Nie tak dawno przyjaciel mój, opozycjonista w czasach PRL, więzień Barczewa za późnego Gomułki, wypuszczony za wczesnego Gierka, dyplomata w czasach nowej Polski, skarcił mnie za mój symetryzm. Szczególnie nie podobał mu się krytyczny stosunek do dziennikarstwa, które zbyt łatwo zamienia się w propagandę słusznej sprawy. "To jest wojna" - skarcił mnie mój przyjaciel, kiedy podnosiłem zalety bezstronności. "Na wojnie nie ma miejsca na bezstronność. Są napastnicy i są ofiary" - zamknął mi usta.
"Pierwszą ofiarą wojny jest prawda" - mówi nadużywana w czasach pokojowych obiegowa mądrość. Jeśli to prawda, to powiedzenie, że mamy do czynienia z sytuacją wojenną, otwiera drogę do pogodzenia się z propagandowym kłamstwem. To ja już wolę pozostać przy moim symetryzmie, zwłaszcza że pomoc dla niego nadeszła z nieoczekiwanej strony.
Przeczytałem mianowicie w magazynie "Wolna Sobota" rozmowę z paniami Katarzyną Fereniec-Błońską i Marią Wierzbicką-Tarkowską, pod tytułem "Nie chce mi się z Tobą gadać". Obie panie są współautorkami badania przeprowadzonego przez pracownię "Ciekawość", noszącego tytuł "Twarze Polskiego Radykalizmu". Badanie to opisuje naukowo pięć obozów, w których da się pogrupować współczesnych Polaków. Zdaniem Katarzyny Fereniec-Błońskiej najbardziej radykalni są Wojujący Autokraci i Wojujący Demokraci. Ci pierwsi stanowią 13 proc. badanych, zaś Wojujący Demokraci 10 proc. badanych. Najliczniejszą grupę tworzą Dyplomatyczni Demokraci (33 proc.), Dyplomatycznych Autokratów jest mniej (17 proc). Największy odłam badanych deklarował niezdecydowanie (27 proc.). Jeśli więc zsumować szeregi niezdecydowanych, Demokratycznych Dyplomatów i Dyplomatycznych Autokratów, to wyjdzie na to, że wśród ogółu społeczeństwa zwolennicy symetryzacji przeważają. Ludzie nie chcą konfliktu, pragną spokoju. Wnioskuję z tego, że przyjaciel mój, twierdząc, że "to jest wojna", nie ma racji.
Byłby to jednak wniosek zbyt optymistyczny. Historia bowiem uczy, że w chwilach napięcia politycznego zazwyczaj biorą górę gwałtownicy, emocje triumfują nad rozumem i najgłupsze pomysły wyglądają na dobre wyjście z kłopotów.
W stulecie wybuchu I wojny światowej ukazała się książka australijskiego historyka Christophera Clarka "Lunatycy". Ma ona podtytuł wiele wyjaśniający - "Jak Europa poszła na wojnę w roku 1914". Całe dzieło Clarka jest o tym, że nikt tej wojny nie pragnął. Podobnie dziś w Polsce wojny nikt, czy prawie nikt, nie pragnie. Tak zwani ludzie odpowiedzialni zaklinają się, że o niczym bardziej nie marzą, niczego nie pragną bardziej niż dialogu i rozmowy. Przebiegli i bardziej cyniczni pocieszają się, że to tylko wymogi kampanii wyborczej, a rozmaite brednie o Unii Europejskiej, która wysysa z naszych żył ostatnią kroplę krwi, to przecież retoryka, to na niby. Niestety, uważam, że te publicznie wypowiadane głupstwa nie pozostają bez następstw. Uważam, że pozostawiają ślady w mózgach.
Rozumiem nawet, że ponieważ już wszystko było, to nie należy się przejmować. Była "wojna na górze", Lech Wałęsa był dobry, potem zły, a teraz znów jest dobry. Jan Rokita był "premierem z Krakowa", a teraz pisze w "Sieci". To wszystko rozumiem. Nie chciałbym jednak, aby moje wnuki - tu pochwalę się: mam ich czworo, w rożnym wieku i w różnych krajach - czytając za ileś lat o awanturach politycznych rozgrywających się w dzisiejszej, zaludnionej przez lunatyków, Polsce, natrafiły na dzieło opatrzone podtytułem: "Jak Polska poszła na wojnę jesienią, roku 2023".
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24