Powódź miała jeden skutek pozytywny: polskie środki masowego przekazu zajęły się problemem rzeczywistym, a nie rozważaniem, co powiedział jeden polityk o innym polityku. Idzie mi o to, że z braku pożywienia naprawdę treściwego, gazety, radio i telewizja, czyli środki masowego przekazu, oraz internet na co dzień zajmują się głupstwami, czyli niemal wyłącznie tym, co znani ludzie o sobie myślą.
Dzięki powodzi z nielicznych gazet poważnych, które przetrwały na rynku, z telewizorów i odbiorników radiowych przedarł się do ludzkiej świadomości obraz południowej Polski żyjącej w strachu przed zalaniem. Ale stało się tak dlatego, że powódź się klika.
Z drugiej jednak strony jest w tym jakaś logika: po co zajmować się tym, co mało kogo obchodzi? Po co mówić, pokazywać czy pisać o czymś, co się nie klika? W imię czego? Skoro media, wszelkie media, żyją z ogłoszeń, czyli z klikalności.
A powódź się klikała wspaniale i to klikała się w dobrej sprawie. Doniesienia z powodzi były więc podwójnie użyteczne: świadczyły o poważnym zatroskaniu losem dotkniętych nieszczęściem i były dochodowe. Z powodzią przegrała nawet wojna Izraela z Hezbollahem, od kilku tygodni królująca niepodzielnie w poważnych mediach. A jak wiadomo, nic się bardziej się nie klika, nic silniej nie przyciąga uwagi niż dobra wojna. Każdy piarowiec wie o tym dobrze.
I wiedzieli o tym dobrze twórcy demaskatorskiego filmu o wymyślonej wojnie, w jakimś odległym kraiku na Bałkanach, wywołanej tylko po to, aby ratować prezydenturę utalentowanego, ale lekkomyślnego polityka. Bardzo mi się ten film podobał. I proszę nie oskarżać mnie o skłonność do cynicznych dowcipów, bo to jest prawda o sile wszelkiego marketingu, także politycznego, czyli przemysłu zajmującego się mąceniem ludziom w głowach.
A oto pierwszy z brzegu przykład pracy politycznych marketingowców. Kiedy już było wiadomo, że powódź to nie zabawa, premier Tusk i jego świta wystąpili ubrani na czarno, Zrezygnowali z białych koszul z podwiniętymi rękawami. Te koszule zarezerwowane są na mniej ponure okazje. I to jest właśnie marketing polityczny, czyli wiedza o tym, jak się ubrać stosownie do okazji.
Ale powódź przesłoniła nie tylko zwykłe głupstwa, którymi na co dzień żywią się portale informacyjne. Przesłoniła też poważny polityczny spór spowodowany przez odwołanie Roberta Kostry z funkcji dyrektora Muzeum Historii Polski.
List Kazimierza Wóycickiego i Bogusława Chraboty, opublikowany przez "Rzeczpospolitą" oraz popierające zawarte w liście stanowisko podpisy wielu poważnych ludzi, a także "ewolucyjny konserwatyzm" prof. Matczaka, który ten mądry człowiek deklaruje w wywiadzie dla "Plusa Minusa", to jest apel, by nie popełniać głupstw, które ułatwią PiS-owi powrót do władzy.
Podzielam diagnozę Matczaka, że Polska to kraj konserwatywny. Nie wszyscy jednak konserwatyści lubili bezprawie praktykowane przez PiS i o nich trzeba walczyć. A wywalenie Kostry to błąd, ponieważ nasuwa przypuszczenie, że w wojnie politycznej, toczącej się dziś w Polsce, chodził głównie o posady, o zrobienie miejsca dla swojego człowieka, nie zaś o jakiekolwiek względy merytoryczne.
Matczak przed tym przestrzega. Nazywa konserwatywny elektorat "tykającą bombą" i przewiduje, że jeśli - aby przypodobać się młodym progresistom - będziemy ostentacyjnie lekceważyć potrzeby konserwatywnych staruszków, to PiS wróci do władzy. Uważam, że powinniśmy bezmyślny tryumfalizm, dający o sobie znać w naszych szeregach, pohamować. Warto dlatego posłuchać uważnie, co mówi Matczak.
Tylko w ten sposób da się ludzi przekonać do demokracji, która jest ustrojem trudniejszym do praktykowania od rozmaitych populizmów. Demokracja wymaga czegoś więcej niż schlebiania narodowi. Wymaga pogodzenia się z trudną do zaakceptowania prawdą, że ludzie nie są jednakowi. W pokoleniu mojej Mamy funkcjonowało powiedzenie: "jeden lubi pierogi, a drugi jak mu się nogi pocą". Dziś z namaszczeniem mówi się o szacunku dla różnorodności. I o to właśnie chodzi.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24