Areszt to nie bajka - nierzadko na widok więziennego jedzenia osadzony traci apetyt. "Doświadczył" tego pewien aresztant z Piotrkowa, który za podanie mu chleba - jak powiedział - "podchodzącego pleśnią" domaga się 100 tys. złotych odszkodowania.
33-latek poskarżył się do sądu na jedzenie serwowane mu w areszcie śledczym, bo uznał, że zagrażało ono jego życiu i zdrowiu. Co tak strasznego mężczyzna zobaczył na swoim talerzu podczas śniadania? Niedopieczony i - jego zdaniem - niejadalny chleb. I może nic by się nie stało, gdyby nie "recydywa" pilnujących go strażników. Sytuacja z chlebem pleśniowym powtórzyła się bowiem w porze kolacji.
Chleb groźny dla życia...
To było już za dużo dla 33-latka, skazanego nieprawomocnie na dwa lata i 10 miesięcy więzienia za pobicie i kradzież. Mężczyzna tak się zdenerwował, że aż... połknął metalowy krzyżak zrobiony z drutu. W szpitalu odmówił jednak poddania się operacji, ale o paskudnym jedzeniu z aresztu nie zapomniał. Sprawę skierował do piotrkowskiego sądu. Żąda 100 tys. złotych zadośćuczynienia za narażenie życia i zdrowia. I wcale nie jest takie pewne, czy ewentualne odszkodowanie postanowi przekazać - wzorem wielu walczących w sądach "dla zasady" - na cele charytatywne...
... a wieprzowiny nie jada
Trzeba jednak przyznać, że aresztant miał pewne powody żeby się zdenerwować - nie jadł cały dzień. Po feralnym śniadaniu - a przed feralną kolacją - podano mu co prawda wieprzowinę, ale to też nie była ulubiona pozycja z menu 33-latka. Jak powiedział: "takiego mięsa z założenia nie jada". Jedynym posiłkiem tego dnia (6 stycznia) była więc dla niego tylko skromna porcyjka surówki. Nerwy mógł mieć zatem spore, wszak wiadomo - głodny Polak, to zły Polak.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24