Wydział Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego chce zachęcić do studiowania młodych Australijczyków. Akademia Górniczo-Hutnicza myśli o studentach z krajów arabskich, a Politechnika Krakowska marzy o podwojeniu liczby obcokrajowców na studiach. Każdy cudzoziemiec na uczelni to nie tylko prestiż, ale też sporo pieniądze z budżetu państwa – pisze „Dziennik Polski”.
Dziekan Wydziału Prawa i Administracji UJ wrócił niedawno z Australii. Szukał tam kandydatów, którzy chcieliby podjąć studia w Krakowie. W tym samym celu pojechał w ubiegłym roku do USA. „Reklama jest dźwignią handlu” – mówi prof. Józef Wójcikiewicz, prodziekan Wydziału Prawa i Administracji UJ. „Na spotkaniach z młodzieżą dziekan mówi o zaletach studiowania w Krakowie, opowiada o uniwersytecie i mieście z nadzieją, że ktoś się skusi i zechce do nas przyjechać” – dodaje.
Podobne spotkania od pewnego czasu odbywają się również w naszych szkołach średnich, z tą jednak różnicą, że zamiast przedstawicieli władz zagranicznych uniwersytetów, przyjeżdżają do nas profesjonalni „łowcy głów” (headhunterzy). Są to zwykle Polacy, którzy studiowali lub nadal studiują na uniwersytetach w Wielkiej Brytanii, Niemczech, czy Holandii.
„Są świetnie przygotowani do tych spotkań i robią naszej młodzieży prawdziwe pranie mózgu” – mówi Aleksander Palczewski, dyrektor I LO w Krakowie, który uczestniczył w takich spotkaniach. „Podczas półgodzinnego wykładu wyliczają najlepsze cechy uniwersytetu, który reprezentują. Potrafią odpowiedzieć na każde, nawet najbardziej podchwytliwe pytanie. Nic dziwnego, że nasza młodzież łapie się na ich lep” – zaznacza.
W czasie, gdy headhunterzy przeszukują polskie licea, nasze uczelnie swoją zagraniczną promocję ograniczają do druku ulotek i informatorów w języku angielskim oraz udziału, zwykle raz w roku, w międzynarodowych targach edukacyjnych. Jedynie Collegium Medicum UJ, które prowadzi Szkołę Medyczną dla Obcokrajowców zatrudnia osobę, którą można nazwać „łowcą głów”.
„W Norwegii mamy osobę, która udziela informacji na temat naszej szkoły, ale tym, którzy sami się po nie zgłoszą. Nie chodzi po szkołach i nie zachęca młodzieży do przyjazdu do Krakowa” – mówi Dawid Gacek z Collegium Medicum UJ. „Na zwykłe studia też nie rekrutujemy za granicą, bo nie ma takiej potrzeby. Co roku o jedno miejsce na medycynie walczy średnio 5 kandydatów” – dodaje.
„Problem w tym, że wkrótce dotrze do nas niż demograficzny – przypomina prof. Wójcikiewicz. „Dlatego musimy otworzyć się również na kandydatów z zagranicy. Na razie jednak nie mamy im zbyt wiele do zaoferowania, bo aby móc ich przyjąć, trzeba uruchomić więcej kierunków studiów w języku angielskim” – zaznacza.
Źródło: "Dziennik Polski"