Tym razem tytuł jest mylący. Nie będzie ani słowa o dobrodziejstwach instytucji małżeństwa. Będzie o wakacjach. Kiedy wszyscy ludzie dobrej roboty jadą na urlop, obiboki (znaczy: dziennikarze) w pracy dwoją się i troją. Raczej troją, bo jak tu z jednego newsa zrobić trzy?
Ogłoszenie początku sezonu ogórkowego nie jest żadnym odkryciem. Ogłosili go koledzy z prasy drukowanej obwieszczając pojawienie się kolejnego wieloryba w Bałtyku. Szanownym Czytelnikom, Widzom i Słuchaczom wydaje się, że w wakacje praca w redakcji to wygląda tak: dziesiąta rano - kawa, jedenasta - kawa, o dwunastej kawa się kończy i goniec idzie do sklepu. Po drodze widzi gołębia utykającego na lewą nóżkę i następnego dnia w gazecie jest artykuł o groźnej mutacji ornitoortopedycznej wirusa ptasiej grypy. Nic z tych rzeczy. Tak to może pracuje jedna gazeta w dziale "TzDWyjęte". Cała reszta - mimo upału lub deszczu - ciężko haruje. Dzień przynosi urywki informacji, serwisy agencyjne powoli wypluwają jakieś niesamowite historie o plażach zamkniętych dla mężczyzn, piraniach w rzece Świder i takie tam podobne. A gazeta w lipcu ma tyle samo stron, co w kwietniu. Studenckie metody powiększania czcionki i odstępów w tym fachu odpadają. I o czym tu pisać? A w telewizji? Program ma jak miał 26 minut. I co - mamy pokazywać piękny zachód słońca? Przecież to akurat Państwo mogą sobie oglądać nad Bałtykiem na żywo i bez kamery. Nie ma lekko. Dziesiąta rano - kawa i mozolne układanie dziennika. Jedenasta - kawa i poszukiwanie rozmówców do z trudem wymyślonego tematu. Dwunasta - o kawie nikt już nie myśli, tu się pracuje. Znacznie ciężej niż w ciągu roku. Bo wakacje niestety zmuszają dziennikarzy do wysilania się. I dobrze. Kto by się spodziewał, że tacy jesteśmy kreatywni? Do jutra. Idę poszukać jakiegoś newsa. Może słoń zagrał na fujarce?