłok dziecka.

Droga przez mękę

Aneta Drozdek trafiła do szpitala w Bogatyni 12 lutego 1994 roku. Według relacji lekarzy po porodzie dziecko zmarło w wyniku wodogłowia i innych wad wrodzonych. Matce zwłok noworodka jednak nigdy nie pokazano tłumacząc, że noworodek urodził się zdeformowany, z wodogłowiem. Ciało dziecka przed pogrzebem widziała teściowa kobiety, która stwierdził, że noworodek wyglądał normalnie.

Co ciekawe, jeszcze w czasie ciąży lekarz badający kobietę stwierdził, że urodzą się bliźniaki i że z dziećmi wszystko jest w porządku.

Od tego momentu Drozdek próbowała dowiedzieć się, co wydarzyło się na sali porodowej. W 1997 r. po tym, jak zapoznała się z dokumentami ze szpitala zgłosiła sprawę do prokuratury. Dokumenty były pełne sprzeczności. Według jednych dziecko zmarło, z innych wynika, że żyło jeszcze kilka lat po porodzie. Ale prokurator zamknął dochodzenie.

- Prokurator oceniał całość materiału dowodowego, a nie fragment - mówi Dariusz Kończyk, prokurator rejonowy w Zgorzelcu, odnosząc się do cytowanych przez dziennikarza "Superwizjera" dokumentów. - My ustaliliśmy, że dziecko nie żyje - dodaje i podkreśla, że decyzja prokuratury jest uprawniona i prawomocna.

Remigiusz Szewczak, adwokat kobiety z prokuratorem się nie zgadza. - Uważam, że wątpliwości były istotne w tej sprawie i trzeba je było rozstrzygąć dużo, dużo wcześniej - mówi. Podkreśla, że trzeba było dokładnie przesłuchać wszystkie osoby asystujące przy porodzie, urzędników urzędu stanu cywilnego, członków rodziny. Skonfrontować ich, wyjaśnić nieścisłości.

Jest PESEL

Kobieta postanowiła, że sprawdzi w państwowych dokumentach czy córka rzeczywiście zmarła. - Napisałam do Centralnego Biura Adresowego w Warszawie, skąd otrzymałam odpowiedź, że moja córka figuruje w ewidencji PESEL i że nie posiadają numeru aktu zgonu - wspomina Drozdek.

Okazało się, że problem jest też z aktem urodzenia. W Urzędzie Stanu Cywilnego zapisano, że 12 lutego 1994 roku nie zanotowano żadnego urodzenia.

Jeden z lekarzy, który odbierał poród bez zastanowienia przyznaje, że dziecko urodziło się żywe, ale po odcięciu pępowiny "nie miało zdolności do życia". Do tego doszedł szereg wad wrodzonych. W dokumentach wypełnionych przez położną po porodzie zapisano, że dziecko urodziło się żywe.

Ekshumacja

Chcąc dowiedzieć się, co naprawdę stało się z jej dzieckiem, kobieta na własną rękę zleciła ekshumację zwłok. Badanie jednak nie powiodło się. Genetycy tłumaczyli, że nie mogą wykonać badań, bo kości noworodka są zbyt zniszczone. Ostatni zachowany fragment materiału genetycznego dziecka reporter TVN zawiózł do jednego ze specjalistycznych zakładów. Tam udało się ustalić profil DNA dziecka.

Po porównaniu z DNA matki okazało się, że 12 lutego 1994 roku Aneta Drozdek rzeczywiście urodziła w szpitalu w Bogatyni dziecko, które zmarło. Badania jednoznacznie potwierdziły, że na cmentarzu spoczywają zwłoki właśnie jej dziecka. Z niewyjaśnionych przyczyn zostało ono w szpitalu zapisane jako żywe. Na podstawie tego dokumentu powstały kolejne - akt urodzenia i nr PESEL. To stąd bałagan w księdze urodzeń.

To wszystko stało się powodem wieloletniego nieszczęścia matki.

Specjalistyczne badanie potwierdziło, że dziecko zmarło w szpitalu (Superwizjer cz.2)

Specjalistyczne badanie potwierdziło, że dziecko zmarło w szpitalu (Superwizjer cz.2)

Źródło: Superwizjer TVN

Czytaj także: