O tym, że w Biurze Rzecznika Praw Dziecka, którym kieruje Ewa Sowińska, panują dziwne porządki, mówiło się od dawna. Jednak zza ścian hermetycznego urzędu do opinii publicznej przenikało dotąd niewiele informacji. "Polsce" udało się porozmawiać z kilkoma byłymi podwładnymi Ewy Sowińskiej, których wstyd skłonił do przerwania milczenia.
Czego dowiedziała się gazeta? M.in. tego, że w listopadzie 2007 r. Sowińska na gali w Bibliotece Narodowej rozdawała ustanowione przez siebie medale. Dostali je m. in. duchowni zaprzyjaźnieni z panią Rzecznik, która potem kazała zataić informacje o tej imprezie. "Polska" wie także, że Ewa Sowińska, wbrew zaleceniom MSZ, pojechała na Białoruś, gdzie spotykała się z przedstawicielami tamtejszego rządu. Po powrocie zachwalała porządki panujące pod reżimem Aleksandra Łukaszenki.
W Biurze RPD nie liczą się zawodowe kompetencje. Najważniejsza jest lojalność wobec Ewy Sowińskiej. A najlepszą rekomendacją do otrzymania pracy w jej Biurze jest przynależność do LPR lub Młodzieży Wszechpolskiej. W ostatnich miesiącach z BRPD odeszła większość specjalistów. Ewa Sowińska zastąpiła ich swoimi zausznikami.
Ale to jej nie wystarczyło. Żyjąc w ciągłej obawie przed krytyką ze strony dziennikarzy Sowińska wprowadziła kuriozalną zasadę, że jej podwładni nie mogą bez uzasadnienia poruszać się po siedzibie Biura. Ma to podobno ukrócić powstawanie plotek, które potem mogą wydostać się na zewnątrz.
Jedyne media, do których Ewa Sowińska ma zaufanie, to Radio Maryja i Telewizja Trwam. W ostatnich miesiącach wystąpiła w nich kilkanaście razy. Świadkowie opowiadają o fanatycznym wręcz uwielbieniu Sowińskiej dla o. Tadeusza Rydzyka. Dla innych dziennikarzy Sowińska jest niedostępna do tego stopnia, że planowała zbudować na zapleczu gabinetu małą toaletę, gdzie mogłaby się ukryć w razie nagłej ich wizyty.
Źródło: "Polska", APTN