To było przykre, bardzo przykre widowisko. Przedstawiciel dyplomatyczny Unii Europejskiej Joseph Borrell upokorzony przez starego wygę dyplomacji rosyjskiej Siergieja Ławrowa.
Borell próbował w imieniu UE rozmawiać o represjach władz rosyjskich wobec Aleksieja Nawalnego i tysięcy obywateli Rosji, którzy pokojowo demonstrowali przeciwko korupcji i autorytarnej władzy Putina. Były szef dyplomacji hiszpańskiej postawił wszystko na jedną kartę, zaraz po uwięzieniu Nawalnego pojechał do Moskwy, prawdopodobnie wierząc, że Kreml będzie obawiał się nowych sankcji ekonomicznych w związku z falą prześladowań opozycji rosyjskiej. Dyplomacja i perswazja miały być najważniejszym orężem w ręku Borrella, ale w starciu z bezgranicznym cynizmem i butą Ławrowa, reprezentant UE okazał się bezbronny i bezradny. Brukselski wysłannik nie wskórał nic, na dodatek na oczach Rosji i Europy ujawnił największe słabości Unii Europejskiej, i nie potrafił zaprezentować w Moskwie siły zjednoczonej Europy. A taką mógł zaprezentować, gdyby wizyta przyszła później, była lepiej przygotowana i przemyślana oraz lepiej skoordynowana z państwami Unii.
Ale najpierw kilka zdań o zachowaniu Ławrowa. Jego cynizm, jego szelmowskie uśmiechy i zawczasu przemyślane działania uderzające w UE, czyli wydalenie z Rosji trzech dyplomatów europejskich, wydają się być manifestacją siły i pogardy dla miękkiej, aksamitnej dyplomacji i polityki zewnętrznej Unii. Nic bardziej mylnego. Buta, cynizm, propaganda, wyrzucanie dyplomatów jedynie na takie wyglądają. Nie dajmy się zwieść pozorom. Rosja w porównaniu z UE jest słabą, schorowaną gospodarką, opartą jedynie na eksporcie ropy, gazu, broni oraz czegoś, co być może jest dla Rosji największym atutem: eksportu niestabilności, dezinformacji i propagandy. Ale żaden z tych "eksportów" nie czyni Rosji silniejszej ani nowocześniejszej. Eksport ropy i gazu powoduje, że rosyjska gospodarka jest mało innowacyjna, ociężała i archaiczna, zależna od odbiorców, takich jak Europa czy Chiny. Eksport niestabilności, dezinformacji, propagandy ma wyrównywać pozycję Moskwy w globalnym układzie sił. Ale żadną miarą nie czyni to rosyjskiego społeczeństwa szczęśliwszym i bogatszym. Ta prawda zaczyna docierać do Rosjan i będzie zakorzeniać się w świadomości obywateli rosyjskich. Im bardziej Ławrow czy rzecznik Kremla Pieskow wydają się być cyniczni i bezczelni w swoich oświadczeniach, tym słabsza jest realna siła Rosji.
Gołym okiem widać też słabości dyplomacji w stylu Borrella. Hiszpański dyplomata zupełnie nie docenił sprawności i sprytu ekipy Ławrowa, która zastawiła na Borrella pułapkę. Eurodyplomata łatwo i szybko w nią wpadł. Na konferencji z ministrem spraw zagranicznych Rosji sprawiał wrażenie, jakby był profesorem dyplomacji na uniwersytecie gdzieś w Andaluzji, który wygłasza słabym głosem wykład o polityce zagranicznej w murach rosyjskiego MSZ. Borrell stał się teraz uosobieniem euromiękiszona, a Unia Europejska reprezentowana przez niego poniosła cios wizerunkowy i trudniej jej będzie jako całość zabiegać o pozycję w świecie. To, co mogło być siłą miękkiej dyplomacji unijnej, czyli dialog, obrona praw człowieka, dbałość o prześladowanych przez autorytarne reżimy, stawianie na rządy prawa, uczciwe procesy dla opozycjonistów w krajach takich, jak Rosja, czy Białoruś, okazało się turbosłabością miękkiej UE.
Zadziwiające jest to, że Borrell nie zaczekał choćby kilka dni na tę wizytę, nie przygotował pakietu odpowiedzi krajów UE na polityczne represje w Rosji, na które mogłyby już się zgodzić państwa unijne, nie skoordynował tej wizyty z dyplomacjami innych państw, w tym tych, które mają do Moskwy stosunek bardzo chłodny. Gdyby tak zrobił, miękka z pozoru dyplomacja unijna mogłaby pokazać Rosji, że odrzucenie umiarkowanych nawet żądań europejskich spotka się w najbliższych tygodniach z reakcją. Borrell dał Ławrowowi szansę błyskawicznego przypomnienia światu, że Kreml doskonale wie, jakie są słabości UE w polityce zagranicznej: Unia nadal w polityce zewnętrznej rzadko jest jednością, opiera się na suwerenności państw. Ale kiedy już państwa dogadają się między sobą, to UE może być silna w relacjach z mocarstwami czy postmocarstwami, jak Rosja. Pokazuje to przykład sankcji. Fakt, nie obaliły Putina i nie zatrzymały jego osobistej chęci ponownego podboju Ukrainy. Ale kremlowskiemu autokracie przypomniały, że wyśniona nowa rosyjska dominacja nad Ukrainą zakończy się katastrofą gospodarczą nie Unii, ale Rosji. Rosja bez europejskiej gospodarki skazana jest na gospodarcze uwstecznienie, a geopolitycznie na całkowitą samotność w relacjach z potężniejącymi Chinami. Borell pewnie chciał dobrze, a wyszło jak zawsze – to określenie rosyjskiego premiera Czernomyrdina z lat 90., chyba najdelikatniej, ale prawdziwie, opisuje ostatnie działania hiszpańskiego dyplomaty na czele dyplomacji UE.
Stałą dolegliwością Unii Europejskiej jest niedocenianie swojej potęgi, tak, tak, potęgi, jaką jest gospodarka. Nawet bez Wielkiej Brytanii, która zresztą i po Brexicie jest z UE związana traktatem handlowym, Unia jest gospodarczym i handlowym kolosem. Jest także, mimo ostatnich szczepionkowych wątpliwości, jednym z wiodących obszarów na świecie, w którym rozwijane są nowe technologie przyszłości. Poziom życia, poziom służby zdrowia, poziom edukacji, i wreszcie poziom obywatelskich swobód i praw, mimo spustoszeń pandemicznych, należy do najwyższych na świecie. I tej siły Putin boi się najbardziej, ponieważ doświadczył w życiu siły rzekomo „miękkiego” Zachodu. Ten często pacyfistyczny, zamożny, rozwinięty, i często dlatego nieskory do gwałtownych działań zewnętrznych, spokojny zachodni świat, okazał się w starciu z radziecką potęgą bezapelacyjnym zwycięzcą. Putin widział, jak pada imperium sowieckie, ale nie w wyniku wojny, tylko zwyczajnej konkurencji systemowej z Zachodem. Dlatego zdając sobie sprawę ze słabości, chronicznej słabości Rosji i niezdolności rosyjskiego kierownictwa do wejścia na ścieżkę unowocześnienia kraju, Putin zbudował opartą na kłamstwie i propagandzie autokrację wewnętrzną, wzmocnioną nacjonalizmem i narodowym-prawosławiem, a w relacjach z Zachodem próbuje, korzystając z tanich i nowoczesnych metod, zatruć zachodnie społeczeństwa i systemy, powodując zamęt i osłabienie Ameryki i Europy. Na szczęście obie części Zachodu rozpoznały tę strategię Moskwy, choć nie zawsze skutecznie ją odpierają.
Joseph Borrell za swoje grzechy może straci stanowisko, a może będzie trwał na urzędzie jako dyplomatyczny przedstawiciel UE. Upokorzenie w Moskwie utrudni mu działanie, on sam pewnie zrozumie, że jako najważniejszy dyplomata UE może bezpowrotnie stracił poważanie i coś, co jest kluczowe w polityce światowej: ciężar gatunkowy. Unia Europejska także poniosła straty. Teraz cała UE jest łatwym celem propagandy rosyjskiej, ale i tej, pochodzącej z wewnątrz Europy, czyli propagandy antyunijnej. Często najgłośniej o upokorzeniu UE mówią ci, którzy najchętniej Unię Europejską sprowadziliby do obszaru wolnego handlu. Często głowy Borrella domagają się ci, dla których Unia to organizacja niewydolna i zbędna. Borrell zasługuje na surową ocenę, ale czy zasługuje na dymisję ? Kto z niej ucieszyłby się najbardziej ? Obawiam się, że Ławrow. Może Borrell po moskiewskiej lekcji zrozumie, jaka jest jego prawdziwa rola: jest reprezentantem dyplomatycznym UE, a nie urzędnikiem departamentu do spraw kontaktów z państwami zewnętrznymi. Jako reprezentant UE, ma do dyspozycji niemały pakiet narzędzi, w tym siłę UE jako gospodarki. Z "miękkości" UE, z atrakcyjności jej modelu ekonomicznego, społecznego, cywilizacyjnego, powinien czerpać siłę w kontaktach z dyktaturami. Nie powinien pozwolić rywalom UE rozegrać, znane przecież, słabości UE. Jeśli Borrell wyciągnie wnioski z fiaska podróży do Moskwy, on i jego następcy mogą sporo osiągnąć. Także udowodnić przeciwnikom Unii wewnątrz UE, że nie mają racji.
Jacek Stawiski, TVN24 BiS