Amerykańskie podręczniki dziennikarstwa uczą, że nie należy zaczynać tekstu od cytatu. Odwrotnie jest w Polsce: tu teksty zaczynają się od cytatu. Cytat może być bez związku z tym, co dalej w tekście. Ważne, żeby był dobry. Dobry, czyli chwytliwy.
Amerykańskie pierwsze zdanie ma informować, o czym jest tekst. Jak nie masz czasu, wystarczy, że przeczytasz to pierwsze zdanie. Najlepiej jednak, kiedy pierwsze zdanie jest i chwytliwe, i informuje jednocześnie. Zapowiada, o czym będziemy dalej czytać.
Pierwsze zdanie książki, o której chcę pisać, brzmi: "Na studiach medycznych uczono mnie wielu rzeczy, lecz nie o tym, jak umiera człowiek".
Książka po polsku i po angielsku nosi ten sam mniej więcej tytuł: "Śmiertelni" ("Being Mortal") i ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne. Dla mnie to jest miła niespodzianka, bo dotąd sądziłem, że Czarne wydaje tylko to, co modne, a śmierć już przecież dawno wyszła z mody. Modne są rzeczy przyjemne, a co jest przyjemnego w umieraniu? Trudno rozmawiać o umieraniu, nawet cudzym, a cóż dopiero o własnym. Zwierzęta, według współczesnych wierzeń mądrzejsze od ludzi, kiedy czują, że zbliża się koniec, szukają samotności.
Współczesna kultura unika tematu śmierci, tematu powolnego rozstawania się z życiem. Co innego śmierć nagła, ta dalej jest atrakcyjna.
Dziś powszechnie rządzi kultura młodości.
Nawet starzy w dzisiejszej kulturze są młodzi, wystarczy popatrzeć na reklamy telewizyjne. Jeśli pojawi się w nich starszy człowiek, to tylko po to, żeby po połknięciu jakiejś pigułki znowu stać się młodym, kopać piłkę z wnukami, jeździć na rowerze albo piłą elektryczną sprawnie ścinać stuletnie drzewa. Medycyna obiecuje, że po zażyciu właściwego lekarstwa, po wysmarowaniu się odpowiednią maścią, ustąpią wszelkie bóle. Ból kolana, ból istnienia, ból krzyża i ból przemijania.
Na półce mam wydany kilkanaście lat temu amerykański bestseller "Younger Next Year". Nawet go nie przeczytałem i to nie dlatego, że obiecywał rzeczy niemożliwe: za rok miałem być o rok młodszy. Nie przeczytałem go, ponieważ uważałem za rzecz oczywistą, że jeśli nie zmienię moich upodobań do ćwiczeń fizycznych, to za rok przybędzie mi sprawności, będę lepiej grał w tenisa, lepiej jeździł na nartach. I do pewnego momentu tak było rzeczywiście, ale wszystko zmieniło się nagle, bo biologia upomniała się o mnie. I o tym właśnie są "Śmiertelni".
Autor Atul Gawande, amerykański lekarz, dziecko hinduskich imigrantów, przypomina, że upływu czasu i zużywania się mechanizmu, jakim jest ludzki organizm, oszukać się nie da. Że trzeba być gotowym na nadejście momentu, do którego nic ani nikt nas nie przygotowuje: momentu śmierci. Odwrotnie - obowiązująca iluzja sugeruje, że odpowiednio się prowadząc, można taki moment odsuwać niemal w nieskończoność. Jest nawet cały przemysł, który żyje z podtrzymywania w ludziach tej iluzji.
"Historia starzenia się - pisze Atul Gawande, autor "Śmiertelnych" - to opowieść o poszczególnych częściach naszego ciała. Na początek zajmijmy się zębami. To właśnie w nich znajduje się białe szkliwo, najtwardsza substancja ludzkiego organizmu. Pomimo to, ściera się ono wraz z wiekiem, odsłaniając delikatniejsze, ciemniejsze warstwy znajdujące się pod spodem. Jednocześnie w dziąsłach pojawia się stan zapalny, odsłaniając korzenie zębów, które z kolei zaczynają się ruszać (...). Eksperci mówią, że potrafią ocenić wiek osoby z dokładnością do pięciu lat po przebadaniu pojedynczego zęba - oczywiście jeśli tej osobie pozostały jeszcze jakieś zęby”.
Atul Gawande wspomina o niebywałym rozwoju medycyny plastycznej i o upadku geriatrii jako specjalności medycznej. "Większość lekarzy wzdraga się na samą myśl o geriatrii, a to dlatego, że nie potrafią poradzić sobie ze starym ramolem" - Gawande cytuje wolnego od złudzeń, emerytowanego geriatrę. "Stary ramol jest głuchy (...), musisz mówić powoli, bo inaczej poprosi, żebyś powtórzył to, co powiedziałeś albo o co spytałeś. I stary ramol nie ma jednej głównej dolegliwości. Stary ramol ma piętnaście głównych dolegliwości".
Trudno tu o optymizm, którym tchną reklamy pieluchomajtek dla aktywnych seniorów. Ale mimo wszystko Gawande dostrzega, nieliczne wprawdzie, dobre strony starości: "Gdy nasz czas dobiega końca, wszyscy szukamy pocieszenia w prostych przyjemnościach - towarzystwie, codziennych nawykach, smaku dobrego jedzenia, cieple promieni słonecznych na twarzy. Coraz mniej interesują nas nagrody w postaci osiąganych sukcesów (...)".
Najważniejsze jest jednak to, co - według Gawandego - sami mówią ci, co widzą już kres: "Starsi ludzie mówią, że to nie śmierci boją się najbardziej, lecz tego, co dzieje się przed nią - utraty słuchu, pamięci, najlepszych przyjaciół i własnego stylu życia. Starość to niekończący się ciąg strat".
To są spostrzeżenia pesymistyczne albo, jeśli kto woli, realistyczne. Ale może jednak lepiej opędzać się od złych myśli i żyć do końca wśród wesołkowatych złudzeń, że "życie zaczyna się po czterdziestce". Kto wie?
Moja synowa schowała "Śmiertelnych" przed moim synem. Syn ma czterdzieści lat z hakiem i według swojej troskliwej żony, powinien poczekać z tą lekturą następne czterdzieści lat, a ponieważ uprawia sporty, przestrzega diety i ćwiczy jogę, może nawet dłużej.
Niech czeka. Czas beztroski, na szczęście, się wydłuża.
Maciej Wierzyński
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24