Polityczne pytanie dnia brzmi: czy opozycja powinna popierać rząd w staraniach o pieniądze z Unii Europejskiej? Janka Jankowska i Michał Szułdrzyński uważają, że tak. A ja uważam, że nie. Nie dlatego, że według mnie im gorzej, tym lepiej. Dlatego, że doświadczenie podpowiada mi, że PiS te pieniądze zmarnuje. Tu wyjaśnienie: oboje autorów lubię i cenię. Tym razem jednak sądzę, że pobłądzili. Pobłądzili w sposób charakterystyczny dla ludzi dysponujących nadmiarem dobrej woli.
Janka napisała na czymś, czego na co dzień nie używam - a co należy do rodziny mediów społecznościowych - że nie może zrozumieć opozycji, bo opozycja nie popiera premiera w jego staraniach, "by za wszelką cenę doprowadzić do przekazania Polsce środków z KPO. Opozycja zamiast wzmocnić premiera, bo KPO leży w interesie całej Polski, wyżywa się na jego lapsusach językowych. (…) A przecież gra idzie o interes narodowy, o pieniądze dla nas wszystkich". Chciałbym, żeby było tak, jak napisała Janka, żeby premier działał w interesie nas wszystkich. Moim zdaniem premier działa jednak przede wszystkim w interesie własnym i partii, której zawdzięcza stanowisko.
Uważam, że premier bardzo polubił swoją posadę i pieniądze wyda, żeby ją zachować. W tym celu będzie opowiadał różne bajki, których chętnie słucha prezes. Będą to bajki detaliczne - na przykład samochód elektryczny - albo bajki strategiczne - na przykład "Strategia odpowiedzialnego rozwoju", która miała nas uwolnić od tragicznego jarzma błędów transformacji.
Wyobrażam sobie więc, jak premier - bądź co bądź światowiec, znający języki - przekonuje prezesa, że dokładnie wie, jak wykołować tych frajerów z Unii, żeby dawali forsę i to szybko, bez grymaszenia i nudzenia o jakichś rządach prawa. Na to Zbyszek - wprawdzie mniej obyty w świecie, ale dobrze znający słabe punkty prezesa, którego już raz w życiu zdradził - spokojnie tłumaczy, żeby temu banksterowi nie wierzyć, bo ta Unia nie taka głupia, z nimi trzeba twardo, bo po dobroci to już dali i więcej nie dadzą. A prezes, chociaż stary i raczej prowincjonalny, też nie w ciemię bity, myśli sobie: dobrze, niech się żrą, a ja będę w tym sporze za bezstronnego arbitra. Przyznam rację temu, który lepiej rokuje Partii. Miejsca - i to już mój komentarz - na interes narodowy w tej rozgrywce nie widać.
Michał Szułdrzyński moim zdaniem błądzi też. Błądzi jednak nieco inaczej niż Janka. Szułdrzyński przestrzega mianowicie Komisję Europejską, że karząc PiS, zawieszając wypłaty z Funduszu Odbudowy, może wywołać fale nastrojów antyeuropejskich. To prawda: PiS sam z upodobaniem wywołuje nastroje antyeuropejskie. Ta partia zakłada bowiem, że Unia, aby uniknąć kłopotów - dla świętego spokoju - wypłaci pieniądze, udając, że polska polityka zaspokaja jej oczekiwania. W ten sposób żywot władzy PiS-owskiej zostanie przedłużony, zyska ona czas na przeprowadzenie zmian, które zagwarantują jej spokojną przyszłość. Czy z tego jednak wynika, że nie należy od Komisji Europejskiej oczekiwać, że postawi rządzącej w naszym kraju partii jakieś twarde warunki, utrudniające bezterminowe oszukiwanie elektoratu? Moim zdaniem odwrotnie - nie wynika.
Nie należy mieć złudzeń - także w Komisji Europejskiej są zapewne siły ceniące sobie ponad wszystko spokój. Na tych realistów liczy Mateusz Morawiecki, wmawiając prezesowi, że wszystko da się załatwić. Jestem jednak przekonany, że nie trzeba ulegać szantażowi, że to dla naszego wspólnego dobra, bo z tych pieniędzy wszyscy skorzystamy. Nie skorzystamy, skorzysta rządząca partia i jej ludzie. Naród może liczyć tylko na resztki, na ochłapy, które spadną z rządowego stołu.
Kilka tygodni temu pisałem, za co cenię demokrację. Cenię ją mianowicie za to, że co jakiś czas ułatwia wymianę ekipy sprawującej rządy. Wiem, że to nie jest operacja bezbolesna. Jest bolesna, szczególnie dla tych, którzy się z władzą rozstają, a są przekonani, że nikt inny lepiej rządzić nie potrafi, nikt inny nie potrafi zrozumieć, czego kraj naprawdę potrzebuje. I to jest właśnie przypadek PiS- u i prezesa Kaczyńskiego.
Moje pobieżne społeczne badania wakacyjne wskazują na dodatek, że PiS lepiej odczytuje nastroje społeczne niż konkurencja. Co więcej, naród łatwo daje się oszukiwać. I nie jest to tylko choroba Polaków. Jak pokazały ostatnie lata, społeczeństwa na całym świecie chętnie daj wiarę politycznym znachorom. Demokracja nie jest łatwa do praktykowania, wyborcy co jakiś czas mylą się, ale to nie znaczy, że należy z niej z tego powodu rezygnować.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24